Rozdział 16

4.2K 312 188
                                    

Zjadłam kolację, chociaż nie wiedziałam, co w siebie wpycham. W głowie dźwięczały mi słowa Mistrzyni Mądrości.

Jedno z was wkrótce umrze.

Dash się do mnie nie odzywał, ale przynajmniej wyszedł z pokoju, żeby zjeść. Sama nie miałam siły na rozmowę. Ledwo trzymałam się na nogach, oczy kleiły mi się z każdym mrugnięciem. Dashiell ponownie zamknął się w swojej sypialni, a ja zrobiłam dokładnie to samo.

Zrzuciłam buty i padłam na łóżko. Czułam się tak żałośnie, że nie miałam na nic siły. Wszystko wokół zdawało się mnie przytłaczać, a ja się temu poddawałam. Zupełnie nie odnajdywałam się w tym, co się działo. Miałam wrażenie, że kiedyś byłam silniejsza, a teraz po prostu nie potrafiłam się z tym zmagać. Przerastały mnie sytuacje bez wyjścia i nie mogłam nic zrobić, żeby wydostać stąd brata. Wszyscy byli dla mnie za silni, żyli dłużej, wiedzieli więcej.

Beznadziejność opanowała moje wnętrze, a łzy zapiekły w oczy. Nie miałam nawet siły wejść pod kołdrę. Moje ciało było zbyt ociężałe, zbyt odrętwiałe, zbyt zimne. Zamiast krwi w moich żyłach płynął ołów zmieszany z lodem, a ja nie potrafiłam się go pozbyć.

Szloch wstrząsnął moimi ramionami. Jak miałam sobie poradzić? Polowali na nas władcy królestw, ktoś z kim nie miałam żadnych szans. Zabili moich rodziców. Już nigdy więcej nie upiekę z mamą ciasteczek, nigdy więcej nie pójdziemy razem na zakupy. Już nigdy więcej nie będę rozmawiać z tatą podczas obiadów, nigdy nie będzie zanudzać mnie swoimi historiami z pracy, które potajemnie tak bardzo uwielbiałam.

Już nigdy więcej ich nie zobaczę.

Żałosny dźwięk wydobył się z mojego wnętrza, a niekontrolowany płacz wstrząsał ciałem. Ból rozdzierał mnie na kawałki i nie potrafiłam go niczym złagodzić. Cierpienie zalało mnie jak woda.

Poczułam, jak ktoś wsuwa rękę pod moją głowę i brzuch, po czym okręca w swoją stronę i kładzie przy boku. Poczułam żar i znajomy zapach, który aż za dobrze znałam i rozpłakałam się jeszcze bardziej.

Ames.

Ames tu był. W tej chwili nie obchodziło mnie, czy mnie kochał, czy nie. Nie obchodziło mnie, że wybrał ciemną stronę i pozbył się czakry serca. Nie obchodziło mnie nic, oprócz tego, że tu był. Ze mną. Nigdzie indziej, tylko ze mną.

Ścisnęłam jego koszulę w pięść i wcisnęłam głowę w zagłębienie jego szyi. Mocniej przycisnął mnie do siebie, zawijając rękę na mojej talii i splatając nasze nogi. Wolną dłonią niespiesznie głaskał moje włosy. Praktycznie na nim leżałam, ale potrzebowałam tego. Potrzebowałam jego ciepła i jego bezpiecznych objęć, które składały mnie z powrotem w całość.

Potrzebowałam go jak nigdy wcześniej.

Nic nie mówił, nie szeptał mi do ucha kojących słów. Po prostu był ze mną, a to najlepsze, co w tej chwili mógł mi podarować.

Zasnęłam w jego ramionach, wykończona przez płacz i utulona przez ciepło oraz poczucie bezpieczeństwa.

***

Obudziłam się sama. Na poduszce czułam jeszcze jego zapach i ciepło. Zamknęłam na moment oczy, licząc na to, że jakimś magicznym sposobem znowu się przy mnie zjawi.

Ale się nie zjawił.

Bo mnie nie kochał i nieważne jak okropnie to bolało, musiałam się z tym pogodzić.

Odetchnęłam i wzięłam się w garść. Wczorajszy płacz pomógł mi pozbyć się napięcia, które czułam. Świadomość, że mieliśmy zostać tutaj dłużej, dużo dłużej, przytłaczała mnie, ale nie zamierzałam siedzieć bezczynnie. Chciałam wrócić do treningów, to na pewno zajęłoby moje myśli. Musiałam przycisnąć Minevrę, żeby nauczyła mnie tworzyć barierę w głowie, bo nie podobało mi się, że Ames mógł tak po prostu czytać mi w myślach.

Serce w OgniuOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz