Rozdział 38

3.7K 313 52
                                    

– Mówiłam ci o tym, Amiasie.

W mój sen wdarł się kobiecy głos. Moje powieki zatrzepotały, a w głowie pojawił zaspany mętlik. Gdzie ja byłam?

– Mówiłam ci, że kiedy przejdziesz na ciemną stronę, przestaniesz być dobrym władcą.

Odwróciłam się w stronę głosu. Na obitym skórą fotelu siedziała Voray. Podążyłam za jej wzrokiem. Naprzeciwko, oparty o ścianę, stał Ames z rękami skrzyżowanymi na szerokiej piersi. Miał na sobie czarną, haftowaną złotą nicią marynarkę i pasujące do tego spodnie ze złotym lampasem w misterne wzory.

– Wkurzasz mnie, staruszko.

Usiadłam, lecz żadne z nich nie zwróciło na mnie uwagi. Byli zbyt skupieni na sobie, żeby zauważyć, że się obudziłam. Westchnęłam i już chciałam wyjść, aby im nie przeszkadzać, gdy mój zasnuty mgłą umysł w końcu się rozjaśnił i przypomniałam sobie wszystkie zdarzenia z wczorajszego dnia.

– Zrobiłeś się zbyt pewny swojej siły – rzekła Mistrzyni. – Nie pilnowałeś granic...

– Pilnowałem tych cholernych granic – warknął, odpychając się od ściany i rozplątując ręce. – Tylko, że od jakiegoś czasu, nie mogę wyczuć na nich obecności intruzów. Coś jest nie tak.

Zmarszczyłam brwi, a Voray westchnęła i pokręciła głową.

– Król, którego znałam, nigdy nie zignorowałby takiego zagrożenia.

Ames popatrzył jej pusto w oczy. Ten pozbawiony emocji wzrok łamał mi serce.

– Jesteś zbyt dumny – oznajmiła, poprawiając poły białej marynarki i dopiero teraz zdałam sobie sprawę, że odzyskała ręce. – Zbyt pewny siebie.

– Zawsze byłem pewny siebie, staruszko.

– Teraz jest inaczej. – Wstała. – Królestwo przestało cię obchodzić.

Ames zamknął na chwilę oczy i zaśmiał się cicho.

– A czemu miałoby mnie obchodzić? – zapytał z drwiną w głosie. – Poświęciłem życie dla tego królestwa. Poświęciłem wszystko, myśląc, że tak zapewnię poddanym bezpieczeństwo. Zawsze chciałem dla królestwa jak najlepiej, a zobacz, do czego mnie to doprowadziło.

Mistrzyni Mądrości milczała, a ja wstrzymałam oddech.

– Straciłem rodziców i siostrę – mówił dalej. – Nikt nie zdaje sobie sprawy, jak cholernie trudno jest rządzić. Jak codziennie musiałem podejmować pieprzone decyzje, gdy cały czas cierpiałem. Nie mogłem sobie nawet pozwolić na szczęście. Przez ostatnią dekadę czułem, jakbym się dusił, dopóki nie pojawiła się ona. Ona! – Podniósł głos, a jego oczy zmieniły się na jaszczurzą wersję. – Człowiek. Nie reptilianin, nie szarak, nie moi poddani, tylko ona – człowiek. Nie mam pojęcia, jakim cudem udawało mi się przetrwać te wszystkie lata bez mocy, bez jakiejkolwiek nadziei na jej odzyskanie. Przez królestwo straciłem część siebie, więc zapytam raz jeszcze: czemu miałoby mnie obchodzić?

– Amiasie... – zaczęła Mistrzyni, ale on nie pozwolił jej dojść do głosu.

– Ty wcale nie jesteś lepsza. Zwątpiłaś we mnie już na samym początku. Nawet nie próbowałaś mnie uwolnić. Moja własna babka pozwoliła, żeby torturowano mnie dzień w dzień przez pięć lat, a ona... – Odetchnął głęboko, próbując opanować złość. – Ten człowiek, który ciągle mówisz, że jest zagrożeniem i moją zgubą... – Pokręcił głową i zamknął oczy. – Ona przyjęła na siebie atak jaszczura, chociaż wiedziała, że nie ma z nim szans. Przyjęła na siebie atak, żeby nie zrobił mi krzywdy. Rozumiesz, Voray? – Znalazł się przed nią i pochylił, zmuszając ją do zgarbienia się. – A kiedy po ataku była ranna, nie obchodziło ją to. Pierwsze, co zrobiła, to zapytała, czy nic mi nie jest. Byłem dla niej potworem, nie mogłem jej uwolnić, a ona się o mnie martwiła. Zrobiła dla mnie więcej, niż każdy obecny w moim królestwie poddany, chociaż ją tutaj więziłem, więc nie waż się nigdy więcej mówić o niej źle i przestać oczekiwać ode mnie, że znowu będę dobrym władcą, ponieważ nie zamierzam się zmieniać.

Serce w OgniuOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz