Rozdział 26

4.1K 300 90
                                    

Obudziła mnie cisza.

Resztę dnia po porodzie i całą noc spędziłam w jego ramionach. Ames spał. Jego twarz była spokojna, jednak za każdym razem, kiedy przebudzałam się i próbowałam odsunąć, on mamrotał coś sennie pod nosem, zgarniając mnie w objęcia.

Nie narzekałam. Jeśli moja obecność pomagała mu po tym, co przeszedł, mogłam spędzić z nim noc.

Czułam się ze sobą okropnie. Moje myśli nie były takie, jakie chciałam. Wyobrażałam sobie śmierć Sapphiry i Phyllona. Pałałam do nich tak wielką nienawiścią, że nie mogłam wyzbyć się okropnych obrazów z głowy. Chociaż wolałam to, niż zastanawianie się nad własną śmiercią czy morderstwem rodziców. Nie miałam również pojęcia, co zrobić z bratem. Musiał wydostać się z Podziemia i żyć, bo ja...

Bo ja nie dożyję urodzin. Nie wiedziałam, jak przekazać to Dashiellowi. Nie wiedziałam, jak powiedzieć mu, że będzie musiał zacząć życie na nowo. Nienawidziłam tego, że zostanie sam, bez żadnej rodziny.

Zastanawiałam się, co robić. Czy wrócić z nim na Powierzchnię bez wymazywania pamięci i jakoś mu pomóc? Czy zmusić Amesa, żeby pomajstrował w jego wspomnieniach i zmienić je tak, aby wierzył, że zmarłam? Nie wybaczyłabym sobie, gdyby pomyślał, że go porzuciłam. Musiał wiedzieć, że gdybym tylko miała wpływ na śmierć, nie zostawiłabym go.

Wsłuchiwanie się w rytmiczne bicie serca Amesa pomagało mi się uspokoić, a teraz, kiedy zniknęło, nie mogłam dalej spać. Nie wiedziałam, która była godzina, lecz słońce wisiało po środku nieba, a jego promienie wpadały przez okna i rozbijały się na marmurowej podłodze.

Leżałam jeszcze chwilę w łóżku, napawając się ciepłem materaca i zapachem Amesa na poduszce, po czym w końcu zdecydowałam się wstać. Nowy dzień oznaczał nowe wyzwania, na które nie byłam ani trochę przygotowana, ale z którymi wierzyłam, że dam radę się zmierzyć.

Poszłam do swojej sypialni, w głowie powtarzając rzeczy do zrobienia. Po pierwsze, spotkać się z bratem. Po drugie, znaleźć sposób, aby porozmawiać z Ignatią. Po trzecie, przywrócić Amesa z powrotem. Po czwarte, zaplanować zemstę na Phyllonie za zabicie moich rodziców. Po piąte, i chyba najważniejsze, nie umrzeć.

Bułka z masłem.

Prysznic nadal wydawał się przekleństwem, ale udało mi się umyć w pięć minut i tylko raz zawirowało mi w głowie, więc odniosłam duży sukces. Niezłe rozpoczęcie dnia, ale zakładałam, że długo tak nie pozostanie. W Podziemiu nie istniało coś takiego jak spokojny dzień.

Susząc włosy, patrzyłam przez okno. Obserwowałam jaszczury i szaraki. Robili zakupy, chodzili po rynku, a dzieciaki biegały i bawiły się. Tęskniłam za brakiem problemów. Tęskniłam za spokojem w duszy.

Założyłam podkoszulkę i bluzę, bo robiło się coraz zimniej oraz ciemne spodnie i trampki. Wyszłam z pokoju w poszukiwaniu brata. Zapukałam do jego sypialni, nawet otworzyłam drzwi, ale nie zastałam nikogo w środku.

Przeszłam do salonu. Na widok tac ustawionych na szerokim stole, zaburczało mi w brzuchu. Od wczoraj nic nie jadłam i kompletnie o tym zapomniałam. Zerknęłam w stronę drzwi, zastanawiając się, czy nie odpuścić śniadania i dalej szukać Dasha, ale musiałam mieć siłę, żeby stawić mu czoła.

I potrzebowałam na chwilę się zatrzymać, by mentalnie przygotować się na spotkanie z bratem, który mnie nienawidził.

Usiadłam i zabrałam się za jedzenie, oddając się panującej wokół ciszy. Nie czułam za bardzo smaku potraw, ale przynajmniej napełniłam pusty żołądek. Dałam sobie jeszcze dosłownie dziesięć sekund, zebrałam się w sobie i wyszłam z komnaty.

Serce w OgniuOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz