6. Deszcz

16 3 1
                                    

Niebo było ponure. Wyglądało tak, jakby zaraz miał zacząć padać deszcz.
Zauważyłam wychodzącego ze szkoły Aarona. W tym momencie przypomniałam sobie, że zaproponował mi dziś wspólne spotkanie. Niestety odmówiłam. Myślałam, że brat zaraz po zajęciach mnie odbierze.
Podeszłam do chłopaka i powiedziałam:
- Hejka. Słuchaj, jeśli twoje zaproszenie nadal jest aktualne to chętnie z niego skorzystam.
Aaron wydawał się być dość zdezorientowany.
- Wcześniej zaproponowałeś mi byśmy po szkole wybrali się do parku. - przypomniałam.
- Ale mówiłaś, że nie możesz. - powiedział.
Wywróciłam oczami.
- Nie mogłam, ale teraz mogę. To idziemy czy nie? - zapytałam.
- Jeżeli chcesz...
- Okej.
Razem ruszyliśmy w stronę parku.
Kolorowe liście zaczynały już spadać z drzew. Przed nami rozpościerał się piękny, jesienny krajobraz.
Podeszliśmy do czegoś na rodzaj altany. Aaron oparł się o barierkę i wyjął paczkę papierosów.
- Palisz? - zapytałam.
Wiedziałam, że dość sporo osób ze szkoły pali, mimo wszystko dziwiło mnie, że on też. Nie rozumiałam co ludzie widzieli w tym gównie...
- Tak... Chcesz? - spytał chcąc podać mi paczkę.
Przeszedł mnie nie przyjemny dreszcz.
- Nie...ja nie palę - powiedziałam.
- Nie, to nie. - Schował paczkę i odpalił fajkę.
- Niszczysz sobie płuca.
Aaron wzruszył ramionami.
- Co z tego? Najwyżej szybciej umrę.
Na jego odpowiedź znów przeszły mnie ciarki.
- Dlaczego tak mówisz? - zaniepokoiłam się.
Odczekał chwilę, po czym odpowiedział:
- Nie wiem. Nie ważne.
- Ważne. Coś się stało? - dopytywałam.
- Nie. Jest w porządku.
Cisza numer dwa...
Nie znałam jeszcze Aarona na tyle, by wiedzieć o jego problemach. W sumie to nie wiedziałam o nim prawie nic.
- Długo mieszkasz w Los Angeles? - przerwałam ciszę.
- Od zawsze. - odpowiedział po chwili.
- Ja też...podoba ci się tu?
- Nie...- mruknął gasząc przy tym wypalonego już papierosa.
- Dlaczego? Przecież jest tu bardzo ładnie...
- W zasadzie czekam tylko na osiemnastkę i chcę stąd wyjechać.
Spojrzałam na niego pytająco. On odwzajemnił moje spojrzenie. Patrzyliśmy sobie prosto w oczy. Nie mogłam znieść na sobie spojrzenia jego pięknych, błękitnych oczu. Po chwili westchnełam i opuściłam głowę.
Poczułam na ręce coś mokrego i zimnego. Podniosłam głowę. Zaczynało padać.
- Chyba powinniśmy się gdzies schować - powiedziałam.
Za sekundę było już za późno. Zaczęło lać. Widziałam próbujących się gdzieś schować ludzi. Uciekali spanikowani. Bardzo nie chcieli zmoknąć. Ja i Aaron staliśmy jednak w miejscu. Czułam, że całe moje włosy były już mokre. Ponownie spojrzałam na oczy mojego kolegi. Cały czas na mnie patrzył.
- Coś nie tak? - zapytałam.
Pomyślałam, że może jestem brudna, albo tak bardzo mokra.
Spojrzałam na swoje ubrania. Nie były brudne.
- Dlaczego tak na mnie patrzysz?! Ej, odpowiedź mi!- powiedziałam z lekką irytacją.
- Lubię na ciebie patrzeć - odpowiedział jakby była to rzecz najzwyczajniejsza w świecie.
Czułam, że teraz już nie tylko zmokłam, ale też cała się zarumieniłam.
- Aaron, musimy się schować! Jesteśmy przemknięci do ostatniej suchej nitki! - krzyknęłam starając się przywrócić mu rozum.
Po chwili zaczęliśmy biec przez park w stronę pobliskiego sklepu z kwiatami.
Weszliśmy do środka. Cała trzęsłam się z zimna.
- Teraz będziemy tu czekać do czasu aż nie przestanie lać? - zapytałam.
- Mi to nie przeszkadza. - Aaron wzruszył obojętnie ramionami.
Uśmiechnęłam się.
Mój kolega chwycił za jedną małą, różową róże znajdującą się w wazonie obok niego.
- Proszę - powiedział podając mi róże - będzie ci pasować do kolczyków i łańcuszka. Wydaje mi się, że bardzo lubisz te kwiaty.
Nie pewnie przyjęłam prezent.
- Tak...Ale przecież nie mogę jej wziąć. To kradzież - powiedziałam.
- Żadna kradzież. Weź ją. Proszę.
- No dobrze...- westchnęłam.
Przy Aaronie czułam się dobrze. Tak bardzo swobodnie i komfortowo. Jednak nasza relacja była dziwna. Znaliśmy się od niecałego tygodnia, a on już dawał mi róże. Lubiłam go, lecz był on tylko kolegą.
Chyba.

Ocena, krytyka i błędy------>

Money doesn't make me happyOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz