2.Prośba

105 9 0
                                    

Jako że sprzeczka nie zakończyła się przez kolejne dziesięć minut, ale stanowczo straciła rozmach, znudzona i zdołowana brakiem jedzenia na talerzu, postanowiłam ją zakończyć.

Myślałam, że nowo przybyli to zrobią, bo zdecydowanie mają jakiś biznes w byciu tutaj, ale się pomyliłam. Dali mi wybór na zdecydowanie jak potoczy się moja historia. Mam dwie opcje. Pierwsza, oddalenie się stąd. Co nie jest dobrym pomysłem, bo zostałabym uznana za zbiega i byłabym poszukiwana po całym kraju. Druga, zostanie i wzięcie odpowiedzialności za swoje czyny. To, co wydarzy się później, zależy całkowicie ode mnie. Mogę wtedy zwiać i nikt się nie zorientuje, nie zostawię po sobie śladów.

A więc wybieram pomiędzy pewną męczącą ucieczką a ewentualną miłą ucieczką. Jasne jest, że wybiorę tę drugą opcję, jeszcze nie zwariowałam. Spojrzałam na nieznajomych, przejeżdżając językiem po zębach i zadałam sobie kilka pytań, na które nie mam odpowiedzi.

Po co tu są? Czemu nie interweniują? Dlaczego pozwalają mi zostać w cieniu? Czekają na coś. Jak się też okazało kilka minut temu, nie przyszli sami. Zabrali ze sobą kilkunastu rycerzy, którzy stoją w pełnej gotowości. Czy jeśli zostanę, trafię w ich ręce? Jeśli tak, to czego ode mnie będą potrzebować? Nie wiem. Czemu oczy jednego z żołnierzy miękną za każdym razem, gdy głos Annabeth przebija się przez harmider zagłuszony ciszą mojego umysłu? Zna ją. Skąd? Chyba niedługo się dowiem.

Podjęłam decyzję.

Głośno zapukałam w szafkę za mną, na co wszyscy ucichli.

– GDZIEŚ TY BYŁA?! – Wydarł się dyrektor.

– Tu i tam. – Odparłam wymijająco.

Ruszył w moją stronę z wyciągniętą ręką, chciał złapać mnie za ramię. Czas się dla mnie zatrzymał. A może to moje myśli pędziły tak szybko, że rzeczywistość za nimi nie nadążała? Przeniosłam wzrok z jego ręki na twarz, która momentalnie zmieniła się w białą, gdyż moje oczy pochłonęły jej czerwoność.

Nie zdążył się wycofać. Rozpęd, który wykorzystał do szybkiego podejścia do mnie, ani trochę nie zmalał. Jako że dłoń nadciągała z lewej, to przesunęłam się w prawo po ścianie i widelec, który wcześniej przerzuciłam z jednej ręki do drugiej, przyłożyłam mu do szyi. Nachyliłam się i warknęłam:

– Spieprzaj.

Wycofał się szybko, przez co przewrócił się z hukiem na podłogę. Nie poprzestał jednak na tym. Przejechał dupą przez całą szerokość korytarza, tylko po to, aby znaleźć się jak najdalej ode mnie.

– Gówniaro, jak śmiesz przykładać ostrze do mojej szyi?! – Wykrzyczał, gubiąc w połowie swoją pewność. – Upewnię się, że spotka cię najwyższa kara za tę zniewagę! Jestem tutaj osobą z największą władzą, nie uciekniesz od konsekwencji!

Zaczął się panicznie śmiać. Tymczasem moją twarz rozjaśniła drwina.

– Jesteś pewny? – Spojrzałam w stronę króla. Stał tam, gdzie wcześniej i gromił mnie wzrokiem. Wzruszyłam ramionami, skoro już tu jest, niech się przyda. – Jego wysokość może się nie zgodzić.

Uśmiechnęłabym się, gdyby nie fakt, że jestem tak trochę w dupie. Mam fun, ale i problemy. Moje położenie stało się przez ostatnie dwadzieścia minut minimalnie gorsze.

Podsumuje, zabiłam człowieka, muszę ponieść karę. A wymierzać będzie ją najprawdopodobniej król, którego teoretycznie rzecz biorąc, wyśmiałam. Jedynym plusem jest fakt, że patrzy na mnie jakbym była mu potrzebna. Co może prędko zamienić się w minus, gdy dowiem się, do czego. Dyrektor zerwał się z podłogi od razu, gdy jego wzrok napotkał eleganckie buty. Niezbyt często spotykane, bo chyba tylko on takie nosił, reszta mieszkańców stawiała na wygodę i bezpieczeństwo. Czyli przeważały tu botki i trampki. Ja osobiście gustuję w tych trekkingowych butach, tak zwanych traperach.

PREPARATIONOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz