7. Plan piekła rodem

57 6 1
                                    

Nie myliłam się w związku z nadchodzącym deszczem. Od jakiegoś czasu krople padają na mą twarz nieprzerywanie, zmywając przy tym wszelkie winy z mojego ciała. Błogie uczucie skłania mnie, do zrobienia czegoś, na co większość ludzi by się nie odważyła, a już na pewno nie w towarzystwie nowych ludzi. Ale, jako że zaczyna ode mnie poważnie cuchnąć, mam wywalone w Ashera. Sobie popatrzy.

Zimno też nie jest przeszkodą, moi opiekunowie są fanami morsowania, więc weekendowe wycieczki nad jezioro bliżej północnej granicy były tradycją. Oczywiście z racji, że to miejsce było bardzo publiczne, obowiązywały nas stroje kąpielowe. Tutaj jedynym obserwatorem jest chłopak, który, na razie prędzej spali się ze wstydu, niż zacznie sobie na przykład walić. Cóż teoretycznie rzecz biorąc i tak by nie zaczął, dalej nie rozwiązaliśmy jego problemu, ale wszystko po kolei.

Rozpięłam kurtkę i ułożyłam ją wnętrzem do konia, aby nie przemokła od środka. To zaalarmowało chłopaka, jednak nic nie powiedział... przyglądał się zaintrygowany. Pod kurtką miałam na sobie tylko koszulkę, która natychmiastowo przemokła. Chwyciłam rękami przeciwne rąbki koszuli i sprawnie ją ściągnęłam.

Z boku doszło mnie gwałtowne wciągnięcie powietrza. Nie miałam na sobie stanika, ugotowałabym się w nim i wszystkich innych warstwach ubrań.

– C-co ty robisz? – Wychrypiał całkowicie zdębiały Asher.

– To moja szansa na pozbycie się smrodu, jaki pozostawiły po sobie flaki sarny.

Oparłam dłonie na tyłku konia, wypchnęłam klatkę piersiową do przodu i odchyliłam głowę w tył. Włosy całkowicie mi już przemokły, woda spływała mi po piersiach na brzuch. I jak zwykle nie mogłam sobie darować powiedzenia czegoś zboczonego.

– Jak chcesz, to możesz się napić. Takiego strumienia jak ten nie znajdziesz w żadnej innej dolinie.

Jęk, jaki wydał, był przepełniony zażenowaniem. Rozbawiona zarechotałam, on cały czerwony na twarzy wyszeptał:

– Proszę, nie śmiej się.

Z udawanym oburzeniem obróciłam się tułowiem w jego stronę.

– Czemu? – Zapytałam niewinnie, zakłopotany potarł kark. – No dalej powiedz to. Nie czytam w twoich myślach.

Podjechałam o niego tak blisko, że nasze nogi się stykały. Chwyciłam jego rękę, którą bezwiednie trzymał na kolanie i przyłożyłam do mojego serca. Wpatrywał się w mój biust, zupełnie jakby był najcenniejszym skarbem narodowym. Nie odzywał się, milczał, patrzył, pożerał wzrokiem.

– Coś nie tak, książę? – Wyszeptałam wprost do jego ucha, mruknął, gdy mój ciepły oddech owiał jego zmarznięte ucho. Przygryzłam jego płatek i pociągnęłam. Świst powietrza wydarł się z jego ust do zewnętrznego świata. Dłoń, którą trzymał na moim sercu, delikatnie przesunął minimalnie w dół i zacisnął. Przełknął ślinę i schylił głowę na wysokość mojej prawej piersi, przy okazji poluzował uścisk na lewej. Otworzył usta i przybliżył je do sutka, nie spodziewał się tylko, że jego zęby zagryzą zamiast niego, powietrze.

Odjechałam koniem na pół metra i wpatrywałam się w jego twarz. Gdy zrozumiał, co się wydarzyło, rozwarł gębę jeszcze raz, tym razem zapewne, aby opieprzyć mnie za to, co zrobiłam. Nie dałam mu na to szansy. Włożyłam pomiędzy jego wargi dwa palce lewej ręki, środkowy i wskazujący, nacisnęłam nimi na język. Jego oczy rozszerzyły się do wielkości piłeczek do ping-ponga. Ale jedno spojrzenie na moją twarz wystarczyło, aby zacisnął na nich usta i zaczął je ssać.

Postanowiłam zadać mu pytanie jeszcze raz. Ponownie przybliżyłam moją twarz do jego ucha, tym razem tego drugiego.

– Coś nie tak, książę?

PREPARATIONOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz