Nie mogła się pozbierać po tym śnie. Nie, nie śnie, wizji. Carlisle umrze za kilka godzin. Powinna o tym powiedzieć, ale znając Cullenów, i tak postawią na swoim. A Carlisle tak bardzo chciał wziąć udział w walce. I jeżeli pojawią się Volturii tylko on będzie w stanie się z nimi dogadać. Jako tako. A armia nowonarodzonych jest wielka i nie była pewna, czy wystarczy ich sił, nawet przy pomocy wilkołaków. Ale ma więc pozwolić mu umrzeć? Postanowiła nikomu o tym nie mówić.
Zeszła na dół, gdzie wszyscy, w napięciu, czekali na nią i jej specyfiki. Rozłożyła wszystkie na blacie.
-Dajcie mi chwilę. Każdy z was ma odpowiednią mieszankę.- Zabrała kilka szklanek, które Cullenowie kupili ze względu na Belle, i mieszała w nich konkretne ciecze, podając je odpowiednim Cullenom. Gdy podawała szklankę Jasperowi, w okno coś uderzyło. Wszyscy odwrócili się w tę stronę i zobaczyli uderzającego o szybę czarnego ptaka. Rabana. Najbliżej stojąca Rosalie otworzyła szklane drzwi i ptak wleciał do środka. Raven machnęła ręką, pojawiła się lekka czerwona mgiełka, i przed wszystkimi stał już, jak zwykle czarny i ponury, niczym mroczny kosiarz, Raban. -Dla ciebie też coś mam.- nagle w jej dłoni coś się pojawiło, podała tę rzecz Rabanowi. Ten przyjrzał się.
-Amulet?... Ale myślałem, że zostaję tutaj z tobą.- zmarszczył brwi.
-Nie, nie zostajesz.- powiedziała twardo i spojrzała na niego dwuznacznie. Kiwnął lekko głową, rozumiejąc, że ma dla niego inne zadanie.
-Jeżeli zapytam to i tak nie odpowiesz, prawda?- spytał Jasper, który od początku tego dnia wyczuwał w niej silny niepokój. Nie podobało mu się to.
Raven w odpowiedzi uśmiechnęła się. Odwróciła się i przygotowała kolejne serie mikstur. Ostatnia była Carlsila. Prócz mikstur wzmocnienia, siły, prędkości, wytrzymałości i wyostrzenia zmysłów, dała tam też szybką regenerację. Już miała podnieść szklankę, by oddać ją w ręce Carslila, ale zawahała się. Przypomniała sobie swoją wizję. Raban może zawieść. Dobrze, że nie ma tu Edwarda, który wciąż siedzi w górach z Bellą. Spojrzała na swoje dłonie. Uniosła jeden z nadgarstków i go nadgryzła, używając sporo magii, by zamaskować jej zapach. Wycisnęła z rany tyle krwi ile się dało i wymieszała ją z zawartością szklanki. Poczekała jeszcze minutę, aż rana się zagoi i podała szklankę Carlislowi, który uśmiechnął się wdzięcznie. Później sama wypiła jedną z mikstur i po kolei musiała podać swój jad Cullenom.
-Wybierzcie jakieś miejsce do ugryzienia. Im bliżej serca, tym szybciej i mocniej zadziała.- pierwszy zgłosił się Emmet, który zdjął koszulkę i pełny dumy, ze swojego genialnego pomysłu, na zawstydzenie jej, powiedział, żeby ugryzła go w miejsce serca. Bez większych ceregieli i nie uprzedzając go ówcześnie, mocno wbiła żeby w to miejsce. Emmet nieoczekiwanie pisnął, a Raven szybko się odsunęła, uśmiechając się nowymi kłami. -Wedle życzenia, panienki. Nigdy wcześniej nie słyszałam tak wysokiego pisku.- choć wszyscy byli zestresowani, z tej sytuacji i z tak ogromnej klęski Emmeta, nie dało się nie śmiać. Później ugryzła Jaspera w ramię, Rosalie w nadgarstek i Alice w, o dziwo, kręgosłup. Najboleśniejsze miejsce, a wynik ten sam co u, chociażby Rosalie, ale uparła się.
-A ty Carlsile, gdzie sobie życzysz pięknych usteczek Raven?- zapytał Emmet, który chciał ratować przed samym sobą resztki swojej męskiej dumy. Carslile zamrugał i zawstydził się okropnie, dziękując wszechświatowi, że nie ma tu Edwarda, który dowiedziałby się, o tym co pomyślał na tę odpowiedź. Raven również lekko się zarumieniła, ale była odwrócona od reszty tyłem. Wzięła głęboki wdech. Ona też miała swoją propozycję na to pytanie i za nic w świecie nie chciałaby, by padło to na głos. Gdy zapanowała nad kolorem twarzy, odwróciła się z wrednym, delikatnym uśmiechem.
-Mówiłaś coś, paniusiu?- Emmet zacisnął zęby i odwrócił wzrok, upokorzony po raz drugi. Spojrzała na Carlisla, który zastanawiał się jakie miejsce wybrać. Gdy testowała na nim ugryzienia było tak przyjemnie, ale reszta Cullenów ledwie podtrzymywała krzyki, dlaczego?
-Niech będzie szyja.- odezwał się w końcu.
-Cóż za ironia, doktorze Cullen.- zaśmiała się, a blondyn wzruszył ramionami. Podeszła do niego i chwyciła za obie strony jego szyi. -Wybacz, jeśli zaboli.- i bez wyczekiwania na reakcję, wbiła się kłami w bok jego szyi, tak że niemal nie było widać jej twarzy. Carlsile przygryzł wargę. Choć ten gest wyglądał na oznakę odczuwalnego bólu, tak naprawdę tłumił jęk. Było mu coś zbyt dobrze, jak na to, że reszta powstrzymywała krzyki. Musi później zapytać o to Raven.
Wciąż czuli się przy sobie trochę niezręcznie. Chyba ze względu na to, że choć dali sobie szansę, to nie zdefiniowali do końca na co. Oczywiście, ich zachowania względem siebie mówiły same za siebie, ale i tak brakowało im tego jednoznacznego sformułowania kim dla siebie są. Albo raczej kim mają dla siebie być.
Przygotowywali się do drogi, gdy Raven zabrała Rabana na stronę.
-Mam dla ciebie zadanie.- Raban kiwnął głową, zgadzając się na wszystko, cokolwiek by to nie było. -Masz chronić Carlsila.- Raban zmarszczył brwi.
-Słucham?!- szepnął głośno. -Nie przesadzasz trochę? Twierdzisz, że znasz swoje obowiązki, ale wysyłasz mnie żebym chronił wampira, który ci się podoba, zamiast czuwania nad tobą?!- Raban rzadko mówił więcej niż dwa, trzy zdania. Zwykle mówił więcej, gdy ją karcił. Nigdy jednak nie podnosił głosu. Raven to zdenerwowało. Zbyt często zapominał, że jest sługą. Machnęła ręką i jego usta zamknęły się i skleiły, jakby ktoś posmarował je klejem. Próbował je desperacko otworzyć, ale gdy w końcu zrozumiał, że to bezcelowe spojrzał, już opanowanym wzrokiem, na czarnowłosą.
-Nie skończyłam mówić, więc nie przerywaj.- powiedziała gniewnie i z wyjątkową wrogością w oczach. To całkowicie otrzeźwiło Rabana. Spóścił lekko głowę i pokiwał nią, obiecując, że będzie grzeczny. Raven znów machnęła ręką, a Raban odzyskał głos. -Miałam wizję. Na Carlisla rzuci się rudy wampir. Młody chłopak. On sobie z nim poradzi, ale z drugiej strony zaatakuje go blondynka. Ty, masz ją zabić zanim zdąży do niego doskoczyć, jasne?- spojrzała na niego srogo, skulił się lekko i znów jedynie kiwnął głową. I ona potrafiła przypomnieć kim jest, kiedy była taka potrzeba. Aura, która nagle zaczęła od niej wychodzić sprawiała, że Raban czuł się wyjątkowo malutki, ale zawsze wzbudzało to w nim fascynacje i uwielbienie. -I nie waż się mnie oceniać. Jestem Raven Swan, trzynasta Domina Tenebrae. Ja nie będę wybierać między obowiązkiem a szczęściem. Ja, ja jedyna z nich wszystkich, będę miała ona. A dlaczego?- zbliżyła się do niego złowrogo.
-Bo masz na tyle sił.- na słowa Rabana wypuściła powietrze i spojrzała na niego wyjątkowo miękko. Nie bez powodu chciała żeby on to powiedział. Wierzył w to mocniej niż ona. A jeżeli rzeczywiście chciała mieć i jedno i drugie, to będzie potrzebowała tego jak nigdy dotąd.
-Leć i uważaj na siebie.- powiedziała już w normalny dla siebie, lekko zmartwiony sposób. Raban kiwnął głową i dołączył do reszty, która opuszczała właśnie dom i ruszyła na miejsce bitwy.
Dzisiaj trochę krótszy, ale totalnie nie mam czasu pisać! Myślę, że jeszcze jakieś dwa rozdziały i zakończymy "Zaćmienie" później zamierzam dorobić kawałek kompletnie wymyślonej przeze mnie scenerii, która będzie trwać aż do przedednia ślubu Belli i Edwarda. To tak trochę o planach na najbliższą przyszłość. Szczerze powiedziawszy jestem w szczerym szoku, że wciąż pisze to ff, że tyle ludzi to czyta i że wciąż mam na to wenę. Zaczynając myślałam, że będzie jak niemal z każdym opowiadaniem, które zaczynałam. Dwa-trzy rozdziały i w końcu do wyrzucenia. No niestety, albo stety, nie zapowiada się żeby miało tak być tym razem.
Zastanawiam się nad zmianą tytułu, okładki i opisu, co myślicie?
CZYTASZ
Zła Królowa | Carlisle Cullen
FanficJej życie się skończyło. Bywa. Naturalna kolej rzeczy, która czeka każdego. Ale nie ją. Jej okazano najokrutniejszy rodzaj litości - uratowano ją. I tak stała się najsilniejszą istniejącą istotą na świecie. Ludzie nazywali ją Wiedźmą, Czarownicą, wś...