Epilog

1.1K 48 26
                                    

Rok później...

Siedząc na cmentarzu czułam spokój. Nigdy nie sądziłam, że dotrwam do momentu, gdy będąc w tym miejscu nie będę płakać. Nigdy nie przyszłam tutaj z własnej woli, a tym bardziej po to by odpocząć. Głęboko oddychałam, wpatrując się w złoty napis, który jeszcze kiedyś przeszywał mnie bólem.

Per aspera ad astra.

Przez trudy do gwiazd - pomyślałam.

    To tak bardzo do niej pasuje. Przeżyła w swoim życiu bardzo dużo, więcej złego, niż dobrego. W wieku szesnastu lat nie powinna zmagać się z uzależnieniem, przemocą domową i śmiercią. To nie powinno spotkać nikogo. Rzeczy, które zrobili jej ludzie były niewybaczalne. Na szczęście większość z nich dostała za swoje.

    Zaczynając od rodziców, którzy przy małej pomocy zbankrutowali, a światło dzienne ujrzało ich jako tyranów. Wszyscy dowiedzieli się co robili swojej córce i jak potraktowali syna. Od paru miesięcy nikt o nich nie słyszał, a ja nie chciałam wiedzieć jak sobie radzą. Ważne dla mnie było to, że już nikogo nie skrzywdzą.

    Później był Thiago. Spotkał go koniec, może nie taki na jaki zasłużył. Chciał ją wykorzystać, gdy była nieprzytomna. To nie mieściło się w mojej głowie.

Tylko gdyby nie chciał tego zrobić, to czy poznałaby Chase'a? Osobę, która jej pomogła, wyciągnęła z mroku i ocaliła?

    I na samym końcu Tanner. Potwór, który ją zabił. Spotkał go taki sam los, a ja czułam się wolna, bo przyłożyłam do tego rękę. Nie miałam wyrzutów sumienia. Dzięki temu pokonałam demony, z którymi się zmagałam przez długi czas. To samo tyczy się Thomasa, zabiłam go i nie tylko ja odzyskałam spokój. Ktoś jeszcze poczuł się wolny.

    Poczułam na swoim ramieniu dłoń mężczyzny, który siedział obok mnie. Po chwili złożył czuły pocałunek na mojej skroni.

    -Ona jest w lepszym miejscu - szepnął Chase.

    Pokiwałam głową, odganiając łzę wzruszenia. Wiedziałam to i byłam z tego powodu szczęśliwa.

    Nie był już skrępowany przez ojca - tyrana. W końcu wszystkie jego rany się zagoiły, nie tylko te na ciele, ale także w umyśle. Stał się niezależny i robił to co chce, a nie to co ktoś mu każe. Nikt mu nie groził, nikt go nie szantażował.

    -Kochanie, nie płacz. - W jednej chwili znalazł się przede mną, ocierając łzy. - Uśmiechnęłam się, a on odwzajemnił mój gest. Przybliżył się do mnie, a ja poczułam miękkość jego ust na swoich. - Musimy już iść, tym razem nie możemy się spóźnić. - Zaśmiał się, a ja poszłam w jego ślad.

    Powoli się podniosłam i stanęłam nad granitowym nagrobkiem. Uniosłam dłoń i delikatnym ruchem ułożyłam kwiaty na czarnej powierzchni. Bukiet białych lilii. Brunet złapał moją rękę i pociągnął w stronę samochodu.

    Jechaliśmy do baru, w którym miał się odbyć nasz "rodzinny obiad". Mimo, że pół roku temu wraz z Chase'em wyprowadziliśmy się do Skandynawii to staraliśmy się utrzymywać kontakt z naszymi przyjaciółmi. Raz w miesiącu organizowaliśmy spotkanie, na którym wszyscy się pojawiali, a my - jak zwykle - się spóźniliśmy.

    -Ile można na was czekać! - zawołał Larry z radosnym uśmiechem na twarzy.

    -Nasza parka znowu zapomniała jak się korzysta z zegarka - mruknął mój brat, ale widziałam jak kąciki jego ust unoszą się do góry.

    Przywitałam się z nimi, a następnie spojrzałam na Davida, siedział przy stole z markotną miną. Wykorzystałam sytuację, gdy reszta się witała i podeszłam do niego, układając jedną dłoń na jego plecach.

Until You LieOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz