Rozdział drugi

1.2K 34 12
                                    


Riley

Przed chwilą zadzwoniłam do Tannera. Zapytałam się go czy chciałby przyjść do mnie na chwilę, ale powiedział, że nagle dostał telefon z pracy i musi się tam zjawić. Tak to wyglądało gdy wykazywałam jakąkolwiek chęć utrzymania kontaktu. Może było to egoistyczne z mojej strony, ale zaczynało mnie to coraz bardziej drażnić.

Wstałam z łóżka, podeszłam do biurka i wyciągnęłam z szuflady paczkę Winston'ów. Od jakiegoś czasu prawie nie paliłam, ale zdarzały się sytuacje kryzysowe gdzie tylko nikotyna jakoś mnie ratowała. Podniosłam z parapetu różową zapalniczkę i podpaliłam końcówkę papierosa. Wyszłam na balkon i przykucnęłam przy balustradzie.

Uwielbiałam tu siedzieć, patrzyłam na tańczące liście, które nosił wiatr lub na przechodzących ludzi. To był mój sposób ucieczki przed światem realnym. Nigdy nie wiedziałam dlaczego akurat to napawało mnie takim spokojem. Nikotyna, która rozprzestrzeniała się w moich płucach nie przynosiła mi takiego ukojenia, była jedynie dodatkiem. Po odejściu Dhalii zaczęłam robić to coraz częściej, po tym w jakich okolicznościach zmarła uznałam, że palenie papierosów będzie najzdrowszym nałogiem. Niestety używka nie była na tyle silna by zagłuszyć głosy w mojej głowie, czy przepędzić koszmary, które pojawiały się przez bardzo długi czas. Jedynymi demonami, z którymi się teraz zmagałam były natarczywe myśli, nie było sekundy gdy nie próbowały nakłonić mnie do czegoś złego. Opieranie się im było kurewsko wykańczające.

Nie wiem ile minęło czasu, jak tak siedziałam na zimnych kafelkach, ale zdążyłam spalić trzy papierosy i chyba się przeziębić. Powinnam załatwić sobie krzesełko na tym balkonie.

Weszłam do pokoju dopiero gdy usłyszałam dzwoniący telefon, który leżał na moim łóżku. Gdy zobaczyłam na ekranie zdjęcie uśmiechniętej Audrey prawie odrzuciłam połączenie. Nie chciałam z nią rozmawiać głównie dlatego, że podczas naszego ostatniego spotkania zachowywałam się niemniej dziwnie. Wiem, że by się mnie wypytywała o wszystko, bo przyjaciółka nie należy do tych, które łatwo odpuszczają. Nie mogłam zlewać jej w nieskończoność, więc zmusiłam się do naciśnięcia zielonej słuchawki.

-Masz czas się spotkać? - powiedziała stanowczo, nawet nie witając się ze mną. - Teraz?

-Czemu brzmisz jakby stało się coś poważnego? - zapytałam lekko zestresowana tonem jej głosu.

-Bo to jest kurwa ważne... do chuja Riley. Spotkaj się ze mną za piętnaście minut przed parkiem. - Od razu się rozłączyła.

Nie miałam pojęcia o co mogło chodzić, brzmiała jakby miała zaraz wybuchnąć. Czy tak bardzo ją zdenerwowało moje zachowanie? Nie było jej dzisiaj w szkole, więc to jeszcze bardziej potęgowało moje negatywne myśli. Bez większego namysłu założyłam bluzę i wyszłam z domu.

Dziesięć minut później stałam przy wejściu do parku. Nie musiałam długo czekać bo po chwili zobaczyłam przyjaciółkę, która krokiem w moją stronę. Miała na sobie szary dres, a włosy spięte w niechlujnego koka. Mimo, że jedynym źródłem światła były latarnie to doskonale widziałam wyraz jej twarzy. Wyglądała na bardzo zdenerwowaną, a jej oczy były szkliste. Podeszła do mnie szybkim krokiem i bez przywitania zapytała.

-Co się dzieje między tobą, a Tannerem?

Mimo, że wczoraj zapytała się mnie o to samo to bardzo się zdziwiłam. Może i od jakiegoś czasu nękały mnie myśli o tym czy Tanner traktuje mnie dobrze, to nie pokazywałam tego. Zachowywaliśmy się normalnie, a moje przemyślenia zostały tylko w mojej głowie, nie rozmawiałam o tym z nikim. Przez ostatnie dwa lata myślałam tylko o Dhalii, ale niedawno zaczęłam też rozmyślać o moim związku. Bałam się, że jest ze mną coś nie tak, Tanner robił wszystko co w jego mocy by mi pomóc, a ja kwestionowałam jego dobre intencję. Głównym powodem było to, że zaczął spędzać ze mną coraz mniej czasu i chyba to mnie trochę przerażało. Dawna rutyna poszła w zapomnienie, teraz nadszedł czas na zmiany, których bardzo się obawiałam.

Until You LieOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz