Rozdział jedenasty

841 34 8
                                    




Riley


Miałam straszny mętlik w głowie przez moje ostatnie spotkanie z Chase'em. Nie wierzyłam, że kiedykolwiek to przyznam, ale naprawdę go polubiłam. Nie wiem do końca jakie uczucia do niego żywię, ale nie są one negatywne. Tak jak na początku. Zaczęłam mu ufać.    

Myślałam też o Tannerze. Głównie o naszej kłótni, bo od tamtej pory się nie odezwał. Cieszyłam się z tego, wiedziałam, że oboje musimy ochłonąć. Dużo rozmyślałam o tym jak funkcjonuje nasz związek. Wiedziałam, że nie jest zdrowy, jednak nie chciałam tego kończyć, tylko spróbować to naprawić.    

Siedziałam na łóżku i zastanawiałam się co mam zrobić z tym wszystkim. W mojej głowie był straszny natłok myśli. Zawsze gdy miałam taką sytuację pisałam, by je uporządkować, albo...    

-Muszę zapalić - powiedziałam do siebie i sięgnęłam po paczkę Winston'ów.    

Trzymając papierosa w ustach zaczęłam szukać mojej zapalniczki. Zawsze leżała w tym samym miejscu, a teraz jej nie było. Była jaskrawo różowa, więc nie trudno było ją zauważyć w pokoju gdzie głównie dominował kolor biały.     

-Tego szukasz? - Podskoczyłam spłoszona, aż fajka wypadła mi z ust. 

Gdy się obróciłam zobaczyłam uśmiechniętego Louisa, który obracał w palcach moją zapalniczkę. - Wiesz, że nie wypada się ukrywać przed bratem z takimi sprawami. - Podszedł do mnie i schylił się by podnieść to co spadło. A następnie przeszedł za mną by wyjść na balkon.    

Stałam jak sparaliżowana bacznie obserwując chłopaka. Przyłożył papierosa do ust, w tym samym czasie odpalając końcówkę.     

-Idziesz? Czy mam sam tu stać? - zapytał z przebiegłym uśmiechem na twarzy.   

Czy ja naprawdę zaraz zapalę z moim bratem? Z tym, który zabraniał mi wychodzić z domu bez kurtki bym nie zachorowała? Z tym, który nie pozwalał mi chodzić na imprezy, żebym nie piła alkoholu? Ktoś go chyba podmienił.    

Powoli wyszłam na balkon. Termometr wskazywał temperaturę na minusie, a ja byłam w koszulce na ramiączkach i spodenkach od piżamy. Jeśli złapie mnie jakieś choróbsko to nawet się nie zdziwie.     

Stanęłam obok brata. Patrzył gdzieś w pustą przestrzeń przed sobą. Po chwili skierował wzrok na mnie i wysunął w moją stronę odpaloną fajkę.    

-To nie jest jakiś podstęp prawda? - zapytałam dla pewności, on jednak tylko się uśmiechnął i przysunął papierosa bliżej.    

Chwyciłam go, przyłożyłam do ust i zaciągnęłam się lekko. Louis obserwował każdy mój ruch.    

-Powiesz mi co się dzieje? - Pytanie nagle padło z jego ust.    

Kurwa.   

Wiedziałam, że zapyta o to prędzej czy później. Nie mogę uciekać od tego w nieskończoność. Muszę się w końcu z tym zmierzyć.    

-Nie wiem jak to powiedzieć, nie wiem czy powinnam o tym mówić. Nie chcę rozdrapywać starych ran, ani moich, ani twoich. - Chciałam na niego spojrzeć, ale poczułam jak zaszkliły mi się oczy. Odwróciłam głowę.    

-Jestem tu by rozwiązać problem, a nie się nad nim użalać. Domyślam się co masz na myśli, mówiąc o rozdrapywaniu ran. Nie jestem ze szkła, kochałem ją to prawda. Ale nie pozwolę byś bała się mi o czymś mówić, bo myślisz, że sobie nie poradzę. - Przerwał na chwilę jakby próbował zebrać myśli w głowie. - Nigdy tak naprawdę nie powiedziałem co działo się w mojej głowie po jej śmierci. Było gorzej niż myślałaś, niż wszyscy myśleli. Ale obiecałem sobie, że nie ważne co by się stało, nie upadnę. Nie tak jak wtedy. - Ostatnie zdanie powiedział przez zaciśnięte gardło. Jego głos zdradzał jak trudno przyszło mu to wyznanie.     

Until You LieOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz