Rozdział dwudziesty piąty

711 32 6
                                    

Ten rozdział może być nieodpowiedni dla osób wrażliwych, czytacie na własną odpowiedzialność!

Chase

Znajdowaliśmy się w Ullapoolu, małym miasteczku, które przypominało te z horrorów. Było osadzone tuż przy oceanie, przez co wszędzie gdzie się nie spojrzało widniała woda, a wszystko tutaj było skonstruowane z kamienia. Na pierwszy rzut oka mogłem stwierdzić, że jest tu bardzo ubogo. Jednak ludzie, których mijałem wydawali się być szczęśliwi. Podejrzewałem, że za dnia ta miejscowość tętni życiem, my byliśmy tutaj w nocy, więc ulice były prawie puste.

Nie widziałem w tym nic specjalnego, jednak Riley wydawała się być zafascynowana. Przez całą drogę nie mogła odkleić głowy od okna, bo co chwile przyglądała się wszystkiemu co się za nim działo.

Przez całą drogę myślałem jak potoczy się ta cała rozmowa. Nie byłem na nią przygotowany i nawet nie wiedziałem jak miałbym to zrobić. Nie wiemy czy to na pewno jest jej brat, jak ma na imię i czy w ogóle będzie chciał z nami rozmawiać. Bałem się dosłownie każdego aspektu tej sytuacji.

Skierowałem się pod adres wyznaczony przez Larrego. Wysiadając z samochodu ujrzałem mały domek, bądź kamienicę całą zrobioną z kamienia. Wyglądała jakby miała się zaraz rozpaść, w sumie tak jak każdy budynek w okolicy.

Powolnym krokiem podeszliśmy do wejścia. Ręce mi drżały, a ja nie mogłem tego powstrzymać. Poczułem obok siebie obecność dziewczyny i minimalnie się uspokoiłem. Cieszyłem się, że jest tutaj ze mną. Podejrzewałem, że gdybym był sam to zbierałbym się do tego aż do rana. Zapukałem do drzwi.

Obawiałem się, że może go nie być w domu, lub może już dawno spać, jednak po chwili usłyszałem ciche kroki, które zmierzały w naszym kierunku. Drzwi się lekko uchyliły, osoba za nimi dyskretnie się rozejrzała, a potem otworzyła je szerzej.

Przede mną stanął bardzo wysoki brunet, który miał jej oczy. Nie mogłem oderwać wzroku, byli tacy podobni, wręcz identyczni. Przypomniałem sobie zdjęcie, które pokazał nam Larry i on wyglądał dokładnie tak samo. Czarna czupryna, która była lekko zakręcona, prosty nos i lekki zarost.

Cholera, stresowałem się. Wszystko co miało opuścić moje usta musiało być przemyślane. Tutaj nie było miejsca na pomyłki. Nie wiedziałem jak zacząć, ale na szczęście brunet mnie wyprzedził.

-Kim jesteście? - zapytał z wyraźnym strachem w głosie.

Nie mogłem nic z siebie wydusić. Wpatrywałem się w niego jak w obrazek, nie dowierzając, że to jej brat. Czułem się jakbym patrzył dokładnie w jej oczy.

-Przyjaciółmi Dhalii - odpowiedziała za mnie Riley. Była bardziej opanowana ode mnie, co było dziwne.

Chłopak wyglądał na zaciekawionego, jednak jego postawa wciąż wyrażała nutkę niepewności. Czułem, że będzie z nim więcej problemu, lecz po chwili odsunął się i pokazał byśmy weszli do środka.

Wnętrze było takie jak przypuszczałem, ubogie. Nie przeszkadzało mi to, zwyczajnie czułem się inaczej bo na co dzień otaczałem się "luksusami" jeśli mógłbym to tak nazwać. Wszystko było wykonane z drewna, a na podłogach widniały dywany w rozmaite wzory. Chciałem się bardziej rozejrzeć, ale głos chłopaka mi to uniemożliwił.

-Dhalia się do was odzywała? Wiecie co u niej? - zapytał, tym razem z ekscytacją i nadzieją.

Na twarzy miał przyklejony uśmiech, który delikatnie gasł z każdą sekundą, gdy nie otrzymywał odpowiedzi.

-On nie wie, prawda? - szepnęła w moją stronę blondynka.

Pokiwałem głową i skierowałem się w stronę kanapy. Usiadłem i głęboko odetchnąłem, myśląc jak przekazać mu informację o śmierci jego siostry. Nigdy nie byłem dobry w takich rzeczach, a jego mina wszystko pogarszała. Miał nadzieję usłyszeć, że wszystko jest dobrze. Na ten widok serce mi się łamało.

Until You LieOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz