❄️Nie chcę❄️
To co się tu dzisiaj wydarzyło, było szokujące dla samej mnie. Poszłam z Willem do MCDonalda a później mi wyznał że to był dla niego najlepszy dzień w życiu - szok.
Odnieśliśmy narty do ski roomu żeby odrazu później skierować się na wyciągi dziecięce numer 8. To jakiś zbieg okoliczności że mieliśmy stok 7 i wyciąg dziecięcy 8 ? Nie wydaje mi się.
- To co narciaro ? Idziemy do kidów ?
- Żebym ja Cię tak zaraz nie nazwała - powiedziałam.
- Weź ty nie bądź taka ostra.
- Weż mi nie „weziuj".
- Że jak ?
Popatrzyłam na niego i się zaśmiałam. Czy ja serio do niego powiedziałam żeby nie weziował ? Ciekawie.
- Nieważne. Chodziło mi o to żebyś nie mówił „Weź" - wytłumaczyłam mu.
- A okej.
Dalej szliśmy w ciszy aż w końcu dotarliśmy na wyciąg dziecięcy.
- Boże święty...
- Co ?
- Ile tu jest dzieci - zauważył Will.
- No i ?
- To i że nigdy nie maiłem do czynienia z dzieckiem. No chyba że z Tobą - zażartował.
Jednak ja - jak to ja - udawałam że nie odebrałam tego jako żartu i wysłałam mu mordercze spojrzenie.
- Dobra, żartuję - nagle powiedział.
- Przecież wiem, ja też.
Zaśmialiśmy się. Zaczynamy chyba łapać na tych samych falach co mi pasowało.
Zaczęłam lubić być w otoczeniu Williama, mojego byłego wroga.
Kiedy podeszła do nas pani przedszkolanka, uświadomiliśmy sobie że to już koniec dobrego.
- Cześć dzieciaki. Mamy tu ponad dwieście maluszków i mam nadzieję że wiecie po co tu jesteście.
- Nie ?
- William - powiedziałam klepiąc go po ręce.
- No co, serio nie wiem - powiedział.
- W takim razie Ci wytłumaczę chłopcze. Jesteście tu po to żeby usadzić wszystkie maluszki na wyciągu dzięki czemu dotrą bezpiecznie na górę gdzie będą czekać inne przedszkolanki.
- Okej, nie brzmi źle - powiedział Will.
Jednak było źle.
Gdy pani Alice - tak przedstawiła się przedszkolanka - pojechała wyciągiem na górę zabierając kilkoro dzieci, my byliśmy odpowiedzialni za resztę sto dziewięćdziesiąt coś. Oczywiście była też ochrona wrazie czego i pani która sprzedawała bilety.
Jak się później okazało, Will nie umiał sobie poradzić z dziećmi. Sprawiało mu to wielki problem przez co później zaczęły się kłopoty.
- No chodź do wujka Williama - powiedział do jakiegoś trzyletniego chłopca. Wziął go na ręce - pod pachy - a później próbował usadzić w wagoniku.
- Ała ! Ała ! - krzyczał chłopiec.
Will chyba nie zwrócił na to uwagi tylko po prostu usadził chłopczyka w wagoniku. Ten jednak zaczął uciekać.
- Niech go pan złapie ! - krzyknęłam do ochroniarza na co ten zaczął biec za chłopcem. - Will, weź kolejne dziecko. Najlepiej to bierz chłopców okej ?
William kiwając głową potwierdził to że tak zrobi. Chyba wiedział o co mi chodzi.
- Cześć ! Jestem Will i muszę Cię posadzić w wagoniku - zaczął. - Pozwól że wezmę Ciebie na rączki i posadzę, dobrze ?
Chłopiec kiwnął lekko głową. William na potwierdzenie go podniósł i jak najdelikatniej próbował go posadzić w wagoniku. Niestety mu to nie wyszło.
- Łeee ! - krzyknął chłopiec.
- Coś się stało ? - zapytał przerażony Will.
- Boli, boli !
Will na te słowa odrazu odstawił chłopca na ziemię i nie wiedział co zrobić. Podeszłam do niego zasmucona i zaczęłam z nim rozmawiać.
- Musisz robić to delikatniej - zaczęłam. - Patrz.
Zaczęłam mu pokazywać co robię i dodawać do tego słowa żeby ułatwić mu zrozumienie mojego języka. Will szybko załapał co i jak i po chwili spróbował.
- Cześć, jestem Will i muszę posadzić Cię w wagoniku. Gdyby było ci niewygodnie to mi powiedz okej ?
- Okej - odpowiedział chłopiec.
Will, żeby chłopiec się tak nie wstydził, wyciągnął pięść w geście przybicia żółwika. Chłopiec odrazu się połapał i też wyciągnął jego malutką rączkę w stronę tej wielkiej Williama.
Po chwili Will uniósł chłopca tak jak mu to pokazałam i posadził w wagoniku bez żadnych problemów.
To jednak jeszcze nie był koniec.
Siedzieliśmy tutaj do godziny 16:00. Było mi bardzo zimno aż Will się rozebrał i oddał swoją kurtkę, ochroniarz podszedł i powiedział że to nie randka i żebyśmy się zajęli pracą bo przedszkolanki się niecierpliwią a później wyrzucono Williama bo za dużo dzieci przez niego płakało. Było zabawnie
Po skończonej pracy spotkałam go zmarzniętego na dworze.
- Will, Ty zamarzasz - powiedziałam.
- Nie no coś Ty...
- Trzymaj swoją kurtkę...
- Nie, trzymaj ją dla siebie. O mnie się nie martw...
- William, zamarźniesz mi tu na śmierć a nie chcę żeby ktoś umarł na moich oczach.
Will na mnie popatrzył. Był blady i zarumieniony. Narzuciłam na niego kurtkę i próbowałam go jakoś ogrzać, jakkolwiek.
- Proszę Cię, chodź się ogrzać do hotelu... Zaraz tam będziemy...
- Musimy iść najpierw na zbiórkę. Nic mi nie jest.
- Trzęsiesz się z zimna ! To jest dla Ciebie nic ? Przecież Ty marźniesz. Powiem trenerowi że prawie mi umarłeś z zimna i będzie git...
- Ale ja nie umieram - powiedział.
- Ogrzejemy się obydwoje. Zrobię nam herbaty...
- Najpierw zbiórka.
- Will, najpierw Twoje zdrowie. Proszę - błagałam go. - Zrób to dla mnie.
W tym momencie zaczęłam improwizować. Nie ukrywam jednak, że serio chciałam żeby zrobił to dla mnie. Żeby zadbał o siebie dla mnie.❄️❄️❄️
Dotarliśmy do hotelu. Will był biały jak śnieg więc wzięłam go do siebie do pokoju, gdzie kaloryfery zawsze były odkręcone na maksa. Było mega ciepło, dzięki czemu Wilk szybko się ogrzał.
Do pokoju weszliśmy jak była godzina 17:17 na co zwróciłam największą uwagę.
Jakiś anioł wysyła mi znak. Ale jaki ?
Nie interesowałam się tym zbytnio.
- Will, jak się czujesz ?
- Zamarzam nadal... Chyba.
Podeszłam do niego i rzuciłam mu trzy kołdry, kocyk no i przyniosłam mu herbatę.
- Skąd Ty masz tą herbatę ? - zapytał po wzięciu łyka.
- Moja ulubiona... Z przepisu mamy...
- To nie smakuje jakby było malinowe...
- Bo w zupełności nie... Zaraz, skąd Ty wiesz że lubię herbatę malinową ?
- Jest dużo rzeczy które o Tobie wiem ale ty nie wiesz że wiem - powiedział.
- Mógłbyś po ludzku ? - zakpiłam.
Zaśmiał się.
- Nadal mi zimno... Nie masz czegoś jeszcze cieplejszego ?
Do głowy przyszedł mi pomysł na przytulenie go.
Winter, weź Ty się ogarnij.
Pamiętam jak mama zawsze mnie przytulała kiedy było mi zimno - może to dlatego przyszło mi to do głowy. Nie chciałam jednak wprawiać Williama w dyskomfort - w jaki wpadłabym sama ja. Zaczęłam się zastanawiać.
Winter, nie możesz się w nim zauroczyć. Nie możesz.
Niestety. Chyba się zauroczyłam. Przypomniała mi się sytuacja gdy dowiedziałam się o godzinach lustrzanych.
„18:18 oznacza to że już niedługo znajdziesz sobie drugą połówkę"
Tak powiedziała Lucia ostatniej nocy kiedy się upiłam do nieprzytomności. Co w takim razie oznaczała 17:17 ? Wyciągnęłam telefon i zaczęłam pisać do Lucii.: Lucia, co oznacza 17:17 ?
Lucia💋: Oznacza to że w tym miesiącu a może być to nawet dzisiaj lub jutro, stanie się coś bardzo niewiarygodnego i wspaniałego.Okej. Dobrze wiedzieć. Czy to oznacza że może się coś stać teraz ? W tym momencie ? Właśnie zdałam sobie sprawę z tego że tak.
Podeszłam to trzęsącego się Willa i go przytuliłam.
CZYTASZ
❄️ Snowflake of magical feeling ❄️
Подростковая литература16-letnia Winter, uwielbia zimę. Dzięki niej czuję się naprawdę wolna. Pewnego dnia, wybrała się w daleką trasę, by uczestniczyć w obozie zimowym, gdzie miała poznać bardzo dużo nowych przyjaciół. Jeden z nich, okazał się dla niej kimś więcej.