Rozdział 11.

53 5 37
                                    

Wchodzimy do niewielkiego pokoju z dwoma pojedynczymi łóżkami który wypełnia woń starych mebli. Nic lepszego nie było w okolicy. Siadam na skrzypiącym materacu i wpatruję się w Caelusa. Staje nad umywalką i przemywa twarz wodą, po czym opiera się o blat. Coś mi nie gra.

- Jeszcze nie jest tak późno. Dlaczego naciskałeś, żebyśmy przyszli do hotelu?

- Ja... - Zaczyna po kilku minutach ciszy. - Nie wiem, jak mam ci to powiedzieć.

- To znaczy?

- Twoja matka kłamie.

- Słucham?

Patrzę na niego pustym wzrokiem. Moja matka kłamie? W jakiej sprawie? Wszystko co mówiła, mówiła szczerze. Na pewno. Wyczułbym, gdyby coś było nie tak.

- Jej historia nie ma sensu. Cały czas kłamała. Wiem, że to dla ciebie trudne, ale...

- Trudne? - Wstaję i podchodzę do niego bliżej. - Przed chwilą... Przed chwilą odzyskałem moją matkę, a ty chcesz mi powiedzieć, że mnie oszukała?

- Ezio...

- Nie. Nie wierzę ci. - Kręcę głową. - Co konkretnie brzmiało ci podejrzanie? Na pewno da się to wyjaśnić.

- Wszystko. Nawet album z wycinkami. Wydawał mi się uroczy, ale potem mu się przyjrzałem. Gazety, które powinny mieć kilka lat, były nowe. Druk nie był starty, wręcz przeciwnie, jego stan uznałbym za idealny. Niektóre pachniały klejem. Odręczne notatki wypisała tym samym długopisem. Robiła go niedawno.

- Co z tego? Może... Może dopiero teraz wpadła na ten pomysł.

- Słyszałem, jak mówiła, że hoduje lawendę od lat, ale znam się na roślinach. Te krzaczki były młode. Zresztą, wyciągnąłem jeden z osłonki i na doniczce widniała jeszcze metka. Kupiła je tydzień temu.

- Poprzednie mogły po prostu uschnąć i kupiła nowe. To niczego nie dowodzi. Poza tym na szyi miała bliznę, chyba nie powiesz mi, że ją też spreparowała?

- Blizna od poderżnięcia gardła wygląda inaczej.

- Kłamiesz.

- Nie mogę cię okłamać. Dobrze o tym wiesz.

- To po prostu się mylisz.

- Ezio...

- Nie! Nie, do cholery! - Siadam na łóżku i chowam twarz w dłoniach. Przed chwilą byłem najszczęśliwszym człowiekiem na świecie. Odnalazłem mamę. Była dla mnie taka dobra, taka... Taka jak ją zapamiętałem. - Nie wierzę w to.

- Posłuchaj, jeżeli mi nie wierzysz, to możemy... - Caelus kładzie swoją rękę na moim ramieniu, ale strącam ją.

- Mama mówiła, że Leroni ją zabili. - Podnoszę na niego wzrok. - Może to wszystko... To twoja manipulacja. Tak. Tak musi być. Pracujesz dla mojego ojca. Ktoś z twojej rodziny chciał zabić moją mamę, a teraz... Teraz ty chcesz zabić mnie.

- Czy wtedy ratowałbym ci życie?

- N-nie... Masz rację. Albo... Chciałeś po prostu zdobyć moje zaufanie. - Czuję, że zaczynam się hiperwentylować, jak wtedy, kiedy zobaczyłem Ellie w kasynie. - Chcesz... Dokończyć dzieło, tak? Zabić moją matkę?!

- Oszalałeś?! - Caelus podnosi na mnie głos, co jeszcze nigdy się nie zdarzyło. Kiedy się wścieka, jego ton jest zdecydowanie niższy. - Nie obrażaj mnie w ten sposób. Jestem twoim Posłańcem. Służę ci. Nigdy, przenigdy bym cię nie oszukał.

- To wyjaśnij mi w prostych słowach, dlaczego miałaby kłamać? Po tylu latach?

- Tego nie wiem, ale od samego początku chciała tobą manipulować. Na początku myślałem, że chce jedynie dobrze wypaść, ale wszystko co mówiła na temat jej zabójstwa nie miało sensu. Ezio, pomyśl sam. Skoro twój ojciec zlecił morderstwo poprzez poderżnięcie gardła, czy uwierzyłby lekarzowi, że zachorowała na wirusa?

SPARKLESS 3 [ZAKOŃCZONE]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz