Rozdział 27.

52 5 19
                                    

Komponuję piosenkę dla Serafiny. Do jej dnia imienia jeszcze trochę czasu, ale nagła wena twórcza mnie dopadła tak mocno, że od dwóch dni siedzę przy klawiszach. W ostatni weekend byłem z nią w kinie samochodowym na filmie, który sama wybrała. Szczerze mówiąc, był okropnym slasherem ze zbyt dużą ilością krwi. Oglądając było mi słabo, ale ona wcinała popcorn jak gdyby nigdy nic i co chwila rzucała mi ciekawostki na temat aktorów. Wiedziałem, że ogląda bardzo dużo filmów, ale nie sądziłem, że horrory są jej ulubionym gatunkiem.

Zacząłem ją o to wypytywać, bo kiedyś pochłaniała głównie musicale. Powiedziała mi wtedy: "Lubię horrory, bo wiem, że nie są prawdziwe. Kiedy są te wszystkie straszne sceny, myślę jak świetnie musieli bawić się aktorzy odgrywając je. I dlatego nie potrafię się ich bać." To zdanie zainspirowało mnie na tyle, że komponuję chyba najlepszą piosenkę od dawna, choć mam problem z przełamaniem rytmu. Szkoda, że posiałem gdzieś swój zeszyt ze starymi pomysłami. Miałem tam sporo fajnych rzeczy.

Z zamyślenia wyrywa mnie dźwięk telefonu.

"Cześć, tu Helen. Mam twój numer od Gerberta. Znalazłam dziś twój zeszyt z nutami, zostawiłam go na pianinie."

O. No i problem rozwiązany. Uśmiecham się do siebie. Jest późno i okolica jest dość pusta, więc w sumie pójdę w dresie, co mi tam. Wychodzę na zewnątrz i idę w stronę sali. Już z daleka dostrzegam światło. Może ktoś ma wieczorną próbę. Trudno, tylko tam wskoczę. Podchodzę do przeszklonych drzwi.

I wtedy to widzę.

Ją. Jego.

Co?

To jest tak abstrakcyjne, że stoję w miejscu i po prostu patrzę.

Nie potrafię pojąć rozumem, co odgrywa się przede mną. Jestem przekonany, że mam zwidy, albo że to wszystko sen.

Na ławce za drzwiami dostrzegam Stanislava, a na nim Lunę. Siedzi mu na kolanach i trzyma jego twarz dłońmi. Całuje go. Ona, jego. Patrzę na tę scenę, cały czas w nią nie wierząc.

A jeszcze bardziej nie wierzę w to, że Stan ją od siebie odpycha. Wygląda to tak, jakby to ona pocałowała go wbrew jego woli.

Nie, to niemożliwe. Luna by czegoś takiego nie zrobiła. Nie ma mowy. Wygląda to źle, ale to musi być nieporozumienie, nie przyjmuję innej...

I wtedy ona całuje go ponownie. Chwyta jego barki i przyciąga do siebie.

Robi mi się słabo. Dlaczego...?

Oboje mnie zauważają. Jestem tak zaskoczony, że nie wiem, jak zareagować. Na filmach w takich sytuacjach zawsze dochodzi do wściekłej bójki, ale w tej chwili po prostu stoję jak zamrożony. Serce wali mi tak mocno, że aż boli. Odwracam się i idę w stronę dormu. Po chwili słyszę, jak Luna mnie woła.

Jej słowa nie docierają do mnie. Nie czuję złości, nie czuję żalu, nawet nie jest mi smutno. Po prostu nie czuję nic, a mój umysł robi się biały i pusty jak kartka papieru.

Wchodzę do apartamentu i siadam na łóżku. Luna klęka przede mną i łapie moje ręce.

– ...Ezio? Rozumiesz, co do ciebie mówię? – pyta roztrzęsionym głosem, a po jej policzkach kapią łzy.

– Nie. Nie rozumiem – odpowiadam z trudem, bo moje gardło zrobiło się boleśnie suche. – Przepraszam. Nie rozumiem.

– Powtórzę. Dostałam wiadomość z nieznanego numeru. Ktoś podawał się za ciebie, że niby zgubiłeś telefon i prosił, żebym przyszła do sali muzycznej. Kiedy weszłam do środka, Rekinar tam na mnie czekał. Kazał, żebym go pocałowała. Powiedział, że chce cię w ten sposób zranić.

SPARKLESS 3 [ZAKOŃCZONE]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz