Rozdział 21.

52 6 40
                                    

Wracam do dormu po zajęciach i ku mojemu zdziwieniu podbiega do mnie Rodin. Na dobrą sprawę nigdy z nim nie rozmawiałem, a kiedy czasem go gdzieś widzę, to zawsze patrzy na mnie spod byka.

- Sorry, wiesz może gdzie jest Luna? Wszędzie jej szukam. - Dyszy, jak gdyby przebiegł spory kawałek.

- Pfff... Podejrzewam, że z Caelusem. Od dłuższego czasu szkoli ją po lekcjach.

- Gdzie?

- Coś się stało?

- Tak.

- Zaprowadzę cię - mówię, bo najwidoczniej nie chce mi powiedzieć o co chodzi, a mnie ogarnia niepokój. Wkłada ręce do kieszeni, trochę rozzłoszczony. W ciszy dochodzimy do niewielkiej sali w której na ogół są prowadzone zajęcia z gimnastyki. O tej godzinie jest pusta więc idealnie nadaje się na ćwiczenia.

Kiedy wchodzimy do środka zastaję Caelusa i Lunę w dziwnej pozycji. Stoi za nią, jedną ręką trzyma jej piersi, drugą oplata biodra. Jego chwyt jest silny i przyciska ją mocno do siebie. Momentalnie czuję się dziwnie, ale po sekundzie dociera do mnie, że przecież uczy jej samoobrony i to zupełnie normalne. Kiedy Luna próbuje się wyrwać, zaczyna się z nią szarpać i podcina jej nogę. Upada na podłogę z głośnym tąpnięciem. Mocno się uderzyła? Momentalnie czuję ukłucie strachu. Rozciera tył głowy, a Caelus podaje jej rękę. Zanim zdążam jednak cokolwiek powiedzieć, Rodin wbija do środka.

- Lu! - Podbiega do niej. - Gdzieś go zabrała?

- Ale co?

- Jak to co? Gdzie jest mój pistolet?!

- Pistolet...? - Podchodzę do niej. - Luna?

- Ehm... - Zaciska usta i czerwieni się. - Przepraszam. Wzięłam go wczoraj, żeby jeszcze sobie przećwiczyć przeładowywanie...

- Lu, broń nie może opuszczać terenu Korpusu! Nie wiesz, że jest oznaczana? Przez ciebie...

- A powiedziałeś jej, że jest oznaczana? - Mierzę go wzrokiem.

- Ugh... To oczywiste...

- Nie jest oczywiste. Nie krzycz na nią.

- Nie krzyczę. Lu, nie jestem na ciebie zły, okej? Po prostu mam teraz przesrane, musisz mi ją jak najszybciej oddać.

- Jasne. Przepraszam. - Spuszcza głowę. - Naprawdę nie wiedziałam. Chodź, mam ją w pokoju.

Kiedy wychodzą spoglądam na Caelusa zirytowany.

- Nie musiałeś jej aż tak mocno przewracać.

- Tłumaczyłem, żeby pilnowała nogi. Nie pilnowała więc ją podciąłem.

- Przecież tak uderzyła, że...

- Jak ma się inaczej nauczyć? - Przerywa mi. - Nie podważaj moich metod, Ezio. Jestem specjalistą i wiem co robię. Czasem trening, żeby był skuteczny, musi zaboleć.

- Ale to jej pierwsze treningi! Jeżeli tak ma to wyglądać, to...

- Myślisz, że napastnik będzie ją traktować ulgowo? Przestań być taki... - Urywa nagle. - Przepraszam. Znasz Lunę lepiej niż ja. Może masz rację.

- Dokończ, co chciałeś powiedzieć. - Spuszcza wzrok. - Dokończ, Caelus.

- Taki... Miękki. - Wyrzuca z siebie.

- Miękki? To o mnie naprawdę myślisz? - Wzbiera we mnie gniew. Miękki. Słowo, na które mam alergię. Ojciec zawsze go używa by mnie obrazić. - Chcesz zobaczyć jak bardzo jestem miękki? To zmierz się ze mną.

SPARKLESS 3 [ZAKOŃCZONE]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz