Rozdział V

57 11 0
                                    

Wstałem wcześnie. Na tyle, by słońce zdążyło zagórować nad nieboskłonem, po czym zasiadłem za sterami Skoczka... Muszę przetestować żagle solarne, wiec pozwoliłem sobie na odrobinę szaleństwa.

Szybki i zarazem zwrotny Skoczek przemierzał niebiosa, sufrując po chmurach, nurkując w dół i manewrując pomiędzy wyspami, wykonując różne akrobacje.

- Może to zabrzmi dziwnie, ale kocham cię, stary - powiedziałem do maszyny, klepiąc ją po sterze. Może to i głupota, ale wierzę, że gdy statek obdarzy się pewnego rodzaju miłością, on naprawdę potrafi stać się częścią właściciela... jakby mieć duszę. To tak samo, jak z mieczem. On też staje się nieodłączną częścią ciebie, gdy staje się twój. Taka niewidzialna więź z martwym przedmiotem, absurdalna wręcz, ale w sumie czemu nie?

Tym bardziej, że czułem się bardzo samotny. Nieważne, czy siedziałem w mojej rezydencji w stolicy Cesarstwa, otoczony tysiącami obywateli, czy też byłem na jakiejś odległej misji w egzotycznych krainach, gdzie nie nikt nie mieszkał... wszędzie czułem się tak samo. Wszędzie była taka pustka, nicość i samotność...

To nie tylko dlatego, że jestem nieufny i zamknięty w sobie. To też wina ludzi. To potwory, nie chcę mieć z nimi nic wspólnego, potrafią tylko niszczyć, ranić i wyśmiewać się z innych. To wina całego tego cholernego świata, który jest przegniły i czarno-biały. Czy dobro i bliskość w ogóle istnieją?

Jeśli tak, to dobro jest w chmurach, a bliskość w Skoczku. Tyle mi wystarczy, na nic więcej nie mogę liczyć. Musze z tego czerpać radość z życia, bo nigdzie indziej jej nie znajdę.

Wyrównałem lot i sięgnąłem do swojej torby. Wyciągnąłem mój Codex Immortalis - on też mi pomagał w chwilach takich, jak ta. Każdy członek Bractwa nosił swoją kopię tej książki, zawierała spis różnych filozoficznych, moralnych i duchowych porad, które stanowiły fundament Bractwa.

Przetarłem skórzaną, zużytą okładkę i zacząłem kartkować strony. Zatrzymałem się gdzieś w połowie i zerknąłem na cytat, myśl filozoficzną jakiegoś starego myśliciela. Głosiła ona "Gdy chmury przysłonią ci piękny widok, szukaj piękna tam, gdzie się go całkowicie nie spodziewasz. Być może blisko ciebie stoi ktoś, kto ci w tym pomoże?".

Jak zwykle, nie miałem zbytnio pojęcia, o co chodzi. Jednak przynajmniej mam o czym myśleć w drodze powrotnej. Być może wywnioskuję z tego coś pożytecznego.

Skoczek wylądował w miejscu, w którym wcześniej go zostawiłem. Przygotowawszy się do dłuższej wędrówki, wyruszyłem przed siebie. Mam nadzieję, że znajdę jakieś wskazówki dotyczące celu mojej misji.

~ • ~

Jest ciemno.

Boje się.

Nagle ktoś otwiera drzwi.

To ona. Potwór.

Boje się.

Kobieta podnosi mnie jedną ręką. Trzęsie mną.

-Dlaczego przyniosłaś tak mało rzeczy na sprzedasz? Za co ja mam cię wyżywić? Naucz się wreszcie kraść porządnie. Chcesz spłacić swój dług? - Nie ruszam się, zbyt się boje. - Nie próbuj żadnych sztuczek. Znajdę cię gdziekolwiek będziesz. Czy to będzie dziesięć metrów pod ziemią, czy piętnaście nad niebem.

Kobieta rzuca mną na łóżko.

-Jutro masz przynieś więcej - mówi tylko i rzuca we mnie książką.

Głos kroków wybudza mnie ze snu. Ciężko oddycham.. Próbuje się uspokoić, ale przypomina mi się sen. Był tak wyraźny jakby działo się to naprawdę. Śniła mi się tyle razy, ale tym razem była wyraźnie wściekła. Pamiętam te słowa dokładnie. Chociaż było to już dziesięć lat temu. Chociaż zapomniałam jak to musieć żyć każdego dnia w strachu. Że mi się nie uda. Że nigdy nie odzyskam wolności. Tego od tak nie idzie zapomnieć.

Wsłuchuje się w odgłos kroków.

Należy do jednej osoby i jest to... mężczyzna. Spoglądam na pegaza, który wznosi się w moją stronę. Daje mu znak, żeby poleciał do góry. Słucha mnie i po chwili jest wysoko nade mną.

Czekam kilka sekund, a potem widzę go.

To on.

Chcę mi się śmiać, ale po wstrzymuje się. Miałam nadzieje, że już nigdy się nie spotkamy, ale los chcę inaczej. Bawi się nami jakbyśmy byli lalkami, którymi trzeba kierować. Spoglądam na niego. Wiem, że mnie nie widzi, ani nie słyszy. Jestem zbyt daleko i zbyt wysoko. Mężczyzna powoli posuwa się naprzód oglądając każdy napotkaną roślinę. Życie na tej wyspie jest inne. Magia tej wyspy jest inna.

Wyspa bawi się nami. Czerpie z nas przyjemność. Zmienia drogi. Stawia nam na drodze trudności i tylko nie którzy są w stanie je pokonać. Ta wyspa żyje, chociaż nie powinna.

WyspaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz