Rozdział VI

34 7 2
                                    

Przepraszamy, że tak długo nie było żadnego rozdziału, ale wiecie problemy techniczne :)

Miłego czytania!

_______________________


Powoli wyciągam z kieszeni niewielki, owalny przedmiot wykonany ze srebra. Otwieram misternie zdobione wieczko i patrzę na stojącą w miejscu, czarną wskazówkę.

Każdy zapewne pomyślałby sobie, że to zwykły, szlachecki zegarek, a ja właśnie sprawdzam godzinę. Prawda jest jednak nico inna... To Igła Torresa - tajemniczy przyrząd służący do pomiaru... magii. Stworzone przez najlepszych cesarskich czarodziejów, Igły Torresa stały się nieodłącznym wyposażeniem każdego z członków Bractwa.

Wskazówka stała w bezruchu. Oznaczało to, że w najbliższym otoczeniu nie dzieją się żadne nadprzyrodzone rzeczy. To dobry znak, szczególnie dla ludzi takich jak ja - nie obdarzonych magicznym darem. Co prawda już nie raz w życiu dane mi było sprzątnąć kilku czarnoksiężników, ale tego typu robota nie należała do moich ulubionych. Pokonanie kogoś, kto włada tajemniczymi mocami, stanowi nie lada wyzwanie.

Zamykam wieczko i chowam Igłę Torresa z powrotem do kieszeni, po czym kontynuuję moją podróż.

Już od ponad godziny idę przez las i nie napotkałem jeszcze żadnej żywej duszy... Tylko wiatr, cienie i krzaki. Nie tracę jednak czujności i wciąż staram się wypatrzeć potencjalnych nieprzyjaciół.

Gdzieś na tej wyspie musi to być... - rozmyślam. - Nie mam żadnej wskazówki, nawet nie wiem czego szukać... i czy cokolwiek tu znajdę. Jednak nie mogę się poddać tak łatwo - mam swoje rozkazy. Jeśli jest szansa, że na tej wyspie będą jakiekolwiek informacje o legendarnym Kamieniu Przodków, jestem gotowy podjąć każde ryzyko. Muszę w końcu mieć jakiś trop... choćby najmniejszy.

Do dłuższym czasie w końcu dochodzę do złowieszczo wyglądającej doliny. Otoczona była ze wszystkich stron spadzistymi zboczami, które gęsto obrosły zarośla i wysokie, posępne drzewa.

Schodzę w dół po skarpie z wielką ostrożnością, chwytając się w bardziej stromych miejscach drzew. Gdy w końcu dochodzę na sam dół, przede mną rozpościera się ponury, budzący niepokój widok. Było to jakby ciemniej... to zapewne wina tych mrocznych drzew. I gęstej mgły, przez którą ciężko było cokolwiek wypatrzeć.

Gdy postąpiłem kilka kroków dalej, zorientowałem się, że grunt jest miękki... dopiero później zauważyłem długie pałki wodne, które gęsto obrastały smętne stawy z liliami i znajdujące się tutaj wszechobecne błoto.

Jestem na cholernych bagnach! - pomyślałem z irytacją. Nie lubię bagien.

Nie licząc ponurych powiewów wiatru, panowała tu absolutna cisza. Żadnych świerszczy, żab, komarów czy ptactwa... Żadnego życia. Jestem tu sam, pośród gęstej mgły...

Idę powolnym krokiem przez solidniejsze części bagna, starając się nie wpaść do wody. Zacząłem tracić nadzieję, że cokolwiek znajdę, gdy tu nagle...

Nagle przede mną, z mgły wyrosło czarne wejście do jaskini. Mieściło się ono na ostrej skarpie, skryte pomiędzy liśćmi drzew. W środku panowała absolutna ciemność... Gdy patrzyłem w mroczne wnętrze, odczuwałem swojego rodzaju niepokój, jakby jaskinia emanowała jakąś złowrogą energią. Aż strach było tak wchodzić. Ale...czemu nie? 

Szybkim ruchem wyjmuję z kieszeni Igłę Torresa i otwieram wieczko.

Wskazówka drgała.

Bardzo zły znak.

Jednak nie cofnę się przed niebezpieczeństwem, nie jestem tchórzem. Chowam tajemniczy przyrząd i sprawdzam, czy miecz leży luźno w pochwie. Może się przydać... Następnie sprawdzam, czy muszkiet i dwa pistolety, które zawsze noszę przy pasie, są nabite. Są. Sztylety również są na miejscu.

Gdy stwierdzam, że jestem gotowy, wyjmuję z torby pochodnię i ją rozpalam. Obracam się w stronę wejścia jaskini i biorę głęboki oddech, po czym pewnym krokiem wchodzę do środka.

Co mnie tam czeka?

~ • ~

Przeskakuje z drzewa na drzewo i spoglądam na niego. Mężczyzna zatrzymuje się. Sprawdza wszystko, a następnie wchodzi do jaskini. Zastanawiam się czy nie jest czasem idiotą, bo nikt inteligenty nie wchodzi do tutejszych jaskiń. Są one śmiertelnie niebezpieczne. Przygryzam kciuk.

Kretyn.

Przywołuje Sagariego i szybkim ruchem wskakuje na niego. Lądujemy na bagnach. 

Wzdycham. 

Nie wiem dlaczego to robię. Całuje pegaza w czoło, a on prycha. Wiem, o co mu chodzi. Nie powinnam tam wchodzić, ale robię to. Nie wiem czemu tak postępuję. Wiem, że wejście do tej jaskini może mnie zabić, ale mimo wszystko chcę mu pomóc. 

Wchodzę do jaskini. 


WyspaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz