Rozdział 7

1.5K 59 8
                                    

                                                                                        Sofia 

  Jak nigdy, wstałam dzisiaj bardzo wcześnie jak dla mnie, godzina siódma rano była bardzo wczesna. Oczywiście w łóżku byłam już sama, domyślałam się, że Aleksander to poranny ptaszek. Nadal miałam przed oczami wczorajszy dzień, nie zapomnę o nim tak szybko, jesteśmy małżeństwem jeszcze nawet nie miesiąc, z tego więcej czasu spędziłam w szpitalu, a ja już żałuję tego wszystkiego. Wiem, że niestety nie mogę zrobić nic innego, jak tylko pogodzić się z życiem jakie mam od teraz. Nie jesteśmy razem z miłości, lecz nie chcę abyśmy byli wrogami. Mam szczerą nadzieję, że od teraz będzie już tylko lepiej.

Z tą właśnie myślą, poszłam do łazienki na szybki orzeźwiający prysznic. Ostrożnie wyszłam spod prysznica, dokładnie wytarłam ciało. Zrobiłam całą pielęgnację, makijaż zrobiłam lekki, postawiłam jedynie na rzęsy i delikatną pomadkę. Jedynie, na policzku oraz na wardze, dałam lekko kolektor, aby ślad po wczorajszym uderzeniu, nie był tak widoczny. Włosy zostawiłam rozpuszczone, same miały tendencje do kręcenia się, więc stylizowanie ich miałam z głowy. Ubrana tylko w koronkową bieliznę, wyszłam z łazienki udałam się do garderoby. Wybrałam z niej na dzisiaj, beżową sukienkę, na ramiączkach. Nie planowałam dzisiaj nigdzie wychodzić, więc jak dla mnie idealna będzie do spędzenie całego dnia w apartamencie pośród książek, może nawet zdobędę się na ich poukładanie.

Gdy ledwo wyszłam z sypialni poczułam cudowny zapach świeżo zaparzonej kawy. Troszkę byłam w szoku, nie przypominam sobie, aby dzisiaj miała przyjść gosposia. Pomimo tego szybko zeszłam, z wielkim uśmiechem na dół i to co ujrzałam było dla mnie szokiem. W salonie na stole znajdowało się kilkanaście bukietów czerwonych i żółtych róż. Kochałam kwiaty tak samo książki.

Wchodząc w głąb salonu, ujrzałam Aleksandra w kuchni, na wyspie kuchennej stała gorąca kawa. I cudowne śniadanie, sałatka, jajka bekon i nawet naleśniki. Nie wiedziałam kompletnie co się tutaj w tym momencie dzieję.

-Aleksander, co to wszystko ma znaczyć? -uśmiechnięta podeszłam do niego i stanęłam obok. Dzisiaj nie odczuwałam tak negatywnych emocji wobec niego jak wczoraj, wszystko jakby wyparowało i zostały dobre chwile.

-Nareszcie wstałaś. -spojrzałam w górę pierwsze co napotkałam to jego szeroki uśmiech i intensywnie wpatrzony wzrok, z którego mogłam wyczytać lekkie zakłopotanie. Jestem pewna, że nigdy wcześniej nie okazał czegoś takiego innej osobie.

-Wstałam, a ciebie nie było już przy mnie, mimo że jest tak wcześnie. Ty sam to przygotowałeś?

-Oczywiście, a co wątpisz w to? -zaśmiał się, jego śmiech działał na mnie w taki dziwny sposób.

-Jak mam być szczera, nigdy bym nie powiedziała, że ty wielki przywódca jest w stanie stać w kuchni i przygotować coś do jedzenia.

Odpowiedziałam mu śmiejąc się, następnie udałam się w stronę kwiatów były cudowne. Nachyliłam się, aby poczuć ich cudowny zapach. W tym samum czasie poczułam, ciepły oddech na szyi i szept. Moje ciało przeszedł przyjemny dreszcz.

-Róże, również są dla ciebie, chciałem cię jeszcze raz przeprosić za wczoraj. Mam nadzieję, że ci się podoba. I mi wybaczysz.

Stałam dalej do Aleksandra tyłem, jedynie teraz byłam już wyprostowana, plecami dotykałam jego klatki piersiowej. Był ode mnie zdecydowanie wyższy, byłam przy nim niczym robak, którego z łatwością mógł zgnieść.

-Są cudne, kwiaty kocham tak samo jak książki. Lecz nie musiałeś aż tylu kupować. Zdecydowanie jeden bukiet by wystarczył. Przeprosiłeś mnie już wczoraj, wierzę, że były to szczere przeprosiny również mam nadzieję, że to się nigdy już nie powtórzy.

Wybrana dla niego [18+]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz