Piątek, 29 sierpnia 2003
To było głupie.
Wątpliwości zalały ją falą tak potężną i niespodziewaną, że nawet prozaiczna czynność, jaką było oddychanie wydała się nagle ponad jej siły. Chwiejnie usiadła na drewnianej ławce i w obronnym geście przycisnęła pięści do klatki piersiowej. Serce kołatało jej w piersi z niemal bolesną szybkością. Czuła, że zaczynają ją boleć płuca.
Oddychaj, nakazała sobie. Nie możesz się teraz wycofać.
Powoli wzięła jeden, drżący oddech i otworzyła oczy. Rozejrzała się niepewnie po znajomym Dziedzińcu Wiaduktu. Minęło pięć lat i chociaż zamek wyglądał dokładnie tak samo, jak za jej czasów szkolnych, Hermiona nadal widziała tylko zniszczenie i śmierć.
Zamiast wspominać szczęśliwe momenty spędzone w tym miejscu razem z przyjaciółmi, wspólne odrabianie prac domowych z historii magii czy obserwowanie działania nowych wynalazków Freda i George'a, widziała tylko maszerującą armię Śmierciożerców, bezwładnie leżące ciała, niewidzące oczy i... krew.
Kiedyś czuła się tutaj jak w domu.
Teraz miała wrażenie, że każda na nowo wzniesiona wieża, każda nowa cegła to iluzja. Nic nie było w stanie uwolnić Hogwartu od bolesnych wspomnień.
Odwróciła wzrok od miejsca, gdzie niegdyś poległ Tom Riddle.
Minęło pięć lat, a ona nadal czuła zapach śmierci w powietrzu.
Jej ciało było gotowe do ucieczki. Wystarczyłby jeden impuls. Jej mięśnie niecierpliwie czekały na zastrzyk adrenaliny.
Uciekaj!
Zacisnęła pięści i wstała. Nie miała zamiaru pozwolić, żeby widmo wojny pozbawiło jej tej ostatniej rzeczy. Tej ostatniej szansy. Zamierzała się jej chwycić i nigdy nie puścić.
Straciła już wystarczająco wiele.
Rytmicznie ruszyła przed siebie ze wzrokiem utkwionym w swoje stopy. Przechodząc znajomymi korytarzami, słyszała szepty obrazów, ich zdziwienie i ciekawość. Nie odważyła się jednak podnieść wzroku. Wiedziała, że zachowuje się dziecinnie, ale bała się zaryzykować powrotu wspomnień. Bała się widoku ich ciał. Remus. Nimfadora. Lavender. Colin. Fred...
Potrząsnęła głową i przyspieszyła kroku.
Zatrzymała się na końcu korytarza przed groźnie wyglądającym posągiem gargulca.
- Lizaki befsztykowe – powiedziała głośno i wyraźnie.
Weszła do środka i niepewnie rozejrzała się po znajomym wnętrzu. Dawny gabinet profesora Dumbledore'a był w zaskakująco niezmienionym stanie. Niemal oczekiwała, że dyrektor zaraz wyjdzie z cienia i pośle jej jeden z ze swoich zagadkowych uśmiechów. Nawet hasło do dawnego gabinetu było uhonorowaniem jego pamięci.
Za biurkiem siedziała profesor McGonagall i pospiesznie pisała coś na skrawku pergaminu. Na widok Hermiony gwałtownie uniosła głowę. Nauczycielka transmutacji postarzała się znacznie przez ostatnie lata, ale jej spojrzenie nadal było pełne energii.
- Hermiono, jak dobrze cię widzieć! – powitała ją z szerokim uśmiechem i wskazała dłonią miejsce naprzeciwko siebie. Wprawnym ruchem różdżki przywołała zestaw porcelany i dzbanek parującej herbaty.
Po Bitwie o Hogwart i odbudowie zamku Minerwa McGonagall objęła stanowisko dyrektora. I chociaż wszystkie działania naprawcze były wynikiem wspólnego wysiłku, to właśnie ona sprawowała nad nimi nadzór. Nie było jednak tajemnicą, że McGonagall pragnie ponownie objąć stanowisko nauczyciela transmutacji na pełen etat.
CZYTASZ
Drugie Szanse
FanfictionMinęło pięć lat od Bitwy o Hogwart, a Hermiona nadal nie może pogodzić się z traumą i bolesnymi wspomnieniami wojny. Kiedy więc dostaje propozycję objęcia stanowiska dyrektora Hogwartu, nie waha się ani chwili, łudząc się, że uda jej się w końcu odn...