Rozdział 2. Dobre maniery

158 10 0
                                    

Poniedziałek, 1 września 2003

Hermiona Granger spędziła większość swojego życia na przestrzeganiu ściśle zaplanowanego harmonogramu. Nie lubiła niespodzianek. Nie lubiła tego, czego nie znała. Dlatego każdy dzień miała zaplanowany co do kwadransa. Przy jej trybie życia i tempie, w jakim rozwijała się jej kariera, trzymanie się grafiku było jedyną rzeczą, jaka pozwoliła jej przetrwać. Czasami tylko rutyna trzymała ją przy zdrowych zmysłach.

Nie było więc nic dziwnego w tym, że rozpoczęcie roku szkolnego i oficjalne zaprezentowanie się jako dyrektor Hogwartu miała zaplanowane co do minuty. Strój i akcesoria wybrała na tę specjalną okazję z miesięcznym wyprzedzeniem.

Czasami zapominała, że nie może kontrolować wszystkiego.

Jako pierwsza zdradziła ją jej własna podświadomość.

Obudziła się w środku nocy z jednego z gorszych koszmarów, jakich doświadczyła. Sny o takiej intensywności zdarzały się jej tylko świeżo po wojnie. Poradziła sobie z nimi i nie spodziewała się, że kiedykolwiek powrócą.

Zerwała się z łóżka oblana potem, zapłakana i roztrzęsiona. Nie zdążyła do łazienki. Zgięła się wpół, upadła na kolana i zwymiotowała na podłogę.

Zamknęła oczy i zaszlochała głośno.

We śnie była znowu w rezydencji Malfoyów, gdzie Bellatrix Lestrange używała na niej klątwy Cruciatus. Był to największy ból, jakiego Hermiona kiedykolwiek doświadczyła. Sen był na tyle intensywny i realny, że niemal czuła na skórze efekty tortur. Jej ciało płonęło bólem. Wiedziała, że sobie to wyobraża, a jednak nie mogła się uspokoić. We śnie wydarzyło się jednak coś jeszcze. Coś, czego nie widziała wcześniej. Bellatrix ustąpiła miejsce swojemu siostrzeńcowi.

Draco Malfoy uniósł różdżkę i wycelował w jej klatkę piersiową. Jego blade usta rozciągnęły się w przerażającym, okrutnym uśmiechu, a oczy błysnęły złowrogo.

- Crucio!

Nie potrafiła już zasnąć tej nocy. Wypiła eliksir uspokajający, ale on jedynie przytłumił jej zmysły. Próbowała rzucić się w wir pracy, żeby przeczekać do rana, ale nie potrafiła się skupić. W efekcie rano jej cera była blada, a pod oczami miała głębokie cienie. Wiedziała, że kilka zaklęć maskujących wystarczy, żeby ukryć dowody jej zmęczenia. Nie potrafiła jednak pozbyć się niepokoju.

Na biurku czekało na nią śniadanie, ale nie miała apetytu. Założyła pospiesznie czarną, codzienną, ale i elegancką sukienkę i spięła swoje długie, gęste loki. Wyglądała schludnie i reprezentacyjnie. Była już gotowa wyruszyć na spotkanie z McGonagall, kiedy usłyszała pukanie do drzwi i do środka wszedł Minister Magii. Wyglądał, jakby przybył do Hogwartu w pośpiechu. Jego czapka była przekrzywiona, a purpurowa szata zsunęła się z ramion. Wydawał się zły.

- Kingsley. Czemu zawdzięczam tę wizytę?

Znała go na tyle dobrze, żeby wiedzieć, że cokolwiek sprowadziło go do Hogwartu, zajmie jej trochę czasu. Czasu, którego nie miała.

- Zechcesz mi wyjaśnić, dlaczego zatrudniłaś Malfoya?

Hermiona westchnęła ciężko i usiadła.

- Daj mi chwilę – poprosiła i wezwała do siebie Różyczkę. Skrzatka natychmiast pojawiła się przy niej i rzuciła niespokojne spojrzenie w kierunku Ministra. – Różyczko, poinformuj proszę profesor McGonagall, że Minister Magii wpadł z niezapowiedzianą wizytą i nie jestem w stanie dotrzeć na nasze spotkanie. Byłabym bardzo wdzięczna, gdyby profesor McGonagall sama dopilnowała, żeby w Wielkiej Sali oraz w dormitoriach i pokojach wspólnych wszystko było gotowe na przyjazd uczniów. Spotkamy się na zaplanowanym spotkaniu grona pedagogicznego u mnie w gabinecie.

Drugie SzanseOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz