ROZDZIAŁ DWUNASTY

69 10 5
                                    

✰.。.✵°✵,¸.•✵'

•✵'

Ups! Ten obraz nie jest zgodny z naszymi wytycznymi. Aby kontynuować, spróbuj go usunąć lub użyć innego.

✰.。.✵°✵,¸.•✵'

" To nie mutanci!  "

✰.。.✵°✵,¸.•✵'

Opancerzowany kilku wagonowy pociąg z prędkością światła przemieszczał się naprzód po szynach. Głośny stukot na szynach mieszał się z hukiem wirników wojskowego helikoptera, który nieustannie szybował nad nim. Pociąg, jak stalowy wąż, sunął przez pustkowia, kierując się w stronę specjalnego więzienia dla największych superzłoczyńców, znanego jako R.A.F.T. W pierwszych wagonach znajdowały się odseparowane od reszty mutantów Jean i Merrin, a w innym wagonie zakutą w kajdany grupę X-Menów oraz pozostałych mutantów przewożono z Nowego Jorku, pilnowanych przez uzbrojonych po zęby strażników.

Wewnątrz stalowej skorupy trzeciego wagonu panowała ponura atmosfera. Mutanci siedzieli w równych rzędach, zakuci w specjalne kajdany blokujące ich moce, pasami przypięci do metalowych siedzeń, które ich ruchy były ograniczały do minimum. Twarze mutantów wyrażały mieszankę złości, rezygnacji i determinacji. Każdy z nich wiedział, że droga prowadziła ich do R.A.F.T, czyli do miejsca z którego nie było ucieczki. Świadomość, że ich moce są bezsilne, kładła się ciężarem na wszystkich obecnych. W oddali, huk helikoptera wciąż był słyszalny, przypominając im o ciągłym nadzorze i braku jakiejkolwiek możliwości ucieczki.

— I to są idole mojego syna — prychnął jeden ze strażników. Przechodził między nimi zaciskając palce na karabinie.

Drugi strażnik stał nieruchomo pod ścianą i mierzył ich nieprzychylnym wzrokiem. Szczególnie Kurta, który jako jedyny wyróżniał się najbardziej swoją niebieską skórą i długim, diabelskim ogonem.

— Bohaterowie z paczki chipsów.

Trzeci strażnik od początku ich drogi nie odezwał się słowem. Wyglądał na bardzo młodego i wystraszonego. Pewnie pierwszy raz został przydzielony do misji z mutantami. Profesor Xavier nie potrzebował swoich mocy, by zajrzeć mu w głowę, żeby go rozgryźć.

Na przeciwko niego siedział Hank w swojej ludzkiej postaci. Przy Hanku miejsce obok zajmował Erik, który na ogół posyłał Profesorowi tylko wrogie spojrzenie. Próbował to zignorować. Już i tak miał wystarczające wyrzuty sumienia.

— Raven miała rację — Hank podniósł głowę, słysząc imię ich martwej przyjaciółki.  Zerknął obok na Erika, a potem skupił wzrok na Profesorze. — To nie była wina Jean. Tylko moja.

Wnętrze Erika obróciło się do góry nogami, gdy usłyszał jego słowa. Od kiedy tylko poznał Jean, czuł że będą z nią same kłopoty, a w ostatnim czasie wybitnie to udowodniła. Nigdy nie rozumiał dlaczego jego przyjaciel tak bardzo stał za tą dziewczyną. Chociaż po chwilowym namyśleniu on również byłby zdolny zrobić wszystko dla Raven i swoich dzieci. Jednak to było coś innego. Jean była zagrożeniem dla wszystkich.

MADNESS WAR || doctor strangeOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz