44

1.2K 21 3
                                    

RICARDO

Byliśmy w drodze do szpitala. Starałem skupić się na drodze, ale to nie było łatwe. Wszystko mieszało mi się przed oczami, nie mogłem zebrać myśli.

Dotarło do mnie, że w tym momencie cały mój świat wali mi się na głowę.- Zatrzymaj się- zwrócił się do mnie ojciec- Po co, zaraz będziemy- nie rozumiałem o co mu chodziło. - Nie będę się powtarzał- zatrzymałem się na poboczu. - Tracimy czas, w tym momencie powinniśmy być już w szpitalu- krzyknąłem. - Opanuj się. Zachowujesz się jakbyś się czegoś naćpał. Uspokój się bo w ten sposób do niczego nie dojdziemy. Pamiętasz co ci zawsze powtarzam?- złapałem kilka dłuższych oddechów. - Nie dawaj się ponieść emocjom, podchodź do wszystkiego na sucho- dodał. - Masz rację, ale chodzi za mną myśl, że to wszystko to moja wina. Wiedziałem o jego planach a mimo to zbagatelizowałem to i teraz Emily jest cholernym niebezpieczeństwie- oparłem głowę o kierownicę. - Nie tylko ty popełniłeś błąd, ja też wiedziałem, a kazałem ci się tym nie przejmować i zająć się tym później. Obaj jesteśmy temu winni- położył dłoń na moim barku- Ale to nie czas wypominać sobie błędy, tylko wziąć się w garść i ją znaleźć- podniosłem głowę.

Odpaliłem auto i powoli wróciłem na drogę. Byliśmy pod szpitalem, przez całą dalszą drogę zastanawiałem się nad słowami ojca. Miał rację. Muszę zachować zimną krew i skupić się na odnalezieniu jej, zamiast się teraz obwiniać.

Weszliśmy do szpitala, znaleźliśmy odpowiednią sale i weszliśmy do środka. Na łóżku leżał ochroniarz, który był wtedy w galerii z Emily. Było też dwóch naszych ludzi. Podszedłem do łóżka i złapałem go za kołnierz bluzki i przyciągnąłem bliżej siebie. - Miałeś jej pilnować- warknąłem. - Jak tylko stąd wyjdziesz zapłacisz mi za swoje niekompetencje gnoju- uderzyłem go pięścią w twarz, chciałem uderzyć jeszcze raz, ale ojciec mnie odciągnął. - Co ci mówiłem w aucie co ?- był ewidentnie zdenerwowany. - To przez niego ją porwali- krzyknąłem, wzkazując na niego. - Przed chwilą obwiniałeś siebie, a teraz będziesz obwiniał jego ? Ogarnij się i przestań obwiniać za to wszystkich dookoła- złość nadal buzowała mi w żyłach, nie mogłem patrzeć na tego jebanego nieudacznika, miał kurwa jedno zadanie do wykonania- chronić ją.

Uwolniłem się z uścisku ojca, odetchnąłem i usiadłem na krześle.- Zajmijcie się tym, ja muszę odetchnąć- zwróciłem się do dwóch moich ludzi i wyszedłem na korytarz. Ruszyłem przed siebie, właściwie bez celu błąkałem się po szpitalu. Zauważyłem łazienkę, wszedłem do środka.

Podszedłem do umywalki, przemyłem twarz zimną wodą, patrzyłem przez chwilę na siebie w lustrze. Jak ją odzyskać.

Wtedy mnie olśniło, przecież mam człowieka w szeregach Fernandeza. Jeden z tych nieudacznych porywaczy. Od razu wyjąłem telefon z kieszeni spodni, wybrałem odpowiedni numer. Czekałem chwilę.

- Halo ?- usłyszałem znajomy. - Wczoraj Fernandez przejął dziewczynę. Dowiedz się gdzie teraz jest- od razu przeszedłem do rzeczy, czas leciał zbyt szybko. Przez chwilę się nie odzywał.- Nic nie wiem o żadnej dziewczynie- skurwiel próbuje mnie okłamać.- To się dowiedz, bo inaczej będę zmuszony odwiedzić twoją żonę i małą Lily- zagroziłem.- Dowiem się i się odezwę- wytarłem twarz ręcznikiem. - Masz godzinę- rozłączyłem się.

Wyszedłem z łazienki, wróciłem do sali. Byli tam nadal mój ojciec i dwóch pracowników.

- Wychodzimy- powiedziałem i od razu wyszedłem z sali, po chwili do mnie dołączyli.

- Co ci się stało ?- spytał ojciec- Powiem ci aucie, musimy jechać- wyszliśmy ze szpitala. Wsiedliśmy do auta i ruszyliśmy, tamci dwaj jechali za nami. - No więc o co ci chodzi ?- spytał ojciec. - Przypomniałem sobie, że jakiś czas temu udało mi się urobić jednego z ludzi Fernandeza. Miał mi donosić, w zamian za ochronę jego rodziny. Zadzwoniłem do niego i kazałem się dowiedzieć, gdzie teraz jest Emily, nawet jeśli nie powie prawdy to przez czas rozmowy może uda się namierzyć jego położenie i po jego śladach dojdziemy do niej- jechałem bardzo szybko, żeby jak najszybciej być w domu, bo kiedy zadzwoni, muszę podpiąć telefon do komputera Dominico, żeby mógł go zlokalizować.

Byliśmy na miejscu, zaparkowałem pod domem i ruszyliśmy do środka. W salonie siedzieli Sofia, mama, Michael, Marco, Matteo, Victoria, Dominico, rodzice Emily.

- Dominico podepnij mój telefon do swojego komputera- szybko mu go podałem, mężczyzna podpiął go do jakiegoś kabla, potem do komputera- Po co to robimy ?- zapytał.- Zaraz powinien zadzwonić jeden z ludzi Fernandeza, ma powiedzieć gdzie zabrali Emily, ale jeśli skłamie to będziemy mieć jego lokalizację i dzięki niemu do niej dojdziemy- wyjaśniłem, wszyscy słuchali mnie uważnie.

- Czyli zaraz dowiesz się gdzie jest Emily ?- mama Emily wstała z kanapy. - Mam nadzieję, jeśli nie od niego to przez niego- usiadłem obok Dominico. Wszyscy siedzieliśmy jak na szpilkach i czekaliśmy na połączenie. Wreszcie mój telefon zadzwonił.

Wziąłem go do ręki i odebrałem połączenie. - Wiesz gdzie ona jest ?- zapytałem od razu. - Słyszałem jak Diego mówił komuś, żeby przewieźć jakaś dziewczynę do Mendez- kto to kurwa jest Mendez.

Dominico dał mi znak, że jeszcze nie ma jego lokalizacji. - Widziałeś ją ?- musiałem ciągnąć rozmowę. - Nie- nie wiem, czy mu wierzyć.- Trzymają ją w zamkniętym pokoju, nikt tam nie wchodzi poza młodym Fernandezem- Jebany Hugo Fernandez. - Mów jak tylko się czegoś dowiesz- rozkazałem. Dominico miał już lokalizację. Rozłączyłem się.

- Kim do chuja jest Mendez-wstałem z kanapy i złapałem się za głowę. Nastapiła chwila ciszy. - Czekaj- Matteo wstał gwałtownie. - Bianca Mendez,- nie znałem jej - Kim ona jest ?- przez chwilę nie odpowiadał. - Jest właścicielką paru...domów publicznych w Hiszpanii- wszyscy zamarli włącznie ze mną. - Jesteś tego pewny Matteo ?- podszedłem do niego bliżej- Niestety tak- kurwa.

Zabierają ją do cholernego burdelu w Hiszpanii.

- Musimy ją odzyskać zanim ją przewiozą- powiedział Marco. - Dominico jaka jest jego lokalizacja?- spytałem. - Madryt, hotel puerta- wyjąłem telefon z kieszeni- Lecę tam, tato zbierz ludzi i wyślij ich drugim samolotem- zwróciłem się do ojca i wstałem z kanapy- Nie lecisz nigdzie sam- zatrzymał mnie Matteo. - Ma racje, jesteś pod wpływem emocji i możesz popełnić jakiś błąd- poparł go tata. - Już dawno temu obiecaliśmy sobie, że jeśli komuś z rodziny coś się stanie wszyscy jesteśmy gotowi, żeby mu pomóc. Emily co prawda nie jest jeszcze naszą rodziną, ale jest dla ciebie najważniejsza, jest ważna dla nas wszystkich i nie będziemy siedzieć bezczynnie i czekać na wieści.- powiedział Marco, po czym podszedł do mnie i położył dłoń na moim ramieniu.

- Jedziemy razem- dodał Michael i też wstał. - Dobrze, niech będzie. Ojciec, Matteo, Marco i Michael jadą ze mna, reszta kategorycznie nigdzie się nie rusza i czeka tutaj- zwróciłem się do mamy, Sofii, Victorii , Carli i rodziców Emily. - Nie będę tu czekać, też chce jechać- odmówiła stanowczo Vicotria. - Ja cię nie pytam o zdanie, tylko informuje- odpowiedziałem sucho.

- Nie miałaś nawet nigdy broni w ręce, na nic się nie przydasz, mogłabyś tylko przeszkadzać, więc dla dobra własnego i Emily zostań tutaj- chyba mnie posłuchała, bo usiadła z powrotem. - Informujcie nas o wszystkim- poprosił tata Emily.- Oczywiście- odpowiedziałem.

Pojechaliśmy na lotnisko, ojciec po drodze zawiadomił ludzi. W samolocie miały już czekać na nas bronie. Byliśmy na miejscu. Samolot już był gotowy i czekał na nasze przyjście. Weszliśmy na pokład. Podszedłem do szafy pełnej różnych broni, wyjąłem kilka i je załadowałem. Dołączył do nas Dominico, rozłożył swój sprzęt i śledził człowieka od Diego. Lecieliśmy do Hiszpanii.

Connected by Chance#1Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz