Rozdział 2

409 40 13
                                    

Spotkanie twarzą w twarz z moim dawnym adoratorem przywołało dawne wspomnienia. Tak jakbym przeżywała ten ostatni tydzień w Galenie po raz kolejny. Wtedy też wpadłam na niego w kawiarni jego mamy. Tylko wyglądało to trochę inaczej. Skończyliśmy szkołę i każde z nas czekało na listy z uczelni. W tamtym momencie nawet ja miałam inny plan na siebie.

Po uroczystym zakończeniu roku szkolnego poszliśmy uczcić to cynamonową latte u Alice. Oczywiście był to tylko pozór stworzony dla rodziców, bo tak naprawdę to nie mogliśmy się doczekać imprezy otwierającej lato. Podczas gdy dorośli bawili się w okolicach rynku młodzi uciekali nad rzekę.

dwanaście lat temu

Nie rozumiem jakim cudem największym problemem Betty jest to czy ubierze czarne szpilki, czy też czerwone buty na wysokiej platformie. Tak jakby miało to jakieś znaczenie. Najważniejsza chyba powinna być wygoda, a ona w ogóle nie brała pod uwagę tego, że impreza odbywa się na grząskim terenie nad rzeką.

– Czarne czy czerwone? – Pomachała mi dłonią przed oczami. – Halo, Care! Tu ziemia.

– Czarne – odparłam od niechcenia.

– Myślisz, że szpilki będą odpowiednie? – ciągnęła mnie za język.

– Nie ważne co odpowiem i tak znajdziesz argument przeciwko temu. Najrozsądniej będzie jak ubierzesz trampki.

– To samo jej powtarzam, ale ona w kółko tylko papla o tym co ma ubrać. – Blake zaczął ją parodiować. – W tym będę dobrze wyglądać Blake? A może jak założę na siebie worek po ziemniakach i obwiążę wstążką? – Wszyscy wybuchnęliśmy śmiechem.

– Blake Torn moja cierpliwość do ciebie się powoli kończy – rzuciła wściekła Betty.

– Moja do ciebie też – odpowiedział jej zimnym spojrzeniem.

Już wtedy wiedziałam, że między nimi nie układa się dobrze. Betty chciała, żeby to właśnie on był jej księciem z bajki. Miała ogromny problem, bo zawsze wybierała sobie nieodpowiednich chłopaków. Pan Torn należał do mężczyzn cholernie przystojnych i pożądanych, ale poza tym był indywidualistą i szybko nudziło go wszystko, włącznie z dziewczynami.

Skąd o tym wiem? Sam mi o tym powiedział. Pomimo obrazu bad boy'a był również bardzo emocjonalną postacią. Odnajdywał swoje powołanie w sztuce. Widziałam wiele jego szkiców i były naprawdę imponujące. Czasami wymienialiśmy się swoimi dziełami i wzajemnie je ocenialiśmy. W ciągu ostatniego roku staliśmy się dla siebie przyjaciółmi, bardzo bliskimi przyjaciółmi.

Betty mogła być spokojna, bo jedyny romans jaki pojawił się między nami to miłość do sztuki. Rozumieliśmy się nawzajem, bo kto zrozumie artystę jak nie inny artysta? Nie było nic złego w tej relacji. Jedyną osobą, której się to nie podobało był Ben. Kochałam go jak brata, ale chwilami zaczynał już przesadzać. Wiedziałam, że skrycie się we mnie podkochiwał, ale rzeczy które opowiadał o Blake'u przyprawiały mnie o ból głowy.

Wymyślał kolejne teorie. Opowiadał o terrorze jaki prowadził w szkole. Wiedziałam, że był ambitny tak samo w sporcie jak i w sztuce i za wszelką cenę chciał osiągnąć sukces. Ben nie potrafił zrozumieć jego ducha walki i złości kiedy inni nie dawali z siebie wszystkiego. To, że kilka razy krzyknął w szatni na kolegów z drużyny nie naznaczało go mianem potwora. Po prostu taka była rola kapitana drużyny. Na szczęście razem z ostatnim dzwonkiem zakończył się też sezon.

Blake był chyba jedynym z nas, który miał z góry zaplanowaną przyszłość. On już wiedział jak potoczy się jego dalsze życie. Otrzymał stypendium sportowe na Uniwersytecie Georgii. Miał dołączyć do drużyny Buldogów i tam kontynuować swoją karierę. Mógł połączyć swoje obie pasje, bo ta uczelnia gwarantowała mu też możliwość rozwinięcia skrzydeł jako malarz.

Ostatnie wakacje razem jako paczka, a później czekało na nas nowe życie. Każdy snuł plany i marzenia na przyszłość. Ten czas miał być naszym najlepszym. Wszyscy chcieliśmy go wykorzystać jak najlepiej, dlatego że to ostatnie chwile razem. Później czekały na nas tylko zjazdy absolwenckie. Oczywiście część z nas miała zostać w Galenie i tkwić tutaj tak jak rodzice. Przykładem tego stał się Ben.

Na początku byliśmy sobie bardzo bliscy. Nasi rodzice znali się ze sobą tak samo długo jak my, czyli od dzieciństwa. Spędzaliśmy ze sobą każdą możliwą chwilę, ale nic nie mogło trwać wiecznie. W pewnym momencie nasz kontakt zaczął się robić coraz mniej zażyły. Pewnie on widział to inaczej niż ja, ale odpychały mnie jego ciągłe pretensje. Nigdy nie dawałam mu żadnych sygnałów, a on zaczynał traktować mnie jak swoją własność. Dlatego właśnie zaczynałam się od niego odcinać w połowie liceum.

Wtedy poznałam Betty, Claire i Arona. Najpóźniej do naszej paczki dołączył Blake. Choć tak naprawdę nigdy nie był jej częścią. Pojawiał się i znikał pełniąc tylko rolę chłopaka Betty. Czasami miałam wrażenie, że jest z nami za karę. Zupełnie odmiennie zachowywał się kiedy miał szkicownik w ręce. Widać w nim było pasję, tak samo jak podczas meczy. W towarzystwie innych ludzi robił się bardzo chłodny.

Organizatorem imprezy rozpoczynającej lato był Aron. Jego rodzice byli najbogatsi w okolicy. Jego ojciec był w burmistrzem Galeny, a matka prowadziła wiele lokalnych biznesów. Jego stary zostawiał mu zawsze na takie okazje klucze od domku, chociaż domek to duże niedopowiedzenie, nad rzeką i tam właśnie miało się odbyć rozpoczęcie lata.

Obiecaliśmy pomóc mu w przygotowaniach, dlatego zabraliśmy ze sobą kawy na wynos i ruszyliśmy w kierunku drzwi. Szłam jako pierwsza trzymając swój niebieski notes w dłoniach. Kiedy nacisnęłam na klamkę usłyszałam jak Betty coś do mnie mówi. Odwróciłam się i poczułam jak wpadam na kogoś.

– Uważaj jak leziesz łamago...

– Ben?

obecnie

Ton głosu zupełnie inny niż tamtego dnia. Już nie było słychać w nim żalu. Ben chyba zapomniał już o uprzedzeniu w stosunku do mnie. Jak to mawiają "czas leczy rany". Zmienił się nie do poznania, jak dobre wino.

– Co ty tutaj robisz? – wypaliłam bezmyślnie.

– Mieszkam – odparł delikatnie się uśmiechając. – Pytanie co ty tutaj robisz? – dodał zaciekawiony.

– Zgaduj.

– Przyjechałaś na dni Galeny walczyć o miano honorowego członka rady miejskiej...

– Nie wygłupiaj się.

– Nie mam pojęcia co mogło tutaj sprowadzić naszą gwiazdę... – zażartował.

– Ben! – Usłyszałam jak Alice krzyczy zza lady.

– Mam nadzieję, że nie jesteś tylko na chwilę i że opowiesz co się u ciebie zmieniło przez te wszystkie lata... – przez chwilę się zawahał. – Przy kolacji?

– Z chęcią, ale nie dzisiaj, jeszcze nie byłam u rodziców. – Sięgnęłam do torebki po wizytówkę i mu ją podałam. – Zadzwoń do mnie jutro i umówimy się powspominać dawne czasy.


Galena HighOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz