Rozdział 3

340 38 6
                                    

Odwlekałam wizytę u rodziców tak długo, jak tylko mogłam. Zamiast do nich, poszłam do hotelu. Musiałam zebrać przez chwilę myśli i otworzyć mój niebieski notes. Napływały do mnie emocje, a razem z nimi przyszła wena. Od długiego czasu nie mogłam dokończyć ostatniego tomu "Świateł" i podróż do Galeny okazała się remedium na moje problemy.

    W mojej rodzinnej miejscowości nie było żadnych drogich hoteli. Właściwie to w ogóle ich nie było. Jedynym miejscem, gdzie podróżny mógł się zatrzymać, był stary pensjonat w lesie. Prowadziła do niego wąska polna droga. Na szczęście spotkanie samochodu na tej trasie graniczyło z cudem. Dojechałam na miejsce. Wysiadając z samochodu wpadłam w błoto, po czym upuściłam z rąk mój notes.

    – Kurwa! – krzyknęłam. – Chyba wszystko jest dzisiaj przeciwko mnie.

    Podniosłam go i wytarłam oprawę z mokrej ziemi. Otworzyłam go w obawie przed uszkodzeniami. Błoto jakimś cudem dostało się do środka. Zamazało pierwsze zdanie, ale na szczęście doskonale je pamiętam. "Przez mroczne życie kroczy człowiek, który ma w sobie światło".

    Podeszłam do drzwi. Wytarłam ubłocone buty w wycieraczkę i chwyciłam za mosiężną kołatkę. Uderzyłam nią dwa razy. Usłyszałam dobiegające po drugiej stronie kroki, a później dźwięk przekręcanego w zamku klucza. Otworzyły się przede mną wrota do pensjonatu.

    – Dobry wieczór – powiedziałam do starszego mężczyzny w progu.

    – D-dobry wieczór – odparł jąkając się. – W-w czym m-mogę pomóc? – zapytał.

    – Jest jakiś wolny pokój dla jednej osoby?

    – O-oczywiście – odpowiedział. – Proszę za mną.

    Ruszyłam za nim do biura. To pierwszy raz, kiedy byłam w tym miejscu. Chodziły o nim przeróżne miejskie legendy. Najpopularniejszą była chyba ta o kobiecie, która w latach osiemdziesiątych ubiegłego wieku, zanim jeszcze to miejsce stało się pensjonatem, zabiła swojego męża po tym, jak przyłapała go w łóżku ze sprzątaczką.

    Podobno od tego czasu mężczyzna nawiedza to miejsce i poszukuje żony, żeby dokonać na niej zemsty. Tylko kto by wierzył w takie rzeczy? Na pewno nie ktoś, kto sam kreuje fabułę.

    W biurze mężczyzna wypełnił potrzebne do meldunku dokumenty. Wziął ode mnie kartę kredytową i spisał z niej dane potrzebne do przeprowadzenia transakcji. Odebrałam od niego klucze i poszłam na górę, gdzie miał znajdować się mój pokój.

    Stąpając po schodach słyszałam jak skrzypią. Przez moje ciało przeszedł dreszcz. Spojrzałam w kierunku kominka, który znajdował się na środku salonu na dole, ale próżno było w nim szukać oznak płomienia. Liche światło oświetlało korytarz prowadzący do pokoju bez oznaczenia. Mężczyzna mówił o pierwszych drzwiach na lewo od schodów. Stanęłam przed nimi i wsunęłam klucz do zamka.

Nie był tym, do czego zdążyłam się przyzwyczaić, ale nie zabawię tutaj na tyle długo, żeby to odczuć. Podłoga wyłożona była czerwonym dywanem, na którym miejscami widać było ciemniejsze, zaschnięte ślady. Wolę nie wiedzieć skąd tam się wzięły. Odsłonięte drewno na ścianach miało chyba ocieplić to miejsce, ale mam wrażenie, że to wcale nie zadziałało. Spoglądała na mnie barokowa postać z obrazu nad łóżkiem. Przynajmniej ono wyglądało lepiej od reszty. Pościel była czysta, więc usiadłam na nim bez obaw. Materac wydawał się wygodny. Naprzeciwko łóżka stała szafa, a obok niej biurko. Jednym słowem wszystko, czego potrzebowałam.

Usłyszałam pukanie do drzwi.

    – Proszę! – powiedziałam donośnym głosem.

    Do pokoju wszedł opiekun pensjonatu z moimi walizkami i kluczykami od samochodu. Postawił wszystko w progu.

    – N-napaliłem w kominku... Z-za chwilę p-powinno zrobić się ciepło – powiedział i wyszedł zamykając za sobą drzwi.

    Już dawno powinnam była zmienić notes na laptopa i zapisywanie pliku z tekstem w chmurze. Babcia jednak przyzwyczaiła mnie do pisania ręcznie i tak mi zostało do dnia obecnego. Mam wrażenie, że przez to tekst zyskiwał duszę. Kiedy pisałam na klawiaturze komputera, wszystko wydawało się takie puste. Nie było widać kreślenia błędów, a czasami nawet pełnych stron. Dzięki temu też mogłam zaznaczyć to, co dla mnie istotne.

    Usiadłam na drewnianym krześle przy biurku. Było tak twarde, że wydawało mi się, że siedzę na samej desce. Ułożyłam przed sobą notes i chwyciłam za niebieską nić zaznaczającą miejsce, w którym skończyłam. Przypływ weny był darem, którego nie mogłam odkładać na później. I tak zaczęły płynąć słowa.

    Ukryty w deszczu krzyk niósł się po lesie. Ciało sparaliżował strach. Stała tak pośrodku niczego licząc, że w końcu pojawi się ktoś, kto ją uratuje. Nikt jednak nie nadchodził. Przyspieszyło jej tętno, a każdy najmniejszy dźwięk dobiegający zza drzewa, za którym się ukryła, był jak ostrze, godzące ją prosto w serce. Próbowała się opanować, wymyślić w głowie jakiś plan działania, który miałby ją uchronić od bólu. Wychyliła się delikatnie. Dostrzegła postać jakieś trzydzieści metrów od siebie podążającą w przeciwnym kierunku. Odetchnęła przez chwilę z ulgą. Zamknęła oczy tylko po to, żeby mrugnąć, a on już zdążył ją dostrzec. Rozpoczął szarżę. Nie mogła zrobić nic innego, jak podjąć ostatnią próbę ucieczki. Była zmęczona, ale zdeterminowana, żeby przeżyć. Jako jedyny świadek zdarzenia musiała. Tylko ona mogła wyjawić prawdę. Rozpoczął się jej bieg o życie. Czuła przypływ adrenaliny. Nie odwracała się za siebie, to mogłoby ją tylko spowolnić. Miała wrażenie, że oddech oprawcy odbija się od jej pleców. Z każdym kolejnym krokiem zaczynało jej brakować tlenu. Dostrzegła na szczęście jakieś światło na końcu tunelu. Światło, które dobiegało z domu pośrodku niczego. Podbiegła do drzwi i złapała za klamkę. Wpadła do środka nieproszona, ale przecież ona też nie błagała o krzywdę, która ją spotkała. Zatrzasnęła za sobą drzwi i opadła na ziemię oparta o nie. To była jedyna szansa i udało jej się ją wykorzystać w pełni...

Galena HighOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz