Rozdział 11

226 24 1
                                    

Coraz bardziej kręciło mi się w głowie. Kiedy byliśmy już prawie przy aucie, straciłam na chwilę równowagę i osunęłam się po Blake'u. Na szczęście złapał mnie, zanim upadłam i podciągnął do góry. Spojrzałam po raz kolejny, w te zielone oczy. Chciałam, żeby ten pieprzony świat przestał się w końcu kręcić.

Nie pozwolił mi iść dalej samej. Wziął mnie na ręce, a ja nie protestowałam. Po prostu objęłam go wokół szyi i wtuliłam się w niego. Wiedziałam, że to, co czuję, nie jest dobre. Był chłopakiem mojej przyjaciółki, a mi było tak cholernie przyjemnie. Chciałam się pozbyć tego uczucia, ale nie wiedziałam jak.

Doszliśmy do samochodu. Nie odkładając mnie na ziemię, sięgnął do kieszeni po kluczyk i wsunął go w zamek. Przekręcił go i jedną ręką złapał za klamkę. Otworzył drzwi i przykucnął. Delikatnie położył mnie na przednim fotelu. Spojrzał na mnie. Nie widziałam w nim tego spojrzenia, co u innych. Nie było w nim nic oceniającego. Nie patrzył na mnie z góry, choć stał nade mną. Nie czułam już wstydu. Rozłożyłam się wygodnie i przytuliłam twarz do szyby.

Obszedł samochód i usiadł po mojej lewej. Nie mogłam odwrócić się do niego. Nie, dlatego że było mi nie dobrze. Działo się wewnątrz mnie coś bardzo złego. Pojawiły się uczucia, których wcześniej nie czułam. Emocje przejmowały nade mną kontrolę, a może to był tylko alkohol...

– Do domu? – zapytał.

– Jak wrócę w takim stanie, to starzy mnie zabiją – wybełkotałam.

Zaczynało mi się robić ciemno przed oczami. Czułam się bardzo śpiąca. Przez chwilę starałam się oprzeć Morfeuszowi, ale w końcu dałam za wygraną. Odpłynęłam oparta o szybę.

***

Obudziłam się z dobrym nastrojem i samopoczuciem. Zaczęłam się przeciągać na fotelu. Nadal jechaliśmy, a więc ta krótka drzemka musiała postawić mnie na nogi. Spojrzałam przed siebie i zobaczyłam wschodzące nad horyzont słońce. Zacisnęłam palce na kolanach.

– Stój kurwa! – krzyknęłam z całych sił.

Usłyszałam pisk opon, a po chwili samochód się zatrzymał. Wyskoczyłam jak poparzona na drogę pośrodku jakiegoś lasu. Podeszłam na jej brzeg i oparłam się o jedno z drzew. Co tu się kurwa dzieje, pomyślałam. Poczułam delikatny dotyk na ramieniu.

– Gdzie my... – Przerwałam na chwilę i zacisnęłam pięści. – Kurwa jesteśmy? – dokończyłam, krzycząc mu prosto w twarz.

– Nie chciałaś pojechać do domu, a ja mam tutaj coś do załatwienia.

– Tutaj, czyli gdzie? – Rozejrzałam się wokoło. – Gdzie my właściwie jesteśmy? – powtórzyłam.

– Niedaleko Atlanty – odparł spokojnie.

– Niedaleko Atlanty?! Czy ty jesteś normalny? – zadawałam mu kolejne retoryczne pytania. – Przecież to prawie trzynaście godzin od Galeny.

– Jak ktoś jeździ jak pizda.. – odparł, a kąciki jego ust drgnęły delikatnie w górę.

– Poczekaj, dlaczego mnie porwałeś? – Zaczęłam panikować i odsuwać się od niego.

– Porwałem? – parsknął. – Caroline nie wygłupiaj się... – Ruszył za mną. – Nie chciałem, żebyś miała kłopoty, więc zabrałem cię ze sobą. Załatwimy sprawę i wrócimy...

– Ty chyba zwariowałeś. Przecież starzy mnie...

– Dzwoniłem do twojej mamy...

– Co zrobiłeś?! – krzyknęłam głośno i odepchnęłam go z całych sił. – Kto ci pozwolił grzebać w moim telefonie?

Galena HighOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz