Z każdym kolejnym dniem coraz bardziej czułam się, jakbym właśnie rozpoczynała następny rozdział mojej książki. Moje życie zaczynało być coraz bliżej fabuły "Świateł". Osoby znikały w niewyjaśnionych okolicznościach. Ktoś popełnił samobójstwo. Sięgając coraz głębiej we wspomnienia, czułam, że jakiś istotny fakt umknął w przeszłości mojej uwadze.
Rzeczy, które niegdyś wydawały mi się nieistotne, nagle zaczynały mieć znaczenie dla całej tej historii. Nie wiedziałam, czy to pieprzone śledztwo nie zaprowadzi mnie do miejsca, w które nigdy nie chciałabym trafić. Bałam się, że to, co niegdyś zostało zamknięte, powinno takie zostać do końca świata.
Śledztwo. Jakie to popaprane, żebym w ogóle w ten sposób o tym myślała. Nie jestem przecież detektywem jak moja bohaterka. Brakowało mi doświadczenia, odwagi i środków do osiągnięcia celu. Czułam, że wpycham kij w mrowisko. W końcu ktoś będzie chciał mnie uciszyć i może się to dla mnie źle skończyć. Oczywiście, jeżeli w ogóle miałam rację.
Usłyszałam dzwoniący w torebce telefon. Zerwałam się z łóżka i podeszłam do biurka. Mijały kolejne sygnały, a ja nie mogłam go znaleźć. W końcu chwyciłam go w swoją dłoń i spojrzałam na ekran. Wyświetlił się nieznany numer, to pewnie Ben.
– Słucham? – Po drugiej stronie była osoba, której unikałam od dłuższego czasu. – Tak, jak ci mówiłam, napiszę tę książkę, choćby nie wiem co miało się stać. Nie staraj się mnie pospieszać w żaden sposób... – powiedziałam zirytowana i rzuciłam słuchawką na łóżko.
Jak widać, niektórzy nie rozumieją znaczenia słowa nie. Dźwięk przychodzącego połączenia rozbrzmiał raz jeszcze. Chwyciłam słuchawkę, zagryzłam zęby i szybkim ruchem przyłożyłam ją do ucha.
– Chyba jasno się wyraziłam, że nie mam zamiaru słuchać w kółko twoich morałów.
– Ups, może zadzwonię później...
– Ben? – Zrobiło mi się głupio, słysząc jego głos. – Przepraszam, myślałam, że to ktoś inny...
dwanaście lat temu
Była zima, wietrzna i mroźna, jak nigdy wcześniej. Napadało tyle śniegu, że dyrektor zarządził trzydniową przerwę od szkoły. Nienawidzę takiej pogody, więc właściwie cieszyłam się z tego, że będę mogła zostać w domu i w końcu przeczytać jedną z nowych książek mojego ulubionego autora, "Zostań przy mnie".
Rozłożyłam się wygodnie na łóżku i już miałam ją otworzyć, kiedy coś uderzyło w moje okno. Zerwałam się na równe nogi lekko wystraszona i podeszłam do parapetu. Wyjrzałam powoli przez nie, tylko po to, żeby zobaczyć na dole roześmianego Rizz'a i Blake'a.
Machali mi, żebym zeszła na dół. Przez chwilę kręciłam przecząco głową, ale jak zobaczyłam, że kierują się do drzwi, to szybko zbiegłam na dół. Moich rodziców akurat nie było w domu i gdyby się o tym dowiedzieli, to pewnie namawialiby mnie do zorganizowania czegoś u siebie.
Nie zdążyłam nawet zmienić piżamy na coś cieplejszego. Po prostu pobiegłam do drzwi i otworzyłam je na dwie, może trzy sekundy.
– Ubiorę się i wychodzę – rzuciłam przez szparę.
Na dworze było chyba z minus dwieście. Nie było takiego stroju, który byłby w stanie mnie ogrzać w takim klimacie. Założyłam na siebie chyba z siedemnaście warstw ubrań i dopiero do nich wyszłam. Musiałam wyglądać, jakbym w ciągu nocy przytyła co najmniej dwadzieścia kilogramów, ale lepsze to niż marznięcie.
– Czego? – zapytałam, stąpając po zamarzniętych deskach na moim ganku.
– Jak to czego? – zapytał Rizz i objął mnie wokół szyi. – Odwołali szkołę nie?
CZYTASZ
Galena High
Teen FictionOstatnia klasa liceum, paczka przyjaciół, bójki, imprezy, sekrety i jeden wieczór, który przewrócił do góry nogami całe dotychczas spokojne życie w miasteczku Galena. Co wydarzyło się tamtej nocy? Gdzie podziała się zaginiona w niewyjaśnionych okoli...