Rozdział 12

211 21 3
                                    

Miasto jak to miasto, wielkie, przytłaczające, a przy tym wszystko wydawało się być w pędzie. Tak jak my przemierzaliśmy kolejne ulice w niewiadomym celu, tak inni ludzie robili dokładnie to samo. Wszystko pracowało, jak dobrze naoliwiona maszyna, a my byliśmy jak tryby w niej. Każdy miał jakieś zadanie. Nie wiedziałam tylko, co należy do naszych obowiązków w tym miejscu.

Podążałam na ślepo za gościem, który wzbudzał we mnie skrajne emocje. Trochę się go obawiałam, ale przy tym czułam się też najbardziej bezpieczna na świecie. Taki paradoks... Wiedziałam, że Blake ma ciemną stronę, której nie chce pokazywać i za nią kryła się również historia. Pojechałam nie dlatego, że mnie do tego zmusił. Dzięki tej wyprawie mogłam dowiedzieć się czegoś więcej o nim i o jego przeszłości. Przynajmniej tak mi się wydawało.

Zatrzymaliśmy się w centrum niedaleko jakiegoś parku. Przez szybę widziałam tylko wejście do obskurnego baru. Temat Blake'a owiany był tajemnicą od samego początku. Wprawdzie wspomniał, że pochodzi z Seattle, ale to w ogóle nie był ten kierunek. Wytłumaczenie "Muszę coś załatwić" było dla mnie zdecydowanie niewystarczające.

Nie wiem, dlaczego za nim podążałam. Chyba intrygował mnie w taki sposób, że aż skręcało mnie od środka. Pragnęłam go poznać. Czułam, że pod tą ponurą powłoką kryje się ktoś warty poznania. Może tłumaczyłam go, dlatego że...

Otworzył drzwi i wyskoczył z samochodu. Przez chwilę siedziałam w fotelu jak wryta. Nie wiedziałam, czy powinnam za nim pójść, czy też zaczekać aż wróci. Jebać to... Nie będę przecież czekała na jego zgodę. Odpięłam pas i wysiadłam za nim. Widziałam tylko jego znikające w drzwiach plecy. Nacisnęłam na klamkę i wpadłam do środka.

Czułam zapach papierosów unoszący się w powietrzu i coś jeszcze, coś, co mnie odrzucało. Powodowało, że aż kręciło mi się w głowie. To nie był rozlany alkohol, choć jego zapach też do mnie docierał. Coś jakby ktoś zostawił mokrą szmatę i zapomniał ją wycisnąć. Wilgoć...

Blake zniknął mi z oczu. Spojrzałam w prawo na mężczyznę leżącego głową na stole. Dobiegła do mnie głośna muzyka. Najpierw był dźwięk gitary, a później rock'owy wokal.

It's all the same, only the names will change

Every day, it seems we're wastin' away

Another place where the faces are so cold

I'd drive all night just to get back home

Mężczyzna podniósł się ze swojego tymczasowego łóżka i spojrzał na mnie przerażającym wzrokiem. Ruszyłam przed siebie, kompletnie nie zważając na to, co może mnie tutaj spotkać. Czułam dreszcz schodzący w dół po kręgosłupie. Zacisnęłam pięści w razie, gdybym musiała się bronić. Chciałam się upewnić czy za mną nie idzie, więc się odwróciłam. Poczułam, jak wpadam w jakąś twardą przeszkodę. Krzyknęłam ze strachu.

– Spokojnie – powiedział, łapiąc mnie za barki.

Rozejrzałam się powoli wokół siebie. Stał przy barze, a po jego drugiej stronie była jakaś kobieta. Starsza od nas o co najmniej kilka lat. Miała przymrużone oczy, tak jakby chciała kogoś zabić. Powoli przeniosła swój wzrok z Torn'a na mnie.

– Ty musisz być Caroline – powiedziała, nie zmieniając wyrazu twarzy.

– Mogłaś zaczekać w aucie – wtrącił się Blake. Choć ciężko było wyczytać z niego cokolwiek, to po jego tonie byłam pewna, że nie jest zadowolony z mojej obecności.

– Najwidoczniej nie mogłam – odparłam kąśliwie. Kiedy kobieta usłyszała moje słowa, zaśmiała się pod nosem.

– Tę najlepszą część musiałeś pominąć – powiedziała.

Galena HighOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz