Rozdział 13

5 0 0
                                    

Jesteśmy bezpieczni - przebiega mi przez myśl, gdy w końcu otwieram drzwi samochodu, a drzwi garażowe się zamykają. Klark i Dolores podążają za mną i pozbywają się kasków, na co wyraziłem zgodę, jeszcze siedząc w samochodzie. Tymczasem Grace już walczy o swoje, ale z jedną ręką to nie takie proste. Nie tracę, więc czasu i pospieszam na ratunek.

- Pozwól, pomogę ci - mówię, tuż po uchyleniu drzwi, a potem pozbawiam ją ochraniacza, kajdanek, ale nie swojej ręki.

Pomagam jej wysiąść i zaraz z całą trójką kierujemy się z części garażowej do części mieszkalnej. Jest niezręcznie, niespokojnie, więc staram się stanowczo pokazać najbliższe otoczenie. Z korytarza wprowadzam ich do salonu i pokazuję ręką, że mają się rozgościć.

- To mój dom, tu jesteśmy bezpieczni. Możecie korzystać ze wszystkiego. Zapoznać się według uznania. Oprócz gabinetu, do którego żadne z was się nie dostanie.

- Powinna dostać kroplówkę - włącza się Dolores z stąd ni zowąd i przekierowuje moją uwagę.

- Zajmiesz się tym? - pytam - Sypialnie są na końcu korytarza. W tym czasie porozmawiam z Klarkiem.

Niepewność rodząca się w zachowaniu Grace szybko zostaje wyciszona i uspokojona, bo nie ma innego wyjścia. Dwadzieścia minut spędzam na tłumaczeniu naszych kolejnych kroków, obecnych w domu zabezpieczeń i zadaniach, jakie od teraz mają do wypełnienia.

Kiedy pokazuje Klarkowi zaopatrzenie spiżarni, wpada mi do głowy myśl, cofam się do regału z kosmetykami i wyciągam sprawnie jeden produkt, który po uchwyceniu daty, chowam do kieszeni. Raz na pół roku robiony jest przegląd, a jednak przezorność to jedna z ulubionych cech. Przynajmniej czasami. W końcu kończymy przegląd i zostawiam go samego. Nim wyjadę, czeka mnie jeszcze jedna rozmowa. Po drodze mijam Dolores, która najwidoczniej skończyła swoją robotę. Intuicyjnie wiem, który pokój przydzieliła dziewczynie, więc trafiam za pierwszym razem.

Mój błąd, że zapominam zapukać.

- To Ty - mówi, wydając nerwowy oddech ulgi, próbując wstać.

- Usiądź. Spokojnie. Nie chciałem Cię przestraszyć - odpowiadam.

Kompletnie się nie dziwię.

Spokojnie podchodzę do łóżka dziewczyny, a potem zajmuję miejsce tuż obok, zmniejszając dystans. Jedno przeciągnięte spojrzenie poświęcam na przegląd kroplówki i w końcu poświęcam uwagę delikatnej Grace.

- Dlaczego tu jesteśmy? Co się dzieje? - docieka przez moje przedłużające się milczenie.

Od czego by zacząć? Może od wyciszenia podejrzliwości wobec tego, co właśnie się dzieje.

- Sam nie do końca jeszcze wiem, o co w tym chodzi. Podziemia pod Paryżem to stan historii. Nie wiedziałaś? - kiedy kiwa przecząco głową, kontynuuję - Jestem w stanie ci to udowodnić, ale póki co nie wiem, kto bez twojej zgody cię tam porzucił. Jakie miał cele. Za pierwszym razem nie pomogłem ci, bo uznałem, że należysz do kręgu podziemnych, a na to nie mam wpływu - jej pytające spojrzenie powoduje, że muszę dopowiedzieć - Serio. Pod ziemią żyją ludzie i to całkiem normalnie, nawet jeśli wydaje się to nierealne. Kiedy znaleźliśmy cię na szlaku za drugim razem, umierałaś, więc przetransportowałem cię do kliniki z moją ekipą. W międzyczasie doszliśmy do tego, kim jesteś bez większych szczegółów, tylko jacyś ludzie wystawili na ciebie zlecenie. Zabrałem cię, żebyś przeżyła. Wierzysz mi?

Staram się szczerze, spokojnym tonem wyjaśnić najważniejsze szczegóły. Musi zagrać pod moje dyktando, bo tylko tak wzrosną jej szanse.

- Nie wiem - urywa, analizując moją wypowiedź - Paryż ma podziemie, w którym ktoś próbował uśmierci mnie za życia? Dlaczego? Kto chciał mnie zabić? A moi rodzice? Co z moimi rodzicami? To zamach?

- Nie możemy powiadomić twoich rodziców, bo nie mam pojęcia, kto i dlaczego chce cię skrzywdzić. Nic im nie jest. Nie sądzę, żebyś ucierpiała z pobudek politycznych. Jest zbyt cicho. Poza tym minęły już niemal dwa tygodnie - coś by się zadziało.

Wyszczerza oczy, gdy słyszy, ile dni upłynęło. Po raz pierwszy mówimy o kalendarzu.

- Skąd tyle wiesz? - pyta, przełykając gorycz.

- Jestem biznesmenem, zamuję się sprawami bezpieczeństwa. Gabriel Leroux, może chociaż kojarzysz nazwisko?

- Leroux. Powinnam je znać?

- Jako córka z rodziny dyplomatów, byłoby miło - odpowiadam, delikatnie uśmiechając się.

- Co teraz będzie? - docieka.

- Potrzebuję trochę czasu, żeby znaleźć zwyrodnialca  - gorsze przymiotniki zostawiam dla siebie - Wrócę za kilka dni. Klark i Dolores zostaną z tobą. Jesteś pod ich opieką, co oznacza, że nie możesz uciec, ale oprócz momentu, kiedy będziesz otrzymywać kroplówki, możesz czuć się swobodnie - wyciągam opakowanie z kieszeni - maść na stopy. Mam nadzieję, że za bardzo się nie pokaleczyły.

Chyba chciałby coś dodać, ale oprócz dziękuję, nic więcej się nie wymyka. Korzystając z okazji, że o nic więcej nie zdążyła zapytać, wymykam się i kolejny raz ustawiam wszystko z dwójką moich ludzi, potem krótka drzemka, po czym pieszo wybieram się w drogę powrotną do miasta. Nie mogę zostawić za sobą całego życia i rozszalałego ojca. Nim wrócę na stałe, potrzebuję rozpatrzeć jego wszystkie zamiary.

Z racji wyboru drogi docieram do apartamentu dwa dni później, nie dziwi mnie fakt, że pod nimi waruje dwóch ludzi. Na szczęście nie muszę wykonywać żadnego nerwowego ruchu. Nie sądzę, a przynajmniej nie, że teraz, będzie chciał mi zrobić krzywdę, więc spokojnie mijam ich przy drzwiach, po ludzku witam się, próbując odkluczyć drzwi, a  po dostaniu się do środka jako pierwsze, wyjmuje telefon zastępczy z sejfu i wykonuję połączenie do mojego szanownego taty. Odbiera po pierwszym sygnale.

- Zabrałeś dziewczynę! - wrzeszczy, omijając zbędne powitanie.

A co miałem zrobić?

- Na dwa miesiące. Potem będziesz mógł wsadzić w nią kutasa Pereza albo zostanie moją żoną - hardo oświadczam.

Jeszcze nie znam końca swojego planu, nie wiem, co będzie za dwa miesiące, nie potrzebuję też żony. Nie zamierzam się żenić, a jednak na dzień dzisiejszy dalej w to brnę.

- Wiesz, że ją znajdę? - słyszę w jego głosie wilka, tropiciela - Chociażbym sam miał zejść i przekopać wszystkie poziomy. Nie zapominaj, kto Cię uczył.

W jego słowach wyłapuję, jak bardzo dręczę jego ego, bardziej natomiast skupiam się na tym, że się pomylił. To niecodzienność, nie oczywistość. A jednak jego lokata pewności daje mi nieco swobody. Nie umyka mi też fakt, że zmienił ton na bardziej zwodzący. Niby jest spokojny, a jednak wiem, że to złudzenie.

- Skąd pewność, że tam właśnie jest? - podsycam jego myślenie.

- Manię kontroli masz po mnie. Nie zostawiłbyś jej w miejscu, gdzie byłaby łatwo dostępna - kwituje.

To prawda. Tylko, że oprócz tego wyciągnąłem przed laty cenną naukę - zaopatrzaj zgodnie z zapotrzebowaniem swoje alter ego, czy też miej miejsca, o których nikt nie wie. Absolutnie nikt. W Europie mam ich kilka, we Francji jedno właśnie spaliłem.

- Na szczęście nie tylko manię mam po Tobie. Jeśli tak zdecyduję, dostaniesz ją za dwa miesiące - odgryzam się w swoim stylu.

A mówią, żeby nie drażnić wilka.

- Gabriel, pogrywasz ze mną, może nawet Cię to bawi, ale za dwa dni mamy spotkanie! - nie wytrzymuje - Lepiej, żebyś był obecny. Może wtedy będziesz bardziej wylewny. A, pamiętaj, że ta garstka ludzi, którą masz po swojej stronie, również należy do mnie! - po tych słowach kończy połączenie.

Nie ignoruję jego pogróżek, tylko zgrabnie się do nich dopasowuję, a jeśli to wygląda ignorowanie, cóż.

W pierwszej kolejności chcę załatwić monitoring z klubu, nic dziwnego, że żadnego dowodu nie ma. Kiedy chowałem dziewczynę, mój szanowny tatuś miał czas, żeby schować dowody.

Nie zniechęci mnie.
Nie tym razem.

W Twoich rękachOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz