Rodział 9

4 1 0
                                    

Z samego rana wstawiam się w klinice. Tym razem jednak bez dobrych manier, bez przeszkód kieruję się do pokoju, który przydzielono Grace. Jeszcze się nie wybudziła, a jednak wchodząc, od razu zauważam, że towarzyszy jej tylko tlen. Jej dojście do siebie to zatem zaledwie okres co najwyżej kilku, może kilkunastu godzin.

Nikt więcej się nie pojawia, więc mogę spokojnie przyjrzeć się małej, drobnej, dziewczynce o prawie platynowej barwie włosów, które póki co lśnią. Zapadnięte policzki jeszcze są widoczne, a jednak twarz nie przypomina już szarej rolki papieru. A usta chociaż beżowe, nie są już tak bardzo suche. Mimowolnie chwytam jej drobną dłoń, wysuwam ku górze na tyle, na ile pozwala pas i oglądam zadartą skórę. Widzę tak niewiele, a jednak rusza mnie ta może przypadkowa historia. Może umyka mi pytanie, jak się tam znalazła? Może jest nieważne? A może kluczowe dla sprawy? Nie mamy z tym nic wspólnego, więc cokolwiek się stało, spadnie na tych, którzy ją tam umieścili, jednak katakumby to nieprzypadkowe miejsce. Mój ojciec przefiltrował to na tysiąc sposobów, znam go. Jakie ma odpowiedzi? Co tak właściwie tam zaszło?

Nie tędy droga. Hamuję się. Nie powinien znać tych danych, szczegółów. Nie są mi one potrzebne, bo przecież to tylko zlecenie. Zadanie do wykonania.

Odkładam drobną dłoń z zamiarem pójścia po środki i właśnie wtedy zauważam pojedynczą łzę spływającą na włosy. Przecieram ją praktycznie w tym samym momencie i wychodzę. Jeszcze nie czas, żebyśmy się poznali. Po drodze alarmuję Nilla i Dolores. Jedno z nich zabieram ze sobą, drugie ma zająć się dziewczyną.

W polowym laboratorium zostaję zapoznany z dawkami i próbkami, co zajmuje nam prawie pół godziny. Po czym na ponad dwie godziny zostaję sam i mogę zająć się listą pytań i podejmowanych wątków. Dlaczego ja? Dlatego że w żaden sposób nie mogliśmy tego nagrać. Sześciu zamordowanych. Tyle wystarczyło, żeby nie było nawet skrawka dowodu, a wszystko, co miała powiedzieć, miało dotrzeć jedynie do moich uszu. Jakiś czas później w drzwiach wstawia się Dolores.

- Podałam jej środki uspokajające, wybudziła się i zaczęła drżeć.

- Zaraz przyjdę. Zobaczymy, co da się z niej wyciągnąć - informuję i zabieram potrzebne materiały.

Ramie w ramię wracamy do pokoju dziewczyny, a kiedy staję w futrynie, grzecznie zamykam Dolores dostęp. Ma pozostać gotowa na wezwanie, a póki co mogę zadziałać sam. Zajmuję wygodnie miejsce tuż przy łóżku i czekam na ponowną reakcję. Mruganie oczami zauważam jakiś czas później, a zaraz a nimi pojawia się werbalizowanie rzeczywistości.

- Kim jesteś? Co tu robisz? Gdzie jestem? - wymawia niewyraźnie trzy pytania.

Odpowiedź zaczynam od dotyku przedramienia i popełniam błąd, bo pasy może i ją stabilizują, jednak nie kontrolują. Jej ciało usztywnia się, a sama gwałtownie wciąga duże hausty powietrza, które najwidoczniej niczego nie wnoszą. Brakuje tylko, żeby zaczęła się hiperwentylować.

- Oddychaj - rozkazuję niewzruszony i to dobry ruch, bo bez dodatkowych środków uzyskuję oczekiwany efekt.

- Dlaczego tu jestem? Wypuść mnie - słyszę gdzieś pomiędzy łapaniem kolejnych oddechów.

- Nie zrobię ci krzywdy - dodaję, gdy nieco się wyrównuje.

Przez chwilę mam wrażenie, że odpłynęła, bo nie wykazuje żadnego ruchu, ale wtedy mnie zaskakuje.

- Może jako jedyny masz prawo.

Co?
Widzę jej splątanie, chociaż pewnie nie potrafi go nazwać.

- Nigdy nie zapomnę, że na szali śmierci, pochyliłeś się nad moim życiem. Obudziłeś moje zmysły - charczy i spogląda spod przymrużonych oczu.

W Twoich rękachOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz