Betonowy mur nieco utrudnia mi obserwację, więc nie wiem, jak długo każe na siebie czekać, ale w końcu miękkie serce zawsze ulega. Czyż nie? Zniecierpliwiona ochrona tylko czeka na mój ruch, a to zawsze jakaś atrakcja. Od wschodu słońca nieco już minęło czasu, bo właśnie zachodzi i mam nadzieję, że każdy doceni moją pokojowość, bo Bóg mi światkiem, że nie tędy prowadzi moja natura, a może to wychowanie? Ułożyłem dotąd blisko pięćset scenariuszy, w których moja żona właśnie siedzi w naszym domu, wypijając kakao, tłumaczy mi, co ją trapi. Tymczasem tyle samo razy zdążyłem spojrzeć na zegarek zawieszony na moim nadgarstku w oczekiwaniu jej na pojawienie się u mego boku.
Zażyłem przeanalizować każdą klatkę z dostępnych nagrań, przekopać bliższe i dalsze kontakty, przesłuchać jej matkę, najbliższe osoby i cóż, gonię po Europie za cudem mojego życia. Dlaczego jeszcze nie rozmawiamy?
Pod bramą zaczyna się coś dziać. Wyłapuję szmery, ale wysuwam się dopiero, gdy słyszę mój ulubiony głos. Przyglądam się uważnie. W czarnym garniturze - to niepodobny do niej kolor - wygląda na przygaszoną, zmęczoną i poruszoną. Nie założyła kurtki, mimo zdecydowanie zimowej aury. Oszalała? Przyspieszam kroku, w trakcie ściągam swoją.
O krok od furtki, najprawdopodobniej zdaję sobie sprawę, że nie ma szans porozumieć się na odległość.
- Zostawcie nas - łagodnie wydaje plecenie ludziom, którzy mają ją chronić i wychodzi mi na przeciw.
Dlaczego przystają na jedno jej słowo? Tak dbają o bezpieczeństwo mojej żony? Gdybym to nie był ja! Uderza mnie ciepło!
- Dlaczego wyjechałaś? - pytam jeszcze spokojny, skupiając na niej uwagę.
W międzyczasie podejmuję próby założenia mojego okrycia na jej ramiona, dwa razy udaje się jej zahaczyć moje dłonie, aż pod wpływem stanowczego nałożenia, ulega.
- Nie dotyczy cię to - odpowiada zapalnie.
Tyle wystarczy, żebym schował dobre intencje, rezerwę i spokój do kieszeni. Nawet jeśli jest porcelanowa, jest też gwiazdą, królową mojego życia.
- Nie dotyczy?! - warczę wściekły - Jesteś moją żoną, do cholery i zostawiasz pierdoloną kartkę!
- Na papierze! - odkrzykuje głośniej, intensywniej.
Przytyka mnie i wracam do celu, z którym tutaj przyjechałem.
- Gri, porozmawiaj ze mną, nie odrzucaj mnie, proszę. Nie było mnie zaledwie tydzień. Co jest, co masz na myśli? Co się stało? - łagodnieję i szukam kontaktu wzrokowego.
- Przygotuj papiery albo zrobię to za ciebie - mówi, a kiedy wykonuję stanowcze zbliżenie, cofa się, dodając - Nie dotykaj mnie.
Jej podkrążone oczy, są pełne rozpaczy. Dlaczego nie chcesz mnie wpuścić? Dlaczego się zamykasz?
- Nie, nie, nie... - powtarza, gdy otulam ją swoimi dłońmi.
Czuję, jak drżąc, rozpływa się na moich palcach. To moja dziewczyna i cokolwiek ją trapi, nie zamierzam się poddać. Raz niemal ją przegapiłem i to już nigdy więcej się nie zdarzy.
- Upadam, tak często upadam - szepczę zrezygnowany, a to zapalnik do nieskładnego wyznania - Chciałem zawisnąć tysiące razy, bo nie uczono mnie płakać, rozczulać się, trapić. Mało wiem o kochaniu, opiece czy żalu, bo w ustawieniu na szachownicy nadano mi cel. Możesz tego nie wiedzieć, ale coś we mnie gdy jestem na dnie, tarmosi mnie mnie ostro w głębinie i nie mam powodu, by wierzyć, że poprzednie wcielenia wychowały mnie, a jednak za każdym razem, gdy zawieszę na skórze haczyk, coś stamtąd wyrywa mnie - rejestruję, że to już nie pojedyncza łza, a krople spływające mi po policzkach - Lata temu najwidoczniej na przestronnych salonach nauczyłem się, że jest w życiu coś silniejszego niż poddanie się. Widzę to teraz, patrząc na Ciebie.
CZYTASZ
W Twoich rękach
RomancePowszechnie znany jest trend, że pierwszoroczniaków trzeba godnie przyjąć, a właściwie przechrzcić. Nic zatem dziwnego, że zgrana paczka przyjaciół pod wpływem wypitego alkoholu wpada na śmieszny i zabawny sposób powitania świeżynki w ich szeregach...