Rozdział 2

6 1 0
                                    

Trzy miesiące wcześniej

Przemywam twarz jeszcze raz, zmywając nocne troski, bo trochę ich ostatnio przybyło. Patrzę na odbicie w lustrze i nie mogę się oprzeć zadumie, bo czasem się zapominam i pozwalam sobie pomknąć zakwestionować własne decyzje.

Nigdy nie musiałem do niczego przesadnie dążyć, bo właściwie wszystko mam podane na tacy. Wszystko. Wszystko z wyjątkiem spokoju. Ceną za posiadanie tych wszystkich dóbr, jest bo wiem niszczenie ludzkiej psychiki. Utrzymanie się w ryzach wymaga zatem wiele wysiłku. Nie wyobrażam sobie porzucić tego życia, a jednak czasem przebiega mi przez myśl, że bycie no names to jakby przywilej. A potem odtwarzam przypadkowy życiorys, gdzie wiąże się koniec z końcem i dziękuję za lekcje udzielone za młodu.

- Raphael? - słodki ton dobiega zza drzwi.

Cieszę się, że moja asystentka pojawia się właśnie teraz. Jednym słowem odciąga mnie od fanaberii, zwątpienia i żalu, które z powodzeniem zakiełkowało.

Gdybym tylko nie musiał pociągać za spust.
Oczyść umysł. Nie wracaj tam - upominam się, a potem odwracam się od lustra i nawiązuję kontakt, zaznaczając swoją obecność.

- Jestem, Nadir - daję sygnał, że może wejść.

Przerzucam jeszcze raz spojrzenie na lustro i rzeczywiście znów widzę tam kogoś, kogo warto lubić i komu warto się przyglądać.  Wczorajsze strzyżenie jeszcze trzymało się perfekcyjnie, więc moja asystentka z pożądaniem może obserwować buzz cut boya, jego gołą, zarysowaną klatkę piersiową i nisko osadzone czarne jeansowe spodnie.

- Granatowy garnitur - wchodzi do pomieszczenia, podaje mi zestaw, po czym kontynuuje bez zainteresowania - Zamówiłam już samochód. Za dwadzieścia minut będzie pana ojciec, za pół godziny mają się zjawić kontrahenci. Sala sesyjna przygotowana. Restauracja w gotowości. Dzwonił kierownik serwerowni, wszystko wróciło do normy. Wydrukowane dokumenty zostawiłam na biurku. Wysłałam czek na rzecz fundacji. Odmówiłam spotkania, które dostałam na mailu. Dział sprzedaży jeszcze nie odesłał raportu. Na piętnastą zaplanowałam przerwanie spotkania. Tylko nie mogłam przełożyć pańskiego ojca. Chciał się widzieć po spotkaniu, ale skoro je przerwiem, pewnie nie odpuści.

Z uwagą słucham, zakładam koszulę, spodnie, jednocześnie staram się obserwować każdy jej ruch i chociaż bym nie chciał, jestem zmuszony interweniować.

- Nadir, możesz przerwać i na mnie spojrzeć?- pytam, uważnie przyglądając się jej zdenerwowanej sylwetce.

Zakręcona w swoim monologu dopiero po chwili łapie moją prośbę, odwraca się i poświęca mi uwagę jak należy. Mogę podziwiać różowy kombinezon, złote sandałki, perfekcyjny koński ogon, brązowe, drugie włosy i atrakcyjną, dopasowaną koszulę. Punkt za estetykę. Nie omijam także napięcia, które generuje.

- Tak? - zahacza.

- Popraw, proszę mój krawat - zbliżam się na wyciągnięcie ręki, wysuwam w dłoni jedwabny materiał w nieco ciemniejszym odcieniu niż garnitur.

- Oczywiście - jak automat podchodzi do zadania.

Nic dziwnego, wykonywała tę czynność więcej razy, niż jestem w stanie zliczyć. Tym razem jednak delikatnie trzęsą się jej ręce.

- Zapinając mi krawat, zdążyłaś osiem razy zacisnąć szczękę. O czym powinienem wiedzieć?

- Przepraszam - poprawia się i wysuwa uśmiech.

- Nie prosiłem o poprawę manier, pytam jako szef. Co uniemożliwia Ci skupienie na pracy?

- Paznokieć ma gorączkę. W klinice twierdzą, że to ostatnia doba, jeśli nie będzie poprawy, uśpią go. Operacja miednicy się nie powiodła.

W Twoich rękachOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz