Rozdział 6

3 1 0
                                    

Do siedziby docieram na godzinę przed spotkaniem z zarządem i od razu kieruję się do gabinetu, gdzie czeka już moja asystentka, która od przekroczeniu przeze mnie progu relacjonuje ostatnią dobę. W zadowoleniu wysłuchuję informacji o wzroście wskaźników na giełdzie. Nadir przynosi dobre wieści, a to z kolei wpływa na mnie motywująco. Autoryzując ostatni wydatek, przysłuchuję się najnowszym rewelacjom. A jest tego sporo, bo kontynuuje jeszcze, kiedy wsiadamy do windy.

Zjeżdżamy wspólnie na piętro IT w myśl zasady, jeśli nie robisz czegoś sam, sprawdź dwa razy, czy ktoś wie, co ma robić. Chcę się skonfrontować z kierownikiem i pewnie bym to zrobił, gdy nie fakt, że po krótkim zapukaniu, otwieram drzwi, a w środku widzę ojca. Przecinamy się spojrzeniami i tyle wystarczy, żebym wiedział, że ubiegł moje działania. Czy jestem z tego tytułu zadowolony? Prędzej wkurwiony, aczkolwiek to nie na pokaz, więc dopasowuję się.

- Cześć, Parker, kiedy skończycie podeślij sprawozdanie - mówię, po czym zwracam się do ojca - Wejdź do mojego gabinetu, jak będziesz wolny.

- Właściwie już skończyliśmy - ojciec wstaje, Parker naśladuje go, a po krótkim uścisku dłoni, rusza do drzwi - O czym chciałeś rozmawiać?

- Muszę Ci coś pokazać - mówię i przenoszę uwagę ostatni raz na Parkera - Na razie.

Kontynuuję jeszcze, zbywając Nadir. Rozmowy z moim ojcem zawsze są ograniczone ilością osób do minimum. A powiedzmy, że tym razem mam co nie co do zasugerowania.

- Dzisiejszej kolacji odmawiam. Nie mogę pojawiać się codziennie - mówię, gdy wsiadamy do windy.

- Tym razem nie ja nalegam - odpiera neutralnie.

-Twoja codzienna obecność nie jest przypadkowa. Nie odczuwasz urazu przez kopanie moich pięt? - walę prawie kulturalnie.

- Przesadzasz! - krótko syczy.

- Miałeś usunąć się w cień, a ja kierować tym biznesem. To, co robisz, mi przeszkadza - stwierdzam fakty.

Kiedy przestałem się bać wysokiej sylwetki w garniturze, której kłaniała się niemal cała Francja?

- Sporo czasu spędzasz na cmentarzu, gorące okresy to czas weryfikacji - przejeżdża wolno po linii żuchwy jak zawsze, gdy chciałby mnie zdominować.

- Weryfikuj swoich ludzi! - unoszę się zirytowany jego sposobem bycia.

Nie kończę zdania, a on już zwalnia i ...

- Nie zapominaj, że jesteś jedynym z nich - kwituje mnie ostro, niemal stykając się ze mną w tym samym momencie.

Spoglądam na jego zaciśnięte wargi i żyłkę, która pojawiła się na szyi. Może pozwalam sobie na zbyt dużo, ale czy nie tak rodzą się najwięksi gracze?

- Dziękuję za podsumowanie - odpowiadam i nieomal teatralnie wykonałbym piruet na jego cześć.

- Na czubku nosa nie zbudowałem tego wszystkiego. Może Ci przypomnieć? - zadając pytanie, spogląda w moje oczy i chce, żebym pierwszy zerwał ten kontakt.

Chciałby mnie wystraszyć, tylko że na to już za późno. Znam tę rozgrywkę lepiej niż ktokolwiek inny.

- Potrafisz coś innego poza ciągłym przypominaniem? - odpieram.

- Zabijać - twarz bez wyrazu, patrząc wciąż tak samo intensywnie, wyrzuca z siebie jeden wyraz, który ma mnie zdominować.

Jest jeszcze bardziej zanurzony niż przed momentem. Nie muszę nawet myśleć o tym, jak irytuje go, że jeszcze jesteśmy w przestrzeni ogólnej. Zdążył już wsadzić swoje dwie stopy do windy, niemniej nie zamknęły się jeszcze za nią drzwi.

W Twoich rękachOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz