Problem polega na tym, że nawet nie wiem, czego jestem świadoma. Wielokrotnie przekonana o tym, że to już ostatni raz, gubię się w tym, co ze mnie pozostało. Trochę z tego, co prezentuję sama przed sobą to wyobrażenie, marzenie, czy mrzonka. Jestem pod ziemią i tylko to chyba jest prawdą. Resztę jakbym w oszustwie chciała przypisać ku pokrzepieniu historii minionych dni.
Wręcz niemożliwe, że znów się budzę i jeszcze żyję. Nie wiem doprawdy, jak wygląda życie po życiu, ale wówczas chyba dusza oddziela się od ciała. Tymczasem egzystuję w tej samej perspektywie, więc? Może pytanie powinno inaczej brzmieć?
Jeśli wciąż żyję, to z jakiego powodu? Po co kolejny raz się budzę? Nikogo tu nie ma, nikt tu nie żyje, nie ma tu nawet obłąkanego szczura.Prawie pominęłabym dusze, miliony dusz upchane w kościach, którymi z biegiem lat wybrukowały się podziemne ulice. Może to właśnie z nimi koheruję? Czyżbym jednak zmieniła perspektywę?
Przekręcam lewą rękę do boku i przez długość dłoni przesuwa się przyjemny materiał. Zrywam się do siadu, chociaż moje ruchy straciły w ostatnich dniach nieco na mobilności, a jednak jakoś się udaje. W tym samym momencie od posadzki odbijają się jednocześnie dźwięki upadającej butelki, która zaraz turla się w przeciwnym kierunku, coś plastikowego, twardego uderza o podłogę, po prawej stronie zsuwają się szeleszczące opakowania.
Wystraszona odzyskuję rezon, gdy chwytam dłonią najpewniej batonika. Ułamki sekund później pakuję połowę do ust. Nie ma mowy o delektowaniu się... Spragniona napycham się kilkoma kęsami, radząc sobie z falą przepływających przez ciało dreszczy. Przyjemne mieszają się z tymi, które informują o tym, że ciężki oddech jest wynikiem zapchania się.
Woda?
Gwałtownie podrywam się do przodu, jednak nie wiedząc, gdzie jest, cofam się niepewnie. Nie mogę zostawić tego, co mam w swoim zasięgu. Wracam do puchowej bluzy, która leżała na moim ciele i odruchowo wciągam ją na siebie i zaczynam macać powierzchnię wokół, aby zidentyfikować pozostałe skarby.Pierwszy batonik znajduję tuż obok uda, drugą rzecz chwytam z zaciekawieniem. Jest cięższa, a kiedy łapię ją całą dłonią, przesuwam palcem w górę i rozbłyska jasność, zamieram. Latarka wysuwa się z moich rąk i uderza o ziemię, ale nadal świeci, pokazując nierówności. Rozglądam się po pomieszczeniu, które przypomina okrągły pokój z nierównościami na suficie i ścianach, nic w nim nie ma... Jasny piasek, woda.
Zrywam się do niej i odkręcam kurek. Pierwszy łyk kończy się jeszcze większym bólem żołądka niż wprowadzenie treści, więc delikatnie cofam litrową butelkę i zwilżam spierzchnięte wargi, a potem wracam ma miejsce, w którym leżałam jeszcze przed chwilą, żeby zebrać wszystko, co mam.
Przypominam sobie.
Był tu jakiś człowiek.
Nie zrobił mi krzywdy, ale też nie uratował. Czy zdawał sobie sprawę, co zrobił?
CZYTASZ
W Twoich rękach
RomancePowszechnie znany jest trend, że pierwszoroczniaków trzeba godnie przyjąć, a właściwie przechrzcić. Nic zatem dziwnego, że zgrana paczka przyjaciół pod wpływem wypitego alkoholu wpada na śmieszny i zabawny sposób powitania świeżynki w ich szeregach...