Part VI

261 7 2
                                    

- A teraz przebieraj się i do roboty. Masz duże zaległości - Harry przełknął ślinę. Jego szara rzeczywistość powróciła...

Privet Drive 4

Harry szorował właśnie kafelki w łazience. Przez te 10 miesięcy jego nieobecności, była ona strasznie zapuszczona. Tak naprawdę jedynie jego ciotka czasem ogarnęła dom jednak na ogół tylko on tu sprzątał. Wuj był za gruby by się chociażby schylić, a "dudziaczek" nawet nie miał pojęcia jak poprawnie utrzymać gąbkę w ręce.

- Skończyłem wuju - powiedział zmęczony chłopak, gdy kafelki lśniły. Użył trochę magii jednak wiedział, że gdy przesadzi, może to się dla niego źle skończyć.

- Resztę łazienki też? - Spojrzał na godzinę. Była 22:00.

- Tak wuju.

- W takim razie marsz do pokoju. Jutro masz wstać wcześniej i zrobić mi śniadanie do pracy oraz przygotować prowiant do szkoły dla Dudleya.

- Oczywiście wuju - wręcz się skłonił i najciszej jak mógł znikną w swoim pokoju.

Klasycznie był tam śmietnik, gdyż pod jego nieobecność, był to składzik. Jedynie westchnął i szybko zabrał się za ogarnianie. Ku jego zadowoleniu nie było tego dużo i już po chwili skończył. Wyciągnął z szafy stare ubrania i udał się do łazienki.

Jego ciuchy ze szkoły leżały w kufrze całe wakacje. Jedyne co mógł więc zrobić to mieć nadzieję, że nie zgniją. Już się nauczył, że muszą być one wyczyszczone i zabezpieczone zaklęciami jak pozostała reszta rzeczy. Najgorsze jednak w tym wszystkim było to, że miał tam wszystkie zadania domowe. Normalnie połowę miał już zrobioną w ostatnim tygodniu, a tą drugą kończył w pociągu oraz w trakcie pierwszego tygodnia. Tym razem jednak otrzymał listę dopiero w piątek przez co miał znacznie utrudnioną robotę.

Kolejne dni leciały mu dość powoli. Musiał jednak przyznać, że do póki Dudley chodził do szkoły, wuj do pracy, a ciocia Petunia miała etat w bibliotece, dni leciały mu spokojnie. Sprzątał i robił wiele rzeczy, które go wykańczały i nie pozwalały myśleć o wszystkich przykrych wydarzeniach. Czasem zdarzyło mu się zapalić, ale był to bardziej głód nikotynowy, a niżeli coś czego potrzebował by się odstresować. Wszystko zmieniło się jednak tego dnia...

Niedziela, Godzina 9:00, Privet Drive 4

Rodzina Dursleyów jadła właśnie śniadanie. Vernon objadał się boczkiem, jajami i kiełbasą popijając to wszystko kawą i czytając gazetę. Petunia jadła wegeteriańską kanapkę i przeglądała ostatnią gazetę na temat uprawy roślin. Dudley natomiast obżerał się kanapkami jakby to miał być jego ostatni posiłek. Wtem do salonu wleciała sowa z listem...

Harry zamarł. Oglądał jak wujek podchodzi do ptaka i wyrywa mu list. Sowa ewidentnie spłoszona, uciekła.

- Od Dracona Lucjusza Malfoya - przeczytał, a jego twarz zrobiła się czerwona. - Nie dość, że jesteś dziwakiem to jeszcze pedałem! - Krzyknął i pociągnął chłopaka za ucho. - Taka kanalia nie powinna chodzić po tej ziemi.

Potem zaczęło się najgorsze. Chłopak wylądował w pustym pomieszczeniu z jednym oknem. Nie było ono duże, jednak nie było tutaj wiele. Trochę półek z gratami... Pierwsze co, wuj podarł list chłopaka i podeptał. Już wtedy zebrało się brunetowi na płacz, a to był dopiero początek. Dostał kopniaka w brzuch, w plecy czy głowę, którą starał się chronić. Był bity, aż w pewnym momencie nie mógł złapać tchu. Jego wuj uznał, że na dziś wystarczy. Nie wyciągnął go jednak stąd, a jedynie zamknął na trzy spusty.

Chłopak nawet nie miał siły się podnieść. Wszystko go bolało. Leżał tak... Nawet nie wiedział ile. Jego mokre krocze już dawno przesiąkło, a delikatny przesiąk sprawiał, że było mu zimno.

Wieża Astronomiczna - DrarryOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz