Wyznanie i Hogdmeade

1.6K 99 129
                                    



Po dotarciu na plac główny w Hogsmeade James rozstał się z Syriuszem i Remusem. Black chciał zabrać go na jakąś niespodziewaną randkę o czym ostatnio marzył Lupin, jęcząc im całymi dniami jakby to nie poszedł na gorącą czekoladę. Potter wraz z Peterem odhaczali kolejne punkty na liście niższego, chodząc od miejsca do miejsca. Najwięcej czasu spędzili oczywiście w Miodowym Królestwie, w którym Glizdogon wydał swoje ostatnie pieniądze i kolejny raz musiał pożyczać od okularnika. Potter oczywiście kupił trochę łakoci, ale wszystko z umiarem. Nie mógł zaprzepaścić ciężkiej pracy nad swoją boską sylwetką, co zakończyłoby jego naprężanie mięśni przed lustrem. A każdy kto mieszkał z nim w dormitorium wiedział, że była to część rutyny chłopaka. 

W końcu stanęli przed wielkim szyldem księgarni. Po krótkiej rozmowie ze sprzedawcą i opowiedzeniu historii jak stracił swój podręcznik, wyszli z nowiutkim egzemplarzem. 

— Gdzie teraz?— zapytał James. Oparli się o ścianę za tyłami sklepu i dyskretnie wyciągnął paczkę mugolskich fajek. Trzeba było uważać, nigdy nie wiadomo kiedy McGonagall, albo nie daj Merlinie, Lily wyskoczy zza rogu. Podał koledze jednego i zaklęciem odpalili papierosie. 

— Ja jestem spłukany, ty decydujesz stary — powiedział Peter, mocno zaciągając się używką. Zazwyczaj unikał palenia, picia i podobnych rzeczy, ale raz na rok skusić się mógł.— Piwo miodowe? 

— Czemu nie — wzruszył ramionami James i przygniótł fajkę butem. Idąc z zadziornym uśmiechem, co jakiś czas przyciągał spojrzenia młodszych dziewczyn, które wzdychały rozmarzone. Oczywiście, że Potter zdawał sobie sprawę, jak bardzo popularnym jest chłopakiem. Czy mu to przeszkadzało? Oczywiście, że nie. Miał ego dorównujące wielkością Big Bena o czym wiedział. Był towarzyski, zabawny, czasami głupkowaty, ale nie narcystyczny i egoistyczny. Zawsze zwracał uwagę na dobro innych ludzi, chciał pomagać słabszym i bronił małe pajączki przed klapkiem Remusa. Nienawidził osób myślących tylko o sobie, a gdy stanął przed nim Mulciber II myślał, że zwróci śniadanie. 

— Kogo ja tu widzę — zaczął z paskudnym uśmieszkiem na twarzy. Bardzo kusiło Jamesa, żeby ten wstrętny łeb urwać i powieść obok tego prosiaka ze Świńskiego Łba.— James Potter i Peter Pettigrew. Gdzie zgubiliście przyjaciół?

— Odpuść sobie, Mulciber — westchnął okularnik. Ten dzień był zbyt piękny, by tracić go na takiego idiotę. Cenił swój czas i czas przyjaciela, a miał cholerną ochotę na to piwo miodowe!

— Co poddajesz się, Potter?— prychnął.— Widziałem, że ostatnio zadajesz się z naszym małym, ślizgońskim przyjacielem. Dziwne, że taka lśniąca i idealna osoba jak ty zainteresowała się Regulusem — widząc, że James nie reaguje zagryzł wargę zirytowany. Jak mocno musi stanąć mu na odcisk, żeby jakkolwiek zareagował?— Każdy wie, że to dziwak. Gdyby nie Evan, Lestrange i Crouch, to sam siedziałby na wszystkich lekcjach. Nie zdziwiłbym się, że gadają z nim tylko, by podciągnąć sobie oceny z eliksirów. Black jest tak samo jebnięty, jak jego matka. Uważaj bo może jeszcze na tobie zacznie stosować klątwy, które nauczyła go jebnięta Walburga w praktyce. 

— Nie rozumiem, po co wciągasz w to Regulusa — zaczął Potter, mocno się powstrzymując, by nie sprać go na kwaśne jabłko.— Coś ci zrobił? Czy brak ci solidnych pocisków? Zamiast stać tu i mnie prowokować zainwestowałbyś w pastę i szczoteczkę do zębów. Z takim oddechem powalisz nawet trolla. A z tego co wiem Regulusa nie kręcą klątwy. Nie to co waszą trójkę. Wraz z Snapem najbardziej lubicie te krępujące, mam rację? Czarodziejskie BDSM?

Cały czerwony ślizgon obrócił się na pięcie i napompowany wyszedł z uliczki. James nawet nie zerkając na przyjaciela otworzył masywne drzwi, posyłając madame Rosmercie promienny uśmiech. 

Szlaban// JegulusOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz