Dzień zakochanych

1K 65 24
                                    



Czternasty lutego. W poprzednich latach James spędzał ten dzień z przyjaciółmi, szli do Hogsmeade i pili piwo kremowe. W zeszłym roku Syriusz i Remus zostali parą, więc musiał nacieszyć się towarzystwem Petera, Dorcas i Marlene. Na szczęście tym razem spędzi to święto z tą jedyną osobą. Potter był cholernym romantykiem, dlatego od rana pękał ze szczęścia. Cały w skowronkach od rana układał róże z bibuły w bukiet, by na końcu związać je zieloną wstążką. Preferował prezenty robione własnoręcznie, takie od serca, które pochłaniają trochę czasu, ale efekt był boski.

— Zajebiste ci wyszły — stwierdził zaspany Syriusz, który właśnie co wstał z łóżka.— Ciekawe co on ci da.

— Powiedziałem mu, że ja go zaprosiłem, więc nie musi mi nic dawać — powiedział Rogacz. Dla niego prezentem była sama obecność młodszego, nie musiał wydawać na niego pieniędzy. Szczególnie że Walburga w przyszłym miesiącu może mu całkowicie odciąć kieszonkowe. Nie mógł się doczekać, aż Regulus w końcu pozna jego rodziców. Jednocześnie bał się przedstawić go jako swojego chłopaka. W końcu był ich jedynym synem, może nie przedłużyć rodu Potterów, a rodzice gryfona kochali małe dzieci i zapewne chcieli mieć wnuki.

— Znam mojego brata, na pewno ci coś skołuje.

James wybiegł jak poparzony na śniadanie. Chciał, żeby czas płynął szybciej, aby móc pocałować ślizgona lub po prostu go przytulić. Po wejściu do wielkiej sali spojrzał na stół Slytherinu. Cała grupka ślizgonów rozmawiała ze sobą, oprócz Regulusa, który siedział na uboczu i czasami coś dopowiadał. O dziwo Evan co jakiś czas pytał Blacka o zdanie, jakby chciał włączyć go do rozmowy. Z perspektywy osoby trzeciej, wyglądało to tak jakby, Rosier za wszelką cenę chciał wrócić do tego, co między nimi było. Jednak bez skutecznie.

Potter szybko zjadł dwie kromki chleba, przy okazji przysłuchując się rozmowie Mary z Dorcas. Gdy w końcu wszyscy gryfoni jakoś się pogodzili, atmosfera przy stole od razu się poprawiła, a Macdonald okazała się niezłą koleżanką. Serio na każdy temat miała coś do powiedzenia.

— To do ciebie, James!— powiedział Thomas, chyba dalej aktualny chłopak Dorcas, puszczając mu oczko. Wyrzucił na stół stertę przedmiotów i odszedł dalej z wózkiem.

Nie zapominajmy, że James Potter był gwiazdą tej szkoły, co oznaczało masę fanek. Nie raz odmawiał, nie raz przeganiał, a co roku to samo... masa karteczek, czekoladek czy innych gówien. Walentynkowa Poczta Hogwartu była idealnym miejscem na takie właśnie wyznania. Peter wyciągnął dłoń po jedną z babeczek, jednak od razu ją cofnął po uderzeniu Syriusza.

— Oszalałeś? Żyjemy w niebezpiecznych czasach! Nie wiadomo co one tam dodały... a jak amortencje?!— pisnął Black, wyciągając z szaty plastikową reklamówkę. Wpakował do niej wszystkie słodycze i poszedł w stronę kosza na śmieci.

— Będziesz to czytał?— zapytał Remus, który usiadł obok i wziął do ręki jeden z listów.— Oh, James. Jesteś taki piękny! Nie raz marzę o naszej miłości! Błagam, umów się ze mną. J.B.

Potter wywrócił oczami i wyrwał przyjacielowi papierek. Nie chciał tego wszystkiego słuchać, tym bardziej że miał chłopaka! I świadomość, że ktoś o nim marzył... fu.

— Weź ty się zajmij swoimi walentynkami — rozejrzał się dookoła, naklejając na twarz udawany smutek.— Oh, nigdzie ich nie widzę. Jak mi nie przykro!

Lupin wystawił w stronę przyjaciela środkowy palec i nałożył na swój talerz dwie parówki w cieście.

— Czy tylko mnie zastanawia, jak Rogacz ma się z nimi umówić?— Peter spojrzał na nich zza góry prezentów.— W końcu nie zna ich imion!

Cała trójka przytaknęła. Po parunastu minutach skończyli jeść śniadanie, do którego w połowie dołączył sprzątacz-Syriusz. Od razu zgłosił się na chętnego, by wziąć z wielkiej sali listy. Miał w planach je wszystkie przeczytać i ponabijać z Peterem i Remusem.

Za to James zestresowany jak nigdy ruszył w stronę głównego wyjścia (przy okazji ubierając na siebie zimowe ciuchy), w dłoni mocno zaciskając bukiet. W końcu zauważył Regulusa, który szedł w jego kierunku w czarnym płaszczu, ciemnych spodniach i skórzanych rękawiczkach. Jego szyję oplatał zielono-biały szalik Slytherinu, przez który wyglądał cholernie uroczo.

— Cześć — James sam nie wiedział, dlaczego szeptał. Po prostu nie chciał, żeby ich rozmowę usłyszeli inni uczniowie, chociaż na placu byli sami. Black uśmiechnął się delikatnie i stanął na palcach, by złożyć na ustach Pottera słodki pocałunek. Przez ciało gryfona przeszedł dreszcz ekscytacji, który nasilił się, gdy zauważył za czerwonym chłopakiem małe zawiniątko.— Jak tam z Evanem?

Mina Regulusa od razu zrzedła. Odwrócił wzrok, wzdychając ze zirytowania.

— Powiedziałem mu, że mnie to skrzywdziło. Przeprosił mnie i stara się wszystko naprawić. Nagle też zaczął się martwić o moje nawyki żywieniowe — prychnął.— Nie chcę między nimi pokazywać, jak bardzo mnie to śmieszy, bo wyjdę na jakiegoś fałszywego. Pandora i Rabastan są bliżej Evana niż mnie. Nawet jeździli do siebie na wakacje. Bardziej poznałem się z Bartym i — nagle przerwał, jakby zdał sobie sprawę o czymś ważnym. Zakrył dłonią usta, robiąc wytrzeszcz z oczu, co zaniepokoiło Jamesa.— Nie ważne, to tajemnica. Przepraszam, że zacząłem o tym mówić. A u ciebie?

— Chyba dobrze. Mam lepszy kontakt z Macdonald i Evans. Cofam, dzień mija mi bardzo dobrze, wręcz wspaniale. W końcu spędzę z tobą jego połowę — uśmiechnął się, poprawiając młodszemu szalik.— Nie idziemy do herbaciarni, bo nie lubisz takich miejsc. Dlatego pójdziemy się przejść, korzystając z ostatnich dni śniegu.

— Niedługo deszcz, burze — wymieniał Black.— Kocham deszcz, ale błota nienawidzę.

Szli, trzymając się za ręce, aż nie doszli do grubego dębu. James przystanął i wyciągnął przed siebie sztuczne róże, na które Regulus spoglądał przez całą drogę z zaintrygowaniem.

— Spędziłem przy nich parę dobrych godzin, posklejałem sobie palce i włosy, ale było warto. Nigdy nie uschną i mam nadzieje, że tak samo będzie z naszą miłością. Każdy kwiat robiłem z myślą o tobie — mówił z delikatnym rumieńcem.— Zobacz na liście.

Black niepewnie przyjął bukiet, jakby bał się, że go zniszczy samym dotykiem. Uchylił jeden liść, a gdy zobaczył, co na nim jest, czuł, że zaraz się rozpłynie. Rozczulony spojrzał na Jamesa i westchnął z rozmarzeniem. Nie dowierzał, że Potter może być taki uroczy, wspaniały i kreatywny.

Za twoje piękne oczy — przeczytał, nie mogąc powstrzymać wielkiego uśmiechu.

— Jeśli będzie ci smutno, ktoś cię wkurzy lub poczujesz, że nie jesteś tu potrzebny lub w ogóle będziesz się źle czuł — James powoli gubił wątek i mieszał słowa przez wielkie emocje.— Tu są napisane rzeczy, które w tobie uwielbiam. Cechy, wygląd, zachowanie... wszystko.

I szczerze mówiąc Regulusowi Black, pierwszy raz ktoś tak bardzo zaimponował. W końcu tych liści było sporo, może nawet pięćdziesiąt. Uważając na kwiaty, objął Jamesa w pasie i mocno się wtulił w większe ciało, chcąc mu podziękować. Odchylił się do tyłu i złożył na ustach starszego długi, uczuciowy pocałunek pełen miłości i troski, aż przez ciało Pottera przeszedł dreszcz.

— Dziękuje, James. Jest po prostu... piękny — powiedział. Po chwili wyciągnął zza pleców małe, kwadratowe pudełeczko i niepewnie podał je Jamesowi.— Wiem, że jesteś fanem wszystkie co mugolskie i lubisz, jak coś jest zrobione własnoręcznie, więc... zrobiłem dla ciebie czekoladowe ciasteczka. Bez magii, bez skrzatów domowych.

James zachwycony szybko rozwiązał kokardkę i otworzył wieczko. W środku znajdowały się cztery trochę spalone ciasteczka z kawałkami czekolady. Wziął jedno, prawie łamiąc sobie zęby przy pierwszym gryzie. Smakowały okropnie, przypalone z wyczuwalnym posmakiem proszku do pieczenia i sody.

— Czyli Rabastan mnie okłamał — westchnął Black.— Mówił, że są zjadliwe. Weź to wypluj.

Potter podszedł do najbliższego krzaka i wypluł ciastko. Przytulił Regulusa, kładąc opakowanie na konar leżący obok. Chciał go jakoś pocieszyć, w końcu ślizgon zrobił je sam, dla niego bez magii. Chłopiec był przyzwyczajony do usługiwania mu, nigdy nie zabrudził sobie rąk sprzątaniem czy gotowaniem. Praca fizyczna też była dla niego nie do przyjęcia, dlatego też James nie miał jakiś wielkich oczekiwań.

— Wiesz co? Przynajmniej wiem, że zrobiłeś je sam. Jakby smakowały wyśmienicie miałbym wątpliwości — zaśmiał się, po chwili dostając kuksańca w żebra.—Doceniam to, Reggie. Bardzo. I dziękuję. Świadomość, że coś dla mnie piekłeś...

— Już mi tak nie słodź — prychnął młodszy, odsuwając się od chłopaka.— Jesteś cholernym romantykiem, Potter. Dlatego byłbym okrutny, gdybym odmówił ci tej pieprzonej kawiarni. Może nie będzie aż tak źle — westchnął. Wiedział, że James zaraz zacznie się opierać, więc chwycił go za dłoń i zaczął ciągnąć w stronę Hogsmeade.

Łatka najstraszniejszego ucznia Hogwartu przydawała się, gdy musiał znaleźć miejsce. Zauroczeni w sobie pierwszoklasiści pod wpływem wzroku starszego od razu zerwali się z miejsc bez bezsensowego gadania.

— Jaką chcesz herbatę?— zapytał James, biorąc menu do ręki. Regulus spojrzał na niego zdenerwowany.— W końcu ja cię zaprosiłem, no nie? To co chcesz?

— Niech będzie zielona — westchnął, odkładając dużą kartę. Po chwili wylądowała przed nim filiżanka herbaty, a przed Jamesem kubek z wywarem z owoców leśnych. Powoli, w ciszy sączyli swoje napoje, aż w końcu Potter z niecierpliwości zdała pytanie, które chodziło mu już parę minut po głowie.

— Przyznaj się ile robiłeś te ciasteczka?

— To jest tak kompromitujące — jęknął Black, który w tym momencie chciał po prostu wtopić się w krzesło, na którym siedział.— Pięć godzin. Pierwsza blacha się spaliła. Daj jednego — wyciągnął dłoń w stronę pudełeczka. Po chwili wypluł resztki do serwetki i skrzywił.— Na Merlina, co za ohydztwo. Aż mi wstyd, że to ci dałem.

Potter zaśmiał się głośno, zwracając na siebie uwagę ludzi dookoła. To trochę zawstydziło Regulusa, już miał mu mówić, żeby się uciszył, ale... czy James taki nie jest? Głośny, zwracający na siebie uwagę? Byłby największym śmieciem, gdyby kazałby mu się zmieniać tylko dla swojej wygody.

— Niedługo święta — James podjął się tematu ucieczki z domu Regulusa. Wiedział, że jest on ciężki, ale musiał to z nim ustalić.— Nie wiem, czy chciałbyś... żebym przedstawił cię jako swojego chłopaka.

— Chciałbym, jednak jak ty wolisz — zaczął bawić się swoją już pustą filiżanką. Nie chciał nic narzucać Jamesowi, gryfon musiał czuć się komfortowo ze swoimi decyzjami i zachowaniem. Temat się nagle urwał, żaden z nich nie chciał psuć sobie wieczoru. Zapłacili i wyszli z kawiarni.

Chociaż była dopiero szesnasta słońce zaczynało powoli zachodzić, robiąc przy okazji bardzo romantyczny klimat. Po wejściu do zamku pociągnął Jamesa do dormitorium ślizgonów. Był pewny, że nikogo tam nie spotkają. Rabastan siedział gdzieś z Pandorą, Rab pewnie zapijał smutki, a Evan i Barty wyszli gdzieś razem.

— Jeszcze nie paliliśmy razem, prawda?— zapytał. James niepewnie przytaknął i przysiadł obok łóżka swojego chłopaka. Black przerzucił wszystkie rzeczy Lestrangea i w końcu znalazł ostatnie opakowanie mugoskich papierosów. Usiadł na swoim materacu i podpalił szluga, mocno się nim zaciągając. Po swojej kolejce podał go Jamesowi i robili tak, aż fajka się nie skończyła.

Nagle Potter zerwał się i przygniótł młodszego do materaca. Patrzył mu głęboko w zielone oczy, przypominające trawę wczesną wiosną lub wracające do życia, drzewa. Skradł ślizgonowi słodki pocałunek, z każdym kolejnym go pogłębiając. Powoli, bez pośpiechu całował Regulusa, ciesząc się z każdej chwili i napawając słodkim smakiem chłopaka.

Chciał zaryzykować, więc zszedł z pocałunkiem na alabastrową żuchwę. Gdy nie usłyszał żadnego sprzeciwu, odchylił materiał białej koszuli, składając na obojczyku drobne pocałunki. Niepewnie zassał bladą skórę, wywołując u Blacka pisk zaskoczenia. Przejechał po sinym miejscu językiem i oderwał od obojczyka, szczerząc się przy tym, jak głupi.

— No i coś ty narobił?!— prychnął, sięgając po lusterko, które leżało obok. Spojrzał w odbiciu na ślad, który stawał się coraz bardziej siny. Rzucił przedmiot na materac i z determinacją wypisaną na twarzy usiadł na biodrach Jamesa. Rozpiął trzy górne guziki czerwonej koszuli chłopaka i niespodziewanie ugryzł go mocno powyżej obojczyka.

— To bolało!— krzyknął Potter, zrzucając z siebie chłopca, który próbował ukryć szczery uśmiech.— Oznaczyłeś mnie — poruszał brwiami, jednak po chwili wielki uśmiech zmienił się w grymas, gdy oberwał poduszką.— A to za co?!

— Przestań gadać takie rzeczy! To... żenujące.

— A tak nie mówią w tych twoich romansidłach?— wskazał palcem na jedną z książek, która leżała na stoliczku. Cały czerwony Black jęknął męczeńsko i schował lekturę do szuflady.— Czytasz jakieś rzeczy osiemnaście plus? Niby taki poukładany ten Regulus Black, a tu proszę — zachichotał. Z jego ust wyrwał się kolejny jęk, gdy oberwał tym razem, twardszą poduszką.

— One tu leżą dla ozdoby — wyszeptał i brzmiało to tak jakby sam siebie chciał przekonać. Potter zaśmiał się głośno i położył na łóżku, ręką zasłaniając czerwoną od śmiechu twarz.

— Tak, tak, na pewno. Zapytam Bartyego — po słowach Jamesa, drzwi otworzyły się z hukiem.— O wilku mowa.

Wkurzony Crouch podszedł do nich i usiadł na łóżku przyjaciela. Chciał się komuś wyżalić, mógł ufać Regulusowi, więc Potterowi też. Zresztą James miał doświadczenie w miłości, przecież parę dobrych lat latał za Evans.

— Mam problem — zaczął, kręcąc się na siedzeniu. Gryfon wyczuwając poważną atmosferę usiadł, nagle przypominając sobie o rozpiętej koszuli. Szybko zapiął guziki i odchrząknął.— Ktoś mi się podoba. I nie wiem co mam zrobić...

— To nie do mnie — Regulus podniósł ręce w geście poddania. Nie wiedział nic o miłości, jego pierwszym zauroczeniem w końcu był James Potter. Starszy miał większą ilość kochanek i dziewczyn, tak samo Syriusz, od którego pewnie nasłuchaj się masę opowieści.

— Nie wiem co mam zrobić. Ta... osoba ciągle za kimś lata, nie jest kompletnie mną zainteresowana, a jakbym jej to powiedział to by mnie wyśmiała...

— Powiedz po prostu kto to jest. James umie dochować tajemnicy — zachęcił go Regulus. On w końcu wiedział, a Potter mógłby mu lepiej doradzić, jakby miał świadomość, w jakim potworze zauroczył się Barty.— No mów!

— Boję się...

— Nie masz czego!

— Podoba mi się Evan — powiedział na wdechu. James niewzruszony pokiwał głową i skrzyżował ręce na piersi. Rosier nie był prosty, zresztą tak samo, jak Regulus. Oboje mieli dziwne dzieciństwo i zakręcone charaktery. Trudno było odgadnąć, o czym myślą, Potter czasami dalej nie mógł przewidzieć co Black zrobi w danej sytuacji, albo co powie. Dla przykładu Syriusza znał na wylot po miesiącu znajomości i znał na pamięć każdy jego odruch.— Nie powiem mu! Stracę przyjaciela, jednak życie w czymś takim... nie odpowiada mi.

— Przejebane — mruknął najstarszy.— Tym bardziej że mieszkacie w jednym dormitorium. Jak da ci kosza, to zmień mu szampon na różową szamponetkę, czy coś — śmiał się, gdy dwójka ślizgonów patrzyła na niego z politowaniem.

Gdy do dormitorium wszedł Rosier temat się urwał, Potter wrócił do siebie, a Regulus mógł znów spokojnie wkręcić się w gorący świat bohaterów książki.

Szlaban// JegulusOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz