— Jamie — zaczął Regulus. Od razu zwrócił na siebie uwagę Pottera przez zdrobnienie jego imienia. Gryfon spojrzał na zazieleniałą twarz i już wiedział co to oznacza.— Będę rzygał.
Odsunął od siebie chłopaka i postawił go w kącie. Po paru sekundach już słyszał dźwięk zwracanego pokarmu. Trzymał Blacka mocno w pasie, głaszcząc go ciepłą dłonią po płaskim brzuchu. Wyczuł wystające kości i nie na żarty przeraził się tym jaki ślizgon jest chudy. Musiał coś z tym zrobić. Gdy chłopak w końcu skończył, znów chwycił go pod pachą, dalej wlekąc do pokoju wspólnego Slytherinu.
— Reggie, pamiętasz hasło?— zapytał. Poczuł ból w karku i aż się skrzywił. Odłożył Blacka na ziemię samemu rozciągając się we wszystkie strony świata. W odpowiedzi otrzymał pijacki chichot i dźwięk czkawki.— Błagam, niech ci się magicznie przyp...
— Potter — warknął Snape, który jak zawsze wyszedł zza zaułka. Zmierzył dwójkę rówieśników oceniającym spojrzeniem i prychnął złośliwie.— Rozpijasz Blacka, a później się go pozbywasz? Bardzo odpowiedzialne.
— Skończ pierdolić jeśli nie chcesz pomóc — wywrócił oczami, zirytowany. Nie miał ochoty się kłócić, gdy na ziemi siedział pijany Black i machał różdżką, posyłając ogniste kule w ścianę. James sprawnym ruchem odebrał mu kij, a na widom smutnej miny chłopca, poczochrał go po czarnych włosach.— Dla twojego dobra. Jeszcze mnie usmażysz.
— Otworzę ci, ale nie zamierzam się z nim męczyć — powiedział pobłażliwym tonem i podszedł do wejścia. Wyszeptał hasło tak cicho, że Jamesowi nie udało się go usłyszeć (a szkoda, mogłoby się przydać w jakimś żarcie). Kamienna ściana otworzyła się, przepuszczając trójkę uczniów.
James wyobrażał sobie pokój wspólny Slytherinu inaczej. Myślał, że będzie wielki, pokryty złotem i kosztownościami. A tak naprawdę wyglądał dosłownie jak lochy lub grobowiec. Zakręciło mu się w głowę albo od bardzo wyczuwalnej wilgoci, albo od zmiany ciśnienia. Przerażała go zielona, gęsta woda za oknem, w której co jakiś czas widział jakieś dziwne stwory.
— Gdzie dormitorium Regulusa?— zapytał, kładąc chłopaka na jednej z zielonych kanap. Wszyscy patrzyli na niego niezbyt przekonani, w końcu gryfon siedział w dormitorium ślizgonów z nieprzytomnym Blackiem. Całe szczęście jakiś dzieciak zlitował się nad Potterem i zaproponował odprowadzenie do pokoju chłopaka.
Weszli przez czarne drzwi do czteroosobowego pokoju. Tym razem zakręciło mu się w głowę przez bardzo intensywny zapach dymu papierosowego i wody kolońskiej Rosiera. Od razu rozpoznał łóżko Blacka, na którym leżała sterta książek (bo z tej czwórki chyba tylko Black się uczył) i stary, napełniony fusami kubek. Wyciągnął różdżkę, wszystko przenosząc zaklęciem na ziemię. Położył Regulusa na miękkim materacu, po czym przykrył dokładnie kołdrą.
— Dobranoc Reggie...
— Nie idź!
Zaskoczony Potter obrócił się na pięcie i spojrzał na spanikowanego nastolatka. W oczach Regulusa dostrzegł strach i panikę. Niezdarnie próbował wstać z łóżka, prawie wywracając się na ziemię. James westchnął, nie mógł go tak zostawić, jeszcze by coś odwalił lub ktoś wykorzystałby jego pijacki stan. Usiadł na materacu, znów dokładnie przykrywając chłopaka.
— Nigdy nie czułem czegoś takiego — powiedział ślizgon, wyciągając dłoń spod pierzyny i położył ją na swojej klatce piersiowej w okolicach serca.— To się chyba nazywa miłość...
James zdawał sobie sprawę, że pijani ludzie albo majaczą, albo mówią prawdę. W tym przypadku bardzo liczył na to drugie. Poczuł jak jego policzki zaczynają piec, a serce znacznie zwiększa tempo pracy. Wciągnął głośno powietrze, musiał się uspokoić.
CZYTASZ
Szlaban// Jegulus
FanficKto nie znał Jamesa Pottera? Chłopaka należącego do szkolnej elity, rozrabiakę wszechczasów i jednego z huncwotów. Miał wybujałe ego sięgające Słońca, ale zawsze dla każdego był miły, pomocny i uczciwy. Mimo wpadki z Lily Evans dalej pewnie stąpał p...