9. Angelina nas zabije

42 3 0
                                    

30 października 1981

Droga Lily

Coś jest zdecydowanie nie tak. Glizdogon nadal nie pokazał swojej obecności. Każdego dnia liczba ataków na mugoli jak i czarodziejów rośnie. Co raz więcej jest wieści o śmierci lub ataku na jakiś wysoko postawionych czarodziei, którzy nie przeszli na strone Voldemorta. Moi kuzyni organizują jakiś podstęp. Nie podzielili się ze mną wieloma informacjami na ten temat, ale chyba do nich tym razem dołączę.
Trzymajcie się.

Garída

ו~•×


Przez ostatnie pare tygodni wszyscy uczniowie chodzili jak na szpilkach. Miedzy spotkaniami GD, a treningami Quidditcha, Harry znalazł równowagę, której się trzymał. Jednak im bliżej było do meczu miedzy Gryffindorem, a Slytherinem, co raz trudniej było zachować zdrowy rozsądek.

Snape otwarcie kibicował Ślizgonom. Zamawiał dla nich boisko tak często, że Gryffonii mieli problem ze swoimi treningami.

Jednak kiedy Alicja Spinnet trafiła do Skrzydła Szpitalnego ponieważ jej brwi urosły tak bardzo, że nic nie widziała, Snape upierał się, że sama rzuciła zaklęcie, nie chcąc słuchać czternastu naocznych świadków, którzy twierdzili, że był to obrońca Ślizgonów.

Większość drużyny Gryffindoru albo ignorowało obelgi domu Slytherinu, albo tak jak Ron ledwo się powstrzymywało od rzucenia na nich z pięściami.

W dniu meczu powitał ich jasny mroźny poranek. Kiedy Harry się obudził i spojrzał na łóżko Rona zauważył, że ten siedzi wyprostowany, obejmując kolana ramionami i wpatruje się w przestrzeń.

- Nic ci nie jest? - zapytał Harry.

Ron tylko pokręcił przecząco głową. Harry postanowił go zostawiać i poszedł sie ubrać jednak kiedy wrócił i zauważył, że jego przyjaciel nie poruszył się nawet o centymetr, zdecydował się sam mu pomóc.

- Musisz coś zjeść i się przebrać. Chodź! - powiedział i lekko pociągnął Rona do łazienki.

Wielka Sala zapełniała się szybko, a rozmowy były głośniejsze niż zazwyczaj. Każdy był podekscytowany meczem. Kiedy Harry i Ron podeszli wystarczająco blisko stołu Gryffindoru powitano ich wiwatami. Niestety aplauz nie dodał Ronowi otuchy. Opadł na ławkę tak przygnębiony, jakby to miał być ostatni posiłek w jego nędznym życiu.

- Dlaczego ja to w ogóle chciałem zrobić - mamrotał cicho.

- Nie bądź idiotą, Ron!

- Jestem beznadziejny, co ja tu robię.

- Weź sie w garść, Ron! - skarciła go Hermiona podchodząc do nich. - Jeść! - nakazała, wskazując na nietknięty posiłek przyjaciela.

Chwilę później obok Hermiony znalazła się siostra Rona. Obie miały pasujące czerwono-złote szaliki i rękawiczki.

- Jak sie czujesz? - zapytała Ginny, brata, który teraz wpatrywał się w swoje mleko bez przekonania.

- Umm, trochę się denerwuje - odpowiedział za niego Harry.

- Witajcie - zza Hermiony i Ginny rozległ sie marzycielski, senny głos. Dziewczyny przesunęły się odsłaniając stojącą za nimi Lune Lovegood.
Stała jak gdyby nigdy nic, majac na sobie naturalnej wielkości kapelusz z głową lwa.

- Kibicuje Gryfonom - oznajmiła i wskazała na kapelusz, który wydał głośny ryk lwa na potwierdzenie.

Luna szybko odeszła, życząc powodzenia. Jednak jej miejsce zajęła Angelina informując, że kiedy będą gotowi mają wstawić sie na boisko.

Profesor JacksonOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz