Rozdział 6

127 7 0
                                    

Syberia

2013

  Uderzenie. Unik. Uderzenie. Unik.

  I tak w kółko, dzień w dzień, na każdym treningu.

  Ćwiczenia z Zimowym Żołnierzem nie były ani łatwe, ani przyjemne. To była trzygodzinna męczarnia, choć z każdym dniem moje ciało przyzwyczajało się do takiego wysiłku i obrażeń.

  A Karpov właśnie tego chciał. Zrobić ze mnie żołnierza, prawie idealnego, który byłby na każde jego skinienie. A ponieważ mój organizm nie chciał przyjąć serum, postanowił, że zmusi mnie do rozwijania moich specjalnych zdolności, które w tamtym momencie zaczęłam postrzegać jako przekleństwo.

  Poczułam mocne uderzenie w szczękę, a następnie w brzuch. Wylądowałam na plecach kilka metrów dalej od mojego przeciwnika. Stęknęłam cicho czując, jak przez całe moje ciało przewija się kolejna fala bólu. Przed oczami pojawiły mi się mroczki, a w głowie zakręciło.

  – Wstawaj! – do moich uszu dotarł rozkaz wydany przez Karpov'a, który zza kuloodpornej szyby oglądał nasz trening. Jak zawsze zresztą.

  Wykonałam polecenie, trochę wolniej niż ostatnim razem. Spojrzałam na Zimowego Żołnierza. Jego oddech był odrobinę przyspieszony, mięśnie spięte i gotowe do odparcia mojego ataku. Wpatrywał się we mnie bez cienia jakichkolwiek emocji, czekając na mój ruch.

  Już pierwszego dnia, w którym pojawiłam się w bazie Hydry, miałam z nim trening. Wyglądał bardzo podobnie do dzisiejszego. Jedyna różnica była taka, że wtedy już po kilku minutach leżałam na ziemi, nie mając siły się podnieść. Tego samego dnia dowiedziałam się też, że superżołnierz będzie odpowiedzialny za moje treningi. Wyjątkami były dni, w których jeździł na misje, albo wsadzany był do kriokomory.

  Przez ostatni rok, który tu spędziłam, próbowałam dowiedzieć się o nim czegoś więcej. Cóż, nie udało się, a ja skończyłam zamknięta przez tydzień w izolatce. Mało przyjemne doświadczenie. Od tamtego czasu zaczęłam się bardziej pilnować i naprawdę przykładać do treningów. Zdałam sobie sprawę, że umiejętności, które nabędę, pomogą mi uciec i wcale nie będę musiała zabijać dla Hydry.

  Nim zdążyłam zareagować, moje ciało zostało przyciśnięte do ściany, a na szyi zacisnęła się metalowa ręka Zimowego. Wierzgałam się, kopałam go po nogach próbując się uwolnić i jednocześnie starałam się zaczerpnąć choć trochę powietrza.

  Kiedy już miałam stracić przytomność, uścisk na mojej szyi zelżał, a ja po raz kolejny tego dnia wylądowałam na podłodze. Nabrałam gwałtownie powietrza, zaczynając niekontrolowanie kaszleć. Pomimo moich ogromnych starań, zaczęło mi się robić słabo. Przed oczami znów pojawiły mi się mroczki, a mięśnie zwiotczały. Osunęłam się całkowicie na podłogę, pozwalając mojemu ciału na krótki odpoczynek i regenerację, które za kilka godzin znów zostaną przerwane.

Shadow Hunter || Bucky BarnesOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz