Rozdział 9

116 6 14
                                    

Łotwa, Ryga

2024

  – Karli jest zbyt groźna, żebyście się sami pakowali w ten bajzel.

  Szliśmy jedną z ulic miasta, żeby zdążyć na pogrzeb Donnyi, kiedy do moich uszu dotarł niezwykle irytujący głos. Z naprzeciwka szedł w naszą stronę John Walker albo nowy Kapitan Ameryka, jak niektórzy wolą go nazywać, i jego przyjaciel Lemar Hoskins. Sam mi kilka dni temu o nich mówił, a ja korzystając z chwili wolnego, kiedy poszli się dowiedzieć, kiedy odbędzie się pogrzeb, zajrzałam do ich akt.

  – Dosyć tego ściemniania. Na początku powiedzcie, po co wyciągnęliście go z więzienia. – Spotkałam go pierwszy raz i już zaczął działać mi na nerwy bardziej niż Zemo.

  – W zasadzie to sam się wyciągnął – spojrzałam na Jamesa. Zdawało mi się, że ominęła mnie ciekawa część historii.

  – Wiem, gdzie jest Karli – powiedział Zemo, kiedy Sam uspokoił trochę bohaterski zapęd Johna. Minął go, jednak żołnierz go zatrzymał.

  – Gdzie?

  – Sądzimy, że przyjdzie na pogrzeb. A my będziemy już czekać. – Wtrącił Sam.

  Ruszyliśmy za Zemo. Po pewnym czasie znowu się zatrzymaliśmy, kiedy pomiędzy Samem i Johnem wywiązała się dyskusja, czy będziemy rozmawiać z Karli, czy może, jak chciał John, weźmiemy ją z zaskoczenia, zaatakujemy z pełnym uzbrojeniem, narażając tym samym niewinnych ludzi.

  – Słuchaj, wiem, jak rozmawiać z takimi ludźmi – Sam stanął przed Walkerem.

  – A ja znam tych ludzi i wiem, że to zły pomysł.

  – Czekaj – przerwał Johnowi Lemar – jeśli jest szansa, że ją przekona, może warto spróbować.

  Kapitan popatrzył po nas i westchnął. Spojrzał na Zemo.

  – Do ciebie jeszcze wrócimy.

  Zaśmiałam się lekko, na co wszyscy spojrzeli na mnie. John i jego przyjaciel wyglądali, jakby dopiero teraz mnie zauważyli.

  – Serio? Jedno zdanie tego typka i już wszystko jest cacy? – uśmiechnęłam się lekceważąco i wskazałam na Lemara.

  – Jestem pewien, że wszystko się ułoży. Moja wspólniczka już czeka – Zemo mnie zignorował, wskazując na dziewczynkę, stojącą kilkanaście metrów przed nami.

***

  Znajdowaliśmy się z powrotem w mieszkaniu w kamienicy. Oczywiście, praktycznie nic nie poszło zgodnie z planem. Przeszkodził nam nowy Kapitan Ameryka, który postanowił wykazać się bohaterstwem, brakiem rozumu oraz cierpliwości. Gdyby nie on, Sam prawdopodobnie skutecznie przekonałby Karli do zmiany jej postępowania.

  Weszłam do jednej z sypialni, która na tę chwilę należała do mnie, żeby się przebrać. Sam robił coś na laptopie, Bucky gdzieś poszedł, a Zemo leżał na kanapie ze szklanką whisky i zimnym okładem na głowie. Całkiem nieźle oberwał od Walkera.

  Odwiesiłam kurtkę na wieszaku obok drzwi i podeszłam do łóżka, na którym leżała moja torba. Wyciągnęłam z niej białą koszulkę bez rękawów i niebieskie dżinsy, w które szybko się przebrałam.

  Westchnęłam cicho i usiadłam na miękkim materacu. Zamknęłam na chwilę oczy, jednak po chwili znowu je otworzyłam. Wyciągnęłam spod bluzki złoty wisiorek w kształcie księżyca, który zawieszony był na pozłacanym łańcuszku i wzięłam go do ręki. Oprócz wygrawerowanych na nim kilku liter, wyglądał całkowicie zwyczajnie.

  Uśmiechnęłam się smutno do siebie, przyglądając się niewielkiemu kawałkowi metalu. Miałam go przy sobie od zawsze i strzegłam go jak oka w głowie. Była to jedyna rzecz, którą miałam po mojej biologicznej mamie, a przynajmniej tak mi powiedziała kiedyś Irina - kobieta, która przygarnęła mnie i wychowała, jak swoją własną córkę.

  Nie miałam pojęcia, kim byli moi rodzice, dlaczego mnie zostawili od razu po urodzeniu, czy jeszcze żyją, nic. Jednak już wiele lat temu przestałam się zadręczać tymi i wieloma innymi pytaniami. I tak nie dostałabym odpowiedzi.

  Wstałam gwałtownie i schowałam z powrotem wisiorek pod koszulkę, kiedy usłyszałam skrzypienie klamki. Spojrzałam spanikowana na skurzaną kurtkę, wiszącą obok drzwi. Byłam tak zamyślona, że nie usłyszałam, jak ktoś zbliżał się do mojego pokoju.

  Schowałam w ostatniej chwili ręce za plecami, żeby zasłonić mój tatuaż. Do pokoju wszedł James. Zamknął za sobą drzwi i spojrzał na mnie.

  – A zapukać to nie łaska? A co gdybym się przebierała? – spojrzałam na niego oburzona, starając się ukryć fakt, że zaczęłam się stresować.

  – Ale się nie przebierasz – wzruszył beztrosko ramionami i schował dłonie do kieszeni. Minę cały czas miał neutralną i chyba pierwszy raz nie byłam wstanie mniej więcej stwierdzić, co teraz czuje.

  Po kilku sekundach ciszy rozluźniłam się, nawet nie wiedząc, że się wcześniej spięłam, kiedy do mnie nie podszedł, co byłam pewna, że zrobi.

  – O co chodzi? – spytałam odrobinę szorstko, kiedy po minucie ciszy wciąż się nie odezwał. Przez cały czas mierzył mnie tylko wzrokiem.

  Ja też mu się przyjrzałam. Wyglądał tak samo jak wcześniej z tą różnicą, że zdjął kurtkę. Miał teraz na sobie tylko czarny t-shirt, przez co jego metalowe ramię było doskonale widoczne. Ale nie to, które tak dobrze pamiętałam.

  – Ostatnio Zemo wspomniał o organizacji Hunters – odezwał się w końcu, nawiązując do naszej ostatniej rozmowy, przed pogrzebem Donnyi.

  – Skąd o nich wiesz i o Shadow Hunter? – dodał.

  – Już mówiłam, przeczytałam gdzieś – wzruszyłam ramionami, starając się wyglądać na wyluzowaną. W środku jednak kipiałam z emocji. Pierwszy raz ich opanowanie sprawiało mi trudność, pierwszy raz tyle wspomnień na raz zaczęło napływać do mojej głowy i pierwszy raz tak bardzo zaczęłam stresować się w czyimś towarzystwie.

  – Nie kłam. Nie mogłaś o nich przeczytać, bo nikt oprócz niewielkiej grupy osób na świecie o nich nie wiedział. Wciąż niewielu o nich wie. – Powiedział spokojnie, bez większych emocji i podszedł do mnie.

  W tamtym momencie bardzo chętnie cofnęłabym się na bezpieczną odległość, jednak przeszkadzało mi w tym łóżko, stojące za mną. Uniosłam odrobinę głowę, żeby móc spojrzeć Jamesowi prosto w oczy. I znowu napłynęły do mnie kolejne wspomnienia, o których teraz nie chciałam myśleć. Cała moja przeszłość wciąż mnie prześladowała, nawet w snach. Przynajmniej w tej chwili chciałam mieć od nich spokój.

  – Hydra dobrze cię wyszkoliła, a i po ucieczce musiałaś zajmować się czymś mało legalnym, skoro byłaś wcześniej na Madriporze – kontynuował, kiedy ja się nie odezwałam. Mojej uwadze nie umknął fakt, że powiedział, iż to Hydra mnie wyszkoliła, a nie konkretnie on. Postanowiłam się jednak nad tym nie rozwodzić.

  – To nie twoja sprawa Barnes – zrobiłam krok do przodu chcąc go wyminąć. W tej samej chwili poczułam silny uścisk na moim lewym ramieniu i po chwili stałam przyparta do ściany. Próbowałam się wyrwać, jednak Bucky był ode mnie sporo silniejszy. Prawą rękę wciąż trzymałam za plecami, na co, na moje nieszczęście, zwrócił uwagę.

  Złapał metalową dłonią mój prawy nadgarstek i pociągnął w swoją stronę. Siłowałam się przez chwilę z nim wiedząc, że i tak nie wygram.

  Poddałam się w końcu i pozwoliłam mu wyprostować swoją rękę. Spojrzał na moje prawe przedramię. Poczułam, jak zacisnął mocniej obie dłonie, kiedy patrzył na wytatuowany na mojej ręce miecz, przecinający cień, który kształtem przypominał człowieka.

  Po dłuższej chwili spojrzał z powrotem na mnie. Miałam wrażenie, że jego oczy były ciemniejsze niż kilkanaście sekund temu. Uścisk na moich rękach odrobinę zelżał, jednak wciąż nie byłam wstanie się wyrwać.

  – To stąd o nich wiedziałaś. Jesteś jedną z nich.

Shadow Hunter || Bucky BarnesOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz