1 - Przyjaciele

39 8 46
                                    

Aria była niezbyt wyróżniającą się dziewczyną na wydziale psychiatrii na Sternvardzie. A przynajmniej z zewnątrz nie przyciągała nadmiernej uwagi. Ubierała się jak wszyscy inni, a burzę brązowych loków sięgających za łopatki najczęściej spinała w luźny kok lub zaplatała w warkocz, bo nie cierpiała, gdy kosmyki plątały jej się koło twarzy lub zostawały na ubraniach. To, co jednak wyróżniało ją spośród wielu innych studentów, to wybitny projekt.

Aria miała jeden cel - sprawić, żeby można było zajrzeć do ludzkiego umysłu i zrozumieć go jak książkę. Był to kontrowersyjny, a zarazem rewolucyjny i niebezpieczny pomysł. Razem z nią pracowało kilku innych utalentowanych głów, w tym z Instytutu Technologicznego w Spruceville, nazywanego zwykle SIT.

Jednak po ostatnich wydarzeniach cały projekt stanął pod wielkim znakiem zapytania.

Aria dostała tabletki uspakajające od swojego promotora. Opłacało się studiować psychiatrię - miała lekarza na wyciągnięcie ręki i to za darmo. Dzięki nim była w stanie w ogóle funkcjonować przez to niemiłosiernie dłużące się półtora tygodnia. Dzięki nim i jej kochanym przyjaciołom. Nie wiedziała, co by bez nich zrobiła. Chyba zakradłaby się do gabinetu profesora i wykradła mu najsilniejsze psychotropy, żeby po prostu przestać myśleć.

Odejście taty było stratą tak bolesną i tak nagłą, że odebrało jej chęć do robienia czegokolwiek. Był jej jedyną rodziną. Babcia z dziadkiem umarli dawno temu, w swojej późnej starości - jej tata był późnym i długo wyczekiwanym dzieckiem. Teraz wiedziała, co on musiał przeżywać, gdy najpierw zostawiła ich matka Arii, a zaraz potem musiał pogrzebać rodziców.

Tego dnia to Aria stała nad jego mogiłą. Słońce okrutnie grzało w plecy przez czarną sukienkę, a łzy wysychały w tym skwarze zanim zdążyłyby ścieknąć po policzkach. Jakież to nietaktowne ze strony tej gwiazdy. Gdy tamtego nieszczęsnego wieczoru była potrzebna, nie było jej. Schowała się tchórzliwie za ciemnymi, niosącymi chaos chmurami, zabrała swój blask i zaciemniła drogę. A teraz bezczelnie patrzyła się z góry się na czyjąś tragedię, do której się przyczyniła swoją własną kapryśnością.

Wszyscy już dopełnili swoich obowiązków pogrzebowych - przyjaciele ze studiów Arii, jej taty, jego współ-absolwenci, studenci pod jego protektoratem, recenzent, sąsiedzi. Złożyli dziewczynie kondolencje, zostawili kwiaty, wysłuchali kazania i mowy pożegnalnej i poszli każdy do swoich domów. Została tylko ona, Agatha i Daven. Oparła czoło na ramieniu Agathy, która stała niewzruszenie i milczała, jakby to nie była ona. W jednej ręce Aria nadal trzymała grudkę ziemi, której nie była w stanie rzucić do dołu, a drugą trzymała za rękę przyjaciółkę tak, jakby miała zniknąć cała jej postać, gdyby ją puściła. Daven stał po jej drugiej stronie ze wzrokiem wbitym w czubki swoich półbutów, które wypolerował dziś rano, a które zdążyły się już zakurzyć od przemarszu przez cmentarz. Każde z nich milczało.

- Powiedzcie coś. - powiedziała Aria głosem zachrypniętym od płaczu.

- Dziwne, po raz pierwszy w życiu odebrało mi mowę. - oznajmiła Agatha, a jej samej głos wiązł w gardle jak za duży kęs kluski i sama się chyba zdziwiła tym jak brzmiał.

Niespodziewanie Daven czule i łagodnie chwycił jej pięść z glebą w obie swoje dłonie. Aria spojrzała na niego jak dziecko na rodzica, nierozumiejące czemu zadrapanie na kolanie boli. Daven patrzył jej w oczy ze smutkiem, współczuciem i niepewnością a nawet swego rodzaju bezradnością - jak kochający starszy brat, który chciałby pocieszyć młodsze rozpłakane rodzeństwo.

- Pozwól mu odejść. - powiedział prawie szeptem i delikatnie przeciągnął jej dłoń nad mogiłę. Ostrożnie rozchylił jej palce, a ciemny piasek bez przeszkód się wysypał.

OPEN MINDOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz