Rozdział V

447 35 5
                                    

Uniklam jego słów. Chciałam już tylko wyjść...to wszystko mnie dziwiło. Mam szczęście, heh...zadzwoniła do mnie Monserrat. Monserrat również była blondynką. Zazdroscilam jej oczu a ona mi włosów. To było zabawne. Odebrałam telefon...
- Hejka, możemy się spotkać muszę ci coś powiedziec
- Cześć, co się stało?
- Mogę ci opowiedzieć...nie wypada przez telefon. Spotkajmy się za dwadzieścia minut w parku na ulicy Zielarskiej oki?
- No spoko.czekaj tylko się wyszykuje
- Dzieks

Położyłam telefon i powiedziałam prosto z mostu:
Ja: Idę na spotkanie z przyjaciółka

Ben:.Idę z tobą

Jeff: Nope, ja ide

Ja: Muszę iść sama...

Wzięłam torbę, wrzuciłam tam portfel i telefon, wyszłam.

******************************
Kiedy dotarlam na miejsce, Monserrat siedziała na ławce.
- Co się stało?
- Słuchaj...okradli.mój dom
- O ku...kto to zrobił?
- Nie wiem...ale się domyślam
- Kto?
- Mój wróg
- Jaki wróg?
- Ehh...pamietasz Roberta?
- No
- On mnie zdradził z...Becky
- Z nią? Z tym salcesonem?
- Nie schudła...
- No dobra no i?
- No i oni się pokłócili i ona twierdzi że to przeze mnie i chciała się zemścić i mnie okradła. A potem dostałam listy z pogróżkami, że mnie zabije.
- Ty wiesz...ja mam znajomości z mordercami...
-...ale co tu mi chcesz powiedzieć
- Że mogę ci wynająć obrońcę
- Ciebie...
-...tak oszalałam. Ale musisz mieć obrońcę.

Nagle podeszli do nas trzej faceci - Hejka może zrobimy małe cos?

Zerwaliśmy się z miejsca by uciec jednak on zagrodził nam drogę
-Dokąd to
Spojrzałam na Monserrat.
- POMOCY
Nie, takiej pomocy się spodziewałam...znat horyzontu niczym bohaterowie szli...Jack, Ben i Slender a na ich czele Jeff. Ja pierdziele, kurwa jacyś stróże? 0,0 W każdym razie Jeff wyciągnął długi nóż i wbił przeciwnikowi w oko, przecinajac je. Krew się polała a, oko wbiło sue w nóż Jeffa. Ben trzymał w obu rękach noże i wbił prosto w nerki swojego przeciwnika aż trysla krew. Następnie odciął mu łeb. Jack wyjął pistolet z kieszeni i strzelił trzeciemu w serce. Jeff wbił niż w mostek swojego przeciwnika i przeciął na pół.

Stałam w szoku to było niemożliwe...

******************************
Wróciliśmy do domu zaparzylam herbatę i usiedliśmy w salonie, zaczęła się lawina pytań:

Ja:.Skąd się tam znaleźliście i wgl...

Jeff: Śledziliśmy was

Ja: Najpierw mnie bijesz potem to, o co ci chodzi?

Jeff: Polubiłem Cię, jesteś twarda a ja lubię takich a co lubisz jak obrywasz

Ja: Nie...

Ben: Jak oberwie to dostaniesz odemnie!

Jeff: Bo się boję krasnala -,-

Ben: To się bój >,<

Jack: Walka! Walka! Hahah

Monserrat: Chłopcy uspokójcie się. Bo wybuchnie wojna domowa. Przemoc do niczego nie doprowadzi...

Jack: Doprowadzi, doprowadzi do śmierci...

Ben: No chcesz się bić? Co? Co?

Jeff: Jak Cię zaraz zgniote to będziesz jeszcze mniejszy niż jesteś xDDD

Jack: Haaa, chyba nie widoczny xD

Ben wstał i strzelił focha. Poszedł na zewnątrz do ogródka, Monserrat pobiegła za nim...

Jeff: Krasnoludek się obraził :P

Ja: Jeff! To nie było miłe...przepraszam Panie Jeffie

Jeff: Spoko...

O godzinie położyliśmy się spać. Pozwoliłam im zatrzymać się u mnie na noc. Jeff i Jack poszli spać do pokoju Jeny, ja do siebie, Slendi (chyba mogę tak mówić) spadł na kanapie a Ben który nadal miał focha spał na dywanie w kuchni. Monserrat poszła do domu ale obiecała wrócić...

No akcja je :) Cieszycie się że Pati pogodziła się z Jeffem? Ja tak ale pokrece trochę w ich losach 3:) Na zdjęciu macie Monserrat jak się wymądrza xD, w następnym rozdziale będzie trochę o Jeny i będzie jej zdjęcie...

Do zobaczyska ziomaczki ;p
I pa pa............

Anioł poplamiony krwiąOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz