Rozdział pierwszy

235 19 14
                                    

Sophia

Głośny stuk butów o trawę. Dlaczego podeszwy wbijane w ziemię tak hałasują? Czy nie powinny lekko się odbijać, a później miękko spadać i tak w kółko? Słońce świeci na moją twarz, dlatego nie otwieram oczu. Jedyne na czym się skupiam to, to co słyszę i czuję. A czuję palący ból nóg, mój oddech świszczy i ciężko mi złapać kolejne hausty powietrza. Gdybym nie wiedziała gdzie jestem i dlaczego, pomyślałabym że może to odgłosy zwierząt biegnących przez łąkę.

Stuk, stuk, stuk i...
-Rain! Wstawaj! Jeszcze trzy minuty! - dobiega do mnie krzyk.
Otwieram oczy w idealnym momencie żeby zorientować się, że w moją stronę idzie zdenerwowany trener. Człowiek mający wielkie ambicje względem innych. Jego zdaniem każdy z nas ma zostać wielkim sportowcem, którym nie został on. Może miał na to szansę dwadzieścia lat i dwadzieścia kilogramów temu. Jego czas minął, dlatego męczy nas. Wzdycham ciężko. Może to nie głupi pomysł wstać, biorąc pod uwagę, że jeśli nie zostanę rozdeptana przez tłum biegnący w stronę dobrej oceny i uścisku ręki nauczyciela, to skończę zmasakrowana przez chłopaków grających w piłkę nożną kawałek dalej, a operacja nosa to ostatnie czego mi teraz trzeba. Sport nigdy nie był moją mocną stroną. Nienawidzę tych zajęć. A najbardziej nienawidzę biegać. Kilka chwil wcześniej, kiedy przyszliśmy na boisko trener jednak nie wziął pod uwagę mojej nienawiści względem wszystkiego co mnie tu otacza.

-Test Coopera! - krzyknął trener Smith. - Nie ma obijania się! - dziwnym trafem jego wzrok gdy tylko wypowiedział te słowa skierował się na mnie. Test Coopera, dwanaście minut, w których należy przebiec jak największy dystans. Wymyślony dla żołnierzy, aby sprawdzić ich wytrzymałość. Dla armii, nie dla uczniów liceum, dlaczego w takim razie nie pozostał w wojsku?
I tak oto padłam na suchą trawę. Właśnie powinnam uświadamiać sobie jak bardzo moja kondycja leży, a ja zastanawiam się czy bardziej winić za tą sytuację trenera Smitha czy Kennetha H. Coopera, w którego głowie zrodził pomysł na ten sprawdzian wytrzymałościowy. I chętnie rozmyślałabym nad tym dalej ale to najwyższa pora się podnieść jeśli chce uniknąć jeszcze większej kompromitacji, bo jakimś cudem trafiłam do grupy z ludźmi kochającymi sport i tylko ja wychodzę na ofiarę losu. Podciągam się do góry i siadam na trawie. Już zaczynam wstawać z ziemi gdy nagle w głowę uderza mnie piłka. Świetnie. Na pewno muszę wyglądać jak milion dolarów. Gdyby los chciałby w tym momencie obdarować mnie czymś wyjątkowym, na sam mój widok po prostu by uciekł, krzycząc że wyglądam jak siedem nieszczęść.

Słyszę ciche śmiechy osób znajdujących się na boisku. Nauczyłam się już nie zwracać na to uwagi.

-Podaj! - krzyczy chłopak w piłkarskim stroju z długimi, brązowymi włosami spiętymi w kucyk. Próbuje przypomnieć sobie jak ma na imię, ale bezskutecznie.

Zrezygnowana sięgam po piłkę, ale ktoś jest szybszy. Podnoszę głowę. Przede mną stoi Olivia, moja najlepsza przyjaciółka. Podnosi i rzuca ją w stronę chłopaków, później pomaga mi wstać. Przyglądam się jej przez chwilę. Jej blond włosy spięte w kucyk na czubku głowy są idealnie ułożone, nie wygląda jakby właśnie skończyła biegać. Oprócz lekko przyspieszonego oddechu, nic nie świadczy o tym, że ćwiczyła. To pierwsza różnica między nami. Ona wygląda zawsze idealnie, ja nie.

-Chodź, Smith jest wściekły. Musiał wstać jak cię zobaczył, a dobrze wiemy, że jego zamiłowanie do ruchu, kończy się na kanapie i meczu przed telewizorem - mówi patrząc na trenera, który idzie w moją stronę. - Biedaczek, aż mi go szkoda- wzdycha z udawanym politowaniem.
-Kto jest biedaczkiem? Sophia? - pyta sfrustrowany trener, podchodząc i patrząc na mnie spod byka. - Trzy minuty. Trzy minuty dziewczyno. Na prawdę? Trzech minut do końca nie mogłaś wytrzymać? - kiedy to mówi sprawia wrażenie jakbym zawiodła go najbardziej na świecie, a ja nawet trochę nie lubię tych zajęć.
To dziwne pokładać nadzieję w uczniu, który nie wie nawet dlaczego tu jest. Wzruszam ramionami, a on tylko wzdycha i kręci głową gdy odchodzi. Dziewięć minut. Może powinniśmy się skupić na dziewięciu minutach, które przebiegłam, zamiast na trzech których nie zdołałam. Nie odzywam się. Wolę przemilczeć tą sprawę zamiast się kłócić. Taka jestem - łatwiej mi się wycofać.

-Chodź się przebrać - mówi do mnie Olivia jednocześnie machając do jednego, w może kilku chłopaków z drużyny piłkarskiej.
-Nienawidzę tych zajęć - marudzę kiedy idę za nią w stronę szatni. - Jak można wyglądać tak świetnie po bieganiu?

-Urok osobisty - posyła w moją stronę buziaka. To właśnie cała Olivia - pewna siebie i wygadana. Piękna blondynka o brązowych oczach. Wysoka i wysportowana, z uśmiechem, którym zaraża wszystkich wokół. Kocham ją. Znam ją chyba od zawsze i nie wyobrażam sobie świata bez niej. Jest najlepsza i potrafi uratować mnie z każdej opresji.
-Do kogo machałaś? - pytam nie mogąc zlokalizować osoby, z którą chciała się przywitać. Ona nie odpowiada. Posyła tylko do mnie oczko i uśmiecha się w stylu „niespodzianka". Czuję że na froncie już niebawem pojawi się jej nowy obiekt westchnień. Próbuję jeszcze przyjrzeć się chłopakom i wytypować jednego ale wszyscy są tyłem do nas i zmierzają do swojej szatni po drugiej stronie boiska. Czuję że przyjdzie mi chwilę poczekać zanim się czegokolwiek dowiem. Liv - bo tak ją często nazywam - nie mówi od razu o swoich planach, dopóki nie jest pewna.

Miasto złamanych serc [W TRAKCIE EDYCJI]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz