Rozdział piętnasty

20 9 0
                                    

Sophia

-Nie możesz pojawiać się tu z samego rana i rozkładać wszystkiego na stoliku. Ja pracuję, nie jestem do twojej dyspozycji w tym momencie. Myślałam, że wpadniesz wieczorem – wzdycham ciężko.

Patrzę na dziesiątki zapisanych kartek, zdjęcia kwiatów, próbniki papierów i chwytam się za głowę. Liv wpadła z samego rana do kawiarni i urządziła tu biuro wedding plannera. Nie mam pojęcia co powie na to Lucas, gdy zjawi się w pracy. Dziewczyna wygląda jakby pomyliła lokale. Jej kolorowe teczki i zakreślacze gryzą się z tym miejscem. Atluc coffeehouse został urządzony w surowym, loftowym stylu. Dużo tu betonu i czarnych elementów, przełamanych jasnym drewnem. Jest minimalistycznie i prosto. Olivia nie lubi minimalizmu, co mogą oglądać wszyscy wchodzący do kawiarni.

-Poza tym stoliki są przeznaczone dla klientów.

-Poproszę americano – mówi słodkim tonem i mruży oczy uśmiechając się szyderczo. – I kawałek sernika.

-Zabiję cię – syczę i wracam za ladę.

Dzisiejszy dzień nie zapowiada się lepiej niż wczorajszy. Czeka mnie sporo pracy, dlatego nie mam czasu pomiędzy wszystkim pomagać przyjaciółce. Zbyt mocno zależy mi na posadzie. To jedyne dzięki czemu nie muszę wracać do Savannah. Przyjmuję zamówienie od starszej kobiety i zerkam na kolejkę ciągnącą się do samych drzwi. Kolejny w niej, jest elegancki brunet, który zapadł mi w pamięć wczoraj. Raczej nikt nie zamawia melisy dla swojego szefa. Trzyma telefon przy uchu i prowadzi gorączkową dyskusję.

-Nie znajdę ci architekta na wczoraj! Oszalałeś?! Jak to moja wina? - mówi wyraźnie zdenerwowany.

Serce zatrzymuje się w mojej piersi. Czy on powiedział, architekta? Myślę, czy powinnam się odezwać kiedy podejdzie do kasy. Nawet nie wiem, czy chodzi o architekta wnętrz. Czekałam na ofertę pracy od kilku miesięcy i nie pojawia się żadna, a zaczynam tchórzyć, na samą myśl zagadania do niego. Wdech i wydech, Sophia. Co złego może się stać? Najwyżej będę dalej pracować u Lucka.

Mężczyzna podchodzi i zaczyna mówić:

-Hej, Sophia - ciekawa jestem czy zapamiętał, czy zdążył przeczytać plakietkę ponownie. - Dla mnie dziś cappuccino.

-Dobrze, czy coś jeszcze? Melisa dla szefa? - nie jestem pewna czy podłapie żart, ale uśmiecha się szeroko.

-Dla niego dzisiaj torba leków na uspokojenie - śmieje się.

Ok, to moja szansa. Zbieram się w sobie i nieśmiało zaczynam temat:

-Nie żebym podsłuchiwała, ale czy dobrze, zrozumiałam, że szukasz architekta? Skończyłam architekturę wnętrz na New York School of Interior Design, jeśli... - nie kończę bo rozlega się dzwonek jego telefonu. Odbiera.

Zawaliłam. Myślałam, że nie poczuję rozczarowania, a jednak. Chyba w głębi serca miałam nadzieję, że tym razem coś mi się uda. Nabijam kawę na kasę i czekam na płatność.
-Mam architekta, możesz zacząć żyć spokojnie - słyszę, jak mężczyzna mówi do swojego rozmówcy.

Podnoszę głowę w górę i szeroko otwieram oczy.

-Zbieraj się Sophie. Masz tę robotę. To znaczy tak na osiemdziesiąt procent, bo nie do mnie należy ostatnie słowo.

Jestem w zbyt wielkim szoku, żeby zrozumieć co się właśnie wydarzyło. Gdzie czas na przygotowanie się do rozmowy o pracę. Nie mam ze sobą nic. żadnego dyplomu, projektów, CV.

-Chyba nic nie rozumiem - udaje mi się wydukać.
-Możemy przejść porozmawiać gdzieś na boku? - pyta, jednocześnie przykładając kartę do terminala.

Miasto złamanych serc [W TRAKCIE EDYCJI]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz