5.

167 11 2
                                    

Gdy ich usta się rozłączyły, do Bilba dotarło to, co przed chwilą zrobił. Pocałowali się z Thorinem na oczach kompani, na oczach Gandalfa, elfów i Thranduila. Jego policzki nabrały barwy dojrzałego pomidora, a oczy rozszerzyły się w przerażeniu. Hobbit był gotowy na obelgi, wyzwiska, a także groźby ze strony zebranych w jaskini. Przez jego umysł nawet przebiegła myśl, że zostaną wyrzuceni z królestwa leśnych elfów, a Thorin będzie musiał dochodzić do zdrowia bez doświadczonych zielarzy obok. Oakenshield spojrzał zdezorientowany i lekko przestraszony na hobbita. W końcu to on zainicjował pocałunek. Bilbo mógł go odrzucić, jednak tego nie zrobił. Co więcej, odwzajemnił i pogłębił go, jednak teraz jego wyraz twarzy zmienił się. Chociaż drobne gesty i czułe słowa towarzyszyły im już podczas podróży, a chwilę przed śmiercią Thorin wyznał mu swoje uczucia, tak teraz bał się odrzucenia. Krasnoludowi nawet przez sekundę nie przeszła przez głowę myśl, że ktoś mógłby osądzać to, kogo kocha. Na szczęście biedne serce hobbita mogło odpocząć, bo nikt nawet nie pomyślał o tym, że miłość może być niewłaściwa. Bezwzględnie czy narodziła się między kobietą a mężczyzną, kobietą i kobietą czy mężczyzną i mężczyzną.

Bilbo odzyskał spokój, jego twarz wypogodziła się, na co Thorin odetchną w duchu. 

Gdy tylko wszyscy otrząsnęli się z pierwszego szoku, cała kompania biegiem ruszyła w stronę Thorina i klęczącego przed nim hobbita, którego policzek wciąż trzymał w dłoni. Z głośnymi okrzykami radości cała dziesiątka rzuciła się do wielkiego uścisku zgniatając przy tym siebie nawzajem. 

Thorin sykną z bólu, co sprawiło, że momentalnie wszyscy odsunęli się od niego, dając mu tym samym przestrzeń do oddychania. 

- Tssss... nadal boli. - wydusił słabym głosem biorąc powili kolejne oddechy. Bilbo popatrzył oceniająco na krasnoluda, a gdy jego spojrzenie dotarło do rany po ostrzu miecza Azoga Plugawego, w której zatopił się Arcyklejnot, wciągną głośno powietrze i spojrzał z mocą na Thranduilda. Z rany, po dłoni krasnoluda, przyciśniętej do niej, sączyła się szkarłatna ciecz. - Krwawi, trzeba go opatrzeć. - rozkazał hobbit, a król elfów skiną głową. Dwaj elfowie zrobili krok ku krasnoludom, gdy Tauriela krzyknęła na całą jaskinię lekko spanikowanym głosem. - Kili się nie obudził!  Fili też nie ! 

Oczy wszystkich utkwione zostały we wciąż martwych ciałach braci. - Arcyklejnot połączył się już z Thorinem. Jego wybrał, musimy spróbować jakiś innych sposobów, żeby ich wskrzesić. - odparł Gandalf z zamyśleniem. 

Radosne uśmiechy na twarzach krasnoludów zastąpiły w ułamku sekundy, ponownie pochmurne miny. Nastała cisza, a napięcie rosło, atmosfera robiła się tak gęsta, że jeszcze chwila a można byłoby kroić ją nożem. 

- Bilbo i dwóch moi ludzie pomogą Thorinowi przejść do komnaty, gdzie razem z pomocą zielarza pomogą mu wrócić do zdrowia. - mówiąc to skiną prawie niewidzialnie głową dając elfom znak do działania. - Natomiast reszta zostaje tutaj. Przyszykujcie gwiezdną paproć. Spróbuję swoich najsilniejszych uzdrawiających zaklęć, żeby sprowadzić ich z powrotem do żywych. 

Nie czekając dłużej elfy pomogły wstać Thorinowi i łapiąc go pod boki, wolnym tempem wyprowadzali go z jaskini. Za nimi szedł Bilbo, co chwila poprawiający rękawy swojej srebrzystej tuniki, aby tylko uniknąć patrzenia na kogokolwiek. Gdy już prawie wyszli z jaskini, Thorin zatrzymał się i odwrócił głowę w stronę króla elfów. 

- Dziękuję i proszę, postaraj się aby moi siostrzeńcy wrócili do nas cali i zdrowi. - mówiąc to zaczął kaszleć i pluć krwią. Thranduil skiną głową i rozkazał elfom się pośpieszyć. Gandalf odprowadził ich wzrokiem - Och Bilbo... miłość nie jest niczym złym. - powiedział do siebie cicho czarodziej powracając do wciąż martwych ciał braci.

Złotowłosy król elfów ukląkł przed braćmi i spojrzał na zestresowaną Taurielę. - Musisz się uspokoić, on ciebie teraz potrzebuje. - Otarł spływającą po jej policzku łzę. Ciemnowłosa kobieta wzięła uspokajająco kilka głębokich oddechów i spojrzała na króla, gotowa do działania. 

- Podłóżcie pod ich głowy kosze z orzechami. Odkryjcie ich klatki piersiowe. - rozkazał Thranduil. Sam wziął olejek lawendowy i natarł nim czoła oraz ich klatki piersiowe w miejscu serca. Z małego koszyczka wysypał zmielone zioła i posypał je na naolejowane miejsca. Cały czasz szepcząc jakieś zaklęcia w języku elfów. Nagle złotowłosy elf odsuną się od nich wchodząc ponownie do wody, która odbijała światło srebrzystego księżyca. 

Krasnoludy stłoczone na skalnym podwyższeniu przyglądały się temu wszystkiemu bezradnie. Wiedziały, że nie są w stanie nijak pomóc, mogą jedynie przyglądać się wszystkiemu, mając nadzieję, że za chwilę usłyszą oddechy swoich kompanów. 

Thranduil coraz głośniej recytował słowa zaklęcia, gdy woda nagle zaczęła migotać, aby po chwili stracić blask, odbijanego przez nią ,światła księżyca, powiew zimnego wiatru zgasił świece oświetlające wnętrze jaskini. Nagle zrobiło się całkiem cicho, nie było słychać nic, poza oddechami zebranych, w jaskini osób. Thranduil ponownie zaczął recytować elfickie zaklęcia, jednak tym razem wydawały się bardziej agresywne. Sposób ich wypowiadania przez niego zmienił się, był bardziej rozkazujący i stanowczy. Woda na nowo zaczęła odbijać srebrzysty blask księżyca, a posmarowane olejkiem oraz posypane zmieloną paprocią miejsca na ciałach krasnoludów, również zaczęły świecić. 

Do króla elfów przyłączyła się Tauriela oraz pozostała czwórka elfów. Wszyscy recytowali zaklęcie w staroelfickim języku. Jednak ich starania były na próżno, nic się nie działo. Bynajmniej do czasu, gdy księżyc przesuną się nieznacznie. Czystym strumieniem światła oświetlając bezpośrednio ciała Filiego i Kiliego. Ich rany zabłysły srebrzystym światłem, a ciała zaczęły się unosić w stronę księżyca, by następnie z powrotem leżeć na kamiennym wzniesieniu. Woda przestała odbijać światło księżyca, a świece rozbłysły mocnym światłem. 

W następnej sekundzie po całej jaskini rozniosło się głośne kaszlenie oraz łapczywe łapanie świeżego powietrza. 

- Kili ! - krzyknęła Tauriela podbiegając do krasnoluda, nie zważając na mokre ubranie. Krasnolud spojrzał zdezorientowany na ukochaną. Błądząc oczami po jej twarzy powoli powracały do niego wspomnienia, a pulsujący ból głowy pojawił się wraz z nimi. 

Kili powoli podnosił się na łokciach pocierając bolącą głowę. Tauriela badała jego ciało wzrokiem, przygotowana, gdyby jakaś rana nie została dostatecznie uzdrowiona. W tym samym momencie Thranduil podszedł do Filiego, który już siedząc, powoli brał kolejne oddechy, pamiętając, jakby przed sekundą został pozbawiony życia. 

Wzdrygną się na obecność złotowłosego króla, który dotkną dłonią jego czoła otrzepując je z ziół. Trochę za długo patrząc na twarz krasnoluda wstał i wskazał na niego głową pozostałym elfom, by pomogli mi przejść do swoich komnat wraz z medykiem, który obejrzy ich rany.

***

Po małej przerwie wrzucam kolejny rozdział. 

Miłego czytania i do następnego <3

Serce góryOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz