- Pa – powiedziałam do Sindy, która wystawiła mnie pod moim domem
- Siema, widzimy się jutro – odpowiedziała po czym odjechała.
Spojrzałam na swój dom. Duży i zwykły.
Podeszłam do drzwi, wyjmując z kieszeni klucz, wsadziłam go do zamka i przekręciłam, czemu towarzyszyło kliknięcie.
Przekroczyłam próg. Zdjęłam buty, odwiesiłam kurtkę na wieszak. Rozejrzałam się. Rodziców nie było w domu, bo pojechali w delegacje.
Weszłam do kuchni i włączyłam czajnik, postanawiając zrobić herbatę dla Kayi. Gdy wrzątek się zaparzył wyjęłam kubek z szafki nade mną, włożyłam do niego torebkę z herbatą i zalałam wodą.
Wzięłam naczynie z parującą cieczą i udałam się w stronę schodów.
Zajrzałam do pokoju gościnnego, w którym pomieszkiwała Kaya, lecz ku mojemu przerażeniu zastałam tylko rozwaloną pościel na łóżku.
Postanowiłam zobaczyć w łazience. Spanikowana pobiegłam do łazienki. A to co zobaczyłam wstrząsnęło mną.
W wannie leżała zapłakana Kaya. Powoli do niej podeszłam. A gdy zajrzałam do wanny zamarłam.
Z nadgarstków dziewczyny lały się litry krwi. Od razu podbiegłam bliżej niej i rzuciłam się na kolana, szybko łapiąc za jej nadgarstki. Były one strasznie zimne i chude.
- Kaya, proszę – pisnęłam, patrząc na przyjaciółkę, która miała przekrwione oczy, które ledwo na mnie patrzyły.
- Nie dam rady – wydukała.
- Nie, nie zostawiaj mnie – powiedziałam, czując ogromną gule w gardle.
Oczy blondynki nagle się zamknęły.
A z moich ust wydostał się przeraźliwy krzyk.
- Jezus Maria, Vix – usłyszałam przerażony głos. Podniosłam się do siadu i rozejrzałam. Byłam w swoim pokoju u Rihan'a.
Ja pierdole. Znów mi się to śniło. Śmierć mojej ukochanej przyjaciółki, nawiedzała mnie w koszmarach strasznie długo, przypominając czyja to była wina.
- Gdybym nie pojechała na tą pierdoloną imprezę, i została kurwa w domu t-to – zaczęłam szybciej oddychać – Ale ona nalegała, planowała swoją śmierć od samego rana. Powinnam się domyśleć, ale była taka szczęśliwa tego dnia – zaczęłam szybko chaotycznie mówić, płacząc jednocześnie
- Vixen oddychaj – usłyszałam. Od razu podniosłam wzrok na właściciela głosu, którym wydawał się Rihan. Przysunął się bliżej mnie i objął czule ramionami.
- Dawaj, jak kiedyś – powiedział cichym i spokojnym głosem – Wdech, wydech – mówił jeszcze ciszej głaszcząc mnie po plecach, a ja wykonywałam jego polecenia, powoli się uspokajając.
- No i super – odsunął mnie lekko i na mnie spojrzał – Wiesz, że to nie twoja wina?
Spuściłam wzrok.
- Vix. To nie twoja wina, pamiętaj o tym. Nie możesz się całe życie tym obwiniać – wyszeptał. Jego głos był kojący.
Patrzyłam w jego ciemne tęczówki, które lekko lśniły.
- A teraz się wyśpij. – podał mi tabletki z komody obok – Jest środek nocy
Wzięłam od niego tabletki i położyłam się do łóżka.
Gdy usłyszałam zamykające się drzwi, przymknęłam oczy.
Byłam słaba. Po prostu kurwa słaba.