Siedziałam na łóżku w swoim pokoju, bazgrząc coś po kartce.
Była północ.
Pięć godzin do popełnienia największego morderstwa, w moim wykonaniu.
Przeniosłam zamglony wzrok na okno. Zmarszczyłam brwi gdy zobaczyłam czarną postać na balkonie. Stała do mnie tyłem.
Wstałam, biorąc mały sztylet i podeszłam do okna. Otworzyłam drzwi z impetem i nakierowałam ostrze na nieznajomego.
- Spokojnie, dziwko - powiedział, a ja od razu rozpoznałam kto stoi na moim balkonie o jebanej północy, paląc papierosa.
- Ja pierdole, Trevor - westchnęłam - Wypierdalaj stąd.
- A może ja też zmieniłem osobowość i jestem teraz... Max?
- Pierdol się...
- ... Max - dokończył za mnie śmiejąc się. Wystawiłam w jego kierunku środkowego palca, nadal zaciskając palce na sztylecie.
Przewróciłam oczami i zabrałam chłopakowi z rąk paczke z papierosami. Wyjęłam jednego.
- Masz ogień? - zapytałam.
- Nie - powiedział, po czym podał mi różową zapalniczkę. Gdy ją zobaczyłam od razu wybuchnęłam śmiechem.
- Widać, że to twój ulubiony kolor - wydusiłam
- No, nawet majtki mam tego koloru... Chcesz zobaczyć?
- Podziękuje
- No może kiedyś - wzruszył ramieniem, a ja odpaliłam papierosa i się nim zaciągnęłam.
Chwile tak staliśmy, nie odzywając się.
Lubiłam cisze, bardzo. Zawsze irytoiwało mnie jak byłam z kimś, a ten ktoś bardzo pragnął zabić tą ,,niezręczną" cisze, jakimiś niepotrzebnymi pytaniami.
Jedyną osobą która mogła je zadawać był Harry. Nienawidził ciszy. Zasypiał ze słuchawkami, ciągle gadał, ale ja to lubiłam.
Zerknęłam na Trevora, który jak sie okazało, skupiał swój wzrok na mnie.
- Co się gapisz?
- Oczy mam
- Jeszcze - ostrzegłam, unosząc sztylet.
Po chwili podszedł do mnie, od razu po tym gdy wyrzuciłam peta do popielniczki, gasząc go. Chłopak stanął na przeciwko mnie, uniósł rękę i dotknął mojego policzka.
- Twoi rodzice, chcieliby się z tobą zobaczyć... Nie ładnie tak uciekać, co nie?
Wgapiałam się w niego, marszcząc brwi.
- Jesteś trochę nie posłuszna
- Zamknij morde, bo brzmisz jak jakiś stary profesorek grożący uczennicy, że zaraz weźmie ją i zerżnie na biurku
- Chciałabyś tego? Niestety kochana, ale muszę cię zmartwić... Nie jestem starym profesorkiem, a ty nie jesteś moją uczennicą
- Ta? To bombastycznie
Wyrwał sztylet z dłoni i przyłożył go do mojej szyi, przyciskając go do niej.
- Szybko byś się wykrwawiła jakbym go wbił, prawda?
- No co ty nie powiesz Sherlocku - powiedziałam, patrząc na niego niezwruszona. Nie raz mi groził i chuja zrobił.
Nagle, totalnie z dupy, przycisnął ostrze, od razu odsunęłam jego ręke. Poczułam na szyi, jak brunatna ciecz spływa mi po niej.
- Pojebany jesteś - wydusiłam, łapiąc się za tamto miejsce
Trevor wzruszył ramionami i zabrał mi mój sztylet chowając go do kieszeni.
- Każdy z nas jest... puttana
(z włoskiego: kurwa)