2.

70 7 20
                                    

Wieczór mijał braciom całkiem dobrze. Po wcześniejszych złych nastrojach i chwilowym szoku po poznaniu dziwnej barmanki nie było śladu. Na stolik wjechało kolejne już piwo i rozmowa zeszła na temat z przed lat. Jay zaczął wypominać Willowi jak w czwartej klasie próbował zabrać jego plecak do szkoły, bo był lżejszy niż jego własny. Gdy jednak już zahaczyli o wspomnienia z dzieciństwa nie sposób było nie wspomnieć także ich rodziców. 
- A pamiętasz, jak mama co roku przekonywała nas, że choinka świąteczna robi się co raz mniejsza, bo oddaje nam swój wzrost? - Will zaśmiał się po czym spojrzał na brata z taką samą nostalgią jaką on miał w oczach. 
- Wciskała nam to do czasu, aż pani Suzy z biologii nie zaprosiła jej do szkoły, bo mały Jay opowiadał w klasie jak to rośnie przez choinkę bożonarodzeniową! - Te wspomnienia były cenne, w szczególności gdy obaj pamiętali jak niewiele czasu później dostali z matką. Była im potrzebna chwila by przetrawić żal jaki zawitał w ich sercach. Wypili jeszcze kilka piw po czym Will powiedział pass. 
- I już?? - zapytał Jay wypijając ostatni łyk piwa. - Jest dopiero jedenasta! - oburzenie było bardzo widoczne na jego twarzy, ale lekarz tłumaczył się swoją pracą. - Jasne, zostaw mnie samego - marudził. - Jak ja do domu w ogóle wrócę? - Jay był nieźle wstawiony, ale chciał pobyć jeszcze z bratem w pubie wśród ludzi. Jego alternatywą było puste mieszkanie i samotność. 
- Już wychodzicie? - barmanka pojawiła się znikąd obok stojącego już Willa. Po poznaniu braci kilka razy zjawiła się przy ich stoliku z nowo otwartym trunkiem, rzucała przy tym zalotne spojrzenie młodszemu z nich, jednak ten tylko wpadał w osłupienie, więc postanowiła zachować dystans. Teraz jednak zobaczyła zza baru jak jeden z braci zbiera się do wyjścia, postanowiła się pożegnać.
- O jedenastej zaczynam długi dyżur, muszę się wyspać - oznajmił pewnie.
- Lekarz? - uśmiechnęła się. - Dobrze wiedzieć. Przepisujesz recepty dla znajomych?
- Tylko jeśli coś im dolega - odparł pewnie.
- Oj, zawsze coś się znajdzie -  rozbawiona spojrzała na drugiego z braci. Ten ewidentnie miał już dosyć alkoholu na ten dzień, z tego co naliczyła był o cztery piwa do przodu w stosunku do Willa. Ciekawił ją powód jego zachowania. - Zabierasz go ze sobą?
- Chyba będę musiał - Will chciał podejść do brata, by pomóc mu zebrać się do wyjścia. Jednak ten nie zamierzał iść z nim.
- Chyba przykleił się do tego krzesła - zażartowała brunetka.
- Albo nie chcę cię spuścić z oka - Will chciał dać znać dziewczynie, że Jay cały wieczór na nią zerkał. Nie zdając sobie sprawy, że ona to widzi. Szkoda tylko, że zamiast okazać jej to zainteresowanie zajął się piwem i przyjął postawę cichego wielbiciela.
- Hej, ja to wszystko słyszę - buczał pod nosem Jay, nie był zadowolony z tego co słyszy. - I nigdzie się nie wybieram. Poproszę jeszcze jedno - rzucił do barmanki. Will starał się go przekonać, jednak o mały włos nie wywołał tym bójki.
- To może ja go dostarczę do domu po zmianie? - Obaj panowie zerknęli na niską osóbkę przed nimi. Zmierzyli ja wzrokiem i chcieli wyjaśnić dlaczego myślą, że nie dała by rady pomóc dojść mu do drzwi, a co dopiero wsadzić do taksówki. - Oj, już nie patrzcie na mnie z tą wyższością. Dam radę. Najwyżej go zacznę toczyć - powiedziała pewnie. - Chyba nie mieszka gdzieś pod górkę? - Will dostrzegł, że dziewczyna żartuje i gdy kolejny raz Jay odmówił wyjścia, podał adres młodszego Halsteada barmance życząc jej powodzenia.
- Hej - Jay zatrzymał dziewczynę nim wróciła do swojej pracy. - Ja naprawdę nie jestem pijany... ani rudy.
- Nie? - Zbliżyłam się do niego. Kokieteryjnie spojrzała z pod swoich różowych okularów opierając się o stolik. - A to szkoda.
- Że nie jestem pijany? 
- Nie, że nie jesteś rudy - przysunęła swoją twarz do jego co sprawiło detektywowi problemy z oddychaniem. - Lubię rudych! - uśmiechnięta odwróciła się zostawiając lekko oszołomionego Halsteada.


Budzik oznajmił głośnym buczeniem, że wybiła już szósta. Z ledwością poruszał swoimi kończynami, jednak siła woli była mocniejszą niż jego psychiczny dół. Usiadł na łóżku ze zwiększoną głową. Chwilę zajęło mu zanotowanie iż jest prawie nagi. Miał na sobie tylko bieliznę. Próbował sobie przypomnieć jak dotarł do domu i wtedy go oświeciło. Brunetka z baru stanęła mu przed oczami jak żywa. Przebłyski wspomnień zalały go falą wstydu, żalu i kaca, tyle że moralnego.
- Co musiała sobie o mnie pomyśleć - westchnął zażenowany swoją osobą. - Brawo, jesteś spalony w tamtym pubie. Obrał kierunek łazienka by zmyć z siebie zapach zeszłego wieczora. Potem przebrał się w wygodne ciuchy i ruszył do pracy.

Rekrut - CHICAGO PD (FF)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz