Siedzieli w biurze na piętrze sprawdzając dowody i akta jakie Klaus zostawił w mieszkaniu Joylin. Robili to już trzecią godzinę z nadzieją, że w kolejnych będzie odpowiedz na ich pytania. Co jakiś czas zerkali z nad komputerów na siebie, kiedy te drugie nie widziało. Joylin osiągnęła swój cel. Ma wkład w śledztwo. Może być pewna, że w końcu ktoś szuka sprawcy. Teraz jednak gdy jest tu, tuż obok swojego byłego czuje ścisk w żołądku. Tęskniła za nim, a brak możliwości by go dotknąć czy normalnie zamienić z nim słowo sprawia jej dyskomfort. Jay natomiast czuł już tylko złość. Przez ostatnie tygodnie myślał o dziewczynie i o tym jak bardzo cierpi z powodu straty brata. Starał pogodzić się z jej odrzuceniem. Czuł, że robi coś strasznego zostawiając ją samą sobie bez wsparcia. Jednak chciał uszanować jej wolę, a teraz widzi, że dziewczyna nie opłakiwała swojego brata jak myślał, że to robi. Zajęła się kopaniem w sprawie kryminalnej, chociaż nienawidzi tej pracy. Dosłownie to było powodem ich zerwania. Praca w policji była dla niej złem wcielonym, a teraz? Zmieniła zdanie? Czuł się oszukany i zraniony. W dodatku to jak wygląda, jak wrak człowieka. Zaniedbała się.
- Hey - do biura wszedł Ruzek. - Nie chcę przeszkadzać, ale zamawiamy jedzenie. Chcecie coś konkretnego?
- Nie dziękuję - odparła Joylin nie odrywając się od przeglądania nagrań.
- Może coś do picia? - dopytywał Adam, wymienił nawet spojrzenia z przyjacielem. Obaj myśleli to samo.
- Nie dziękuję - powtórzyła.
- Spędzicie tu jeszcze dobre kilka godzin. Może jednak coś zjesz? - na swoje pytanie nie dostał już odpowiedzi. Jay miał dość.
- Ruz, weźmiemy dwie pizze i dwie kawy. Jedna z mlekiem dla Joylin, dla mnie jak zwykle czarna - powiedział pewnie.
- A pizze z...
- Dla mnie jakąkolwiek, a dla niej Margherita - wyjaśnił na co Adam przytaknął i zniknął za drzwiami. Willard nie odezwała się przy tym ani słowem. Dalej grzebała w dokumentach szukając czegoś, jakby wcale nie słyszała co właśnie powiedział Halstead. Jay nie zamierzał jako pierwszy łamać tego chorego dystansu między nimi. Po prostu nie mógł pozwolić dziewczynie na głodówkę. Zastanawiał się czy to aby nie jakaś forma kary dla samej siebie. Przerabiał i ten etap żałoby, nie najlepiej na tym wyszedł.
Kilka minut później do gabinetu wrócił Adam z dwiema gorącymi kawami, postawił je informując, że za godzinę będzie pizza. Joy w tym czasie przemyślała wszystkie za i przeciw prawdopodobnej kłótni z Jayem. Postanowiła się odezwać.
- Chyba wyraźnie zaznaczyłam, że nie chcę jeść, ani pić - oznajmiła patrząc na pogrążonego w lekturze detektywa. - Nie dotarło do ciebie? - Detektyw nie wytrzymał. Jej oburzenie przelało czarę goryczy. Rzucił długopisem opierając się o fotel. Czy ona ma do niego pretensje, że o nią dba? Wściekły wstał podchodząc do dziewczyny.
- Nie, nie dotarło! - warknął. - Mam w dupie twoje życzenia. Jak widzę ty sama nie wiesz czego chcesz. Powiedziałaś, że nienawidzisz tej pracy, bo zabrała ci wszystko, aż tu nagle wbijasz na posterunek oskarżając mojego szefa o śmierć swojego brata. Mówisz, że ta praca to dół, w który wpada trup za trupem, a sama w tym czasie prowadziłaś swoje dochodzenie. Masz czelność jeszcze wytykać mi, że nie szanuje twojej woli? - nachylając się nad nią ściszył głos. - Wrzeszczałaś, że ten gość odebrał ci wszystko, ale to nie prawda. Sama mnie odtrąciłaś. To był twój cholerny wybór. Odsunęłaś mnie od siebie, bo bałaś się, że znów ta praca ci kogoś odbierze, a w tym czasie sama bawiłaś się w glinę poświęcając siebie. Jak ty wyglądasz? Kiedy ostatnio jadłaś, albo piłaś. Jesteś jak żywy trup. Miałaś dbać o siebie, tylko dlatego ci odpuściłem! Bo wierzyłem, że robisz to dla siebie! Teraz widzę, że to wszystko było jednym wielkim kłamstwem. Wiec z łaski swojej zamknij się, pij tą kawę, a kiedy Adam przyniesie pizzę zjedz ją! Żebyś miała siły złapać typa, który naprawdę jest odpowiedzialny za śmierć twojego brata. - Joylin była w szoku. W życiu nie widziała takiego Jaya. Przełknęła szok jaki zacisnął jej gardło po czym patrzyła jak detektyw wraca do swojego biurka. Zapamiętał wszystkie jej słowa z dnia pogrzebu? Dla niej samej te wspomnienia, mimo iż minęło dopiero dwa tygodnie, były tak zamglone, że nie powtórzyłaby co wtedy mówiła. Nie zdawała sobie sprawy jak bardzo go zraniła myśląc o sobie. Raz jeden postanowiła być samolubna i żałuje tego. W tamtym momencie była przekonana, że robi dobrze. Wierzyła, że odsunięcie od siebie wszystkiego co było związane z policją będzie właściwe. A potem przeczytała kartkę, która wypadła z rzeczy brata, i tak się zaczęło. Wiele razy chciała zadzwonić do Jaya, ale szybko przypinała sobie jak się z nim pożegnała. Było jej wstyd. Zrozumiała co zrobiła. Spojrzał na kubek z gorącym napojem. Złapał za ucho przystawiając sobie do ust. To było ciężki doświadczenie. Od wczorajszego wieczora, od ostatniej szklani wody niczego nie miała w ustach. Jay ma rację. Zaniedbała się. Upiła łyk czując smak mleka i kofeiny. Oblizała usta odkładając kubek. Detektyw przyglądał się temu obrazowi nędzy i rozpaczy, zadowolony, że w końcu przemówił jej do rozumu. Przynajmniej częściowo, bo jeśli naprawdę jego Joy wróci, to z pewnością nie będzie potulnie wykonywać poleceń. Póki co ważne, że zrobiła pierwszy krok by w końcu stanąć na nogi. Mimo swojego zadowolenia nie okazał go na zewnątrz. Gdy tylko dziewczyna odstawiła kubek spuścił z niej wzrok.Mijały godziny, a oni dalej niczego nie znaleźli. Voight wpadł godzinę temu by sprawdzić jak idzie im wspólna praca. Tak gęstej atmosfery się nie spodziewał. W powietrzu wisiała burza. Jak szybko wszedł do pokoju tak szybko z niego zniknął. Wierzył, ze Halstead da sobie radę z byłą. To napięcie gęstniało do momentu aż Ruzek zjawił się z pizzą. Jay od razu zabrał się do jedzenie. Joylin nie. Zdenerwowany Halstead nie odpuścił.
- Zjedz coś - powiedział.
- Zaraz, skończę oglądać to nagranie - odparła.
- Do oglądania potrzebne ci są oczy, nie dłonie.
- Potrzebne są też usta, a jakoś ty nie zamknąłeś się jeszcze jedząc swój obiad - odparła. Irytowało ją, traktowani jej jak dziecko. Halstead za to nie zamierzał odpuścić. To, że odgryzła się mu wywołało uśmiech, który szybko zdusił.
- Mam cię nakarmić? - kontynuował.
- Spróbuj, jak ci się uda kupie ci brelok z napisem "bohater" w nagrodę.
- Wow, brelok... kuszące, ale wolałbym w nagrodę żebyś nie głodowała, da się załatwić?
- Co ty masz z tym jedzeniem? Jakiś fetysz sobie wyrobiłeś przez ostatnie dwa tygodnie? Czy to red flag, którego wcześniej nie widziałam?
- Wydaje mi się, że to raczej instynktownie ojcowski, bo moja ex zachowuje się jak dziecko - odszczeknął się.
- Wiesz co Halstead, wal się. Nie muszę tego słuchać.
- A właśnie, że musisz - odparł było miło przez chwilę, ale teraz właśnie przestało. - Sama się tu zgłosiłaś, więc teraz nie marudź tylko poznaj pierwszy zasadę tej pracy. Kiedy zaczynasz pracę policji pierwsze czego uczą to "twoje bezpieczeństwo jest najważniejsze, trup nie pomoże nikomu!" Więc wybacz jeśli wchodzę w twoją strefę komfortu, ale nie chce byś sama sobie szkodziła. Zombie nie pomoże nam w złapaniu tego psychola. - Kolejny raz Halstead zakończył dyskusje z wygraną po swojej stronie. Joy się to nie podobało, ale musiała ustąpić. Może on naprawdę ma rację. Zaniedbała się, dlatego jej myślenie i ruchy są spowolnione. Nie ma już tych ciętych ripost jak wcześniej. Spojrzał na pudło z pizzą. Otworzyła je kapitulując. Kiedy wzięła gryz od razu poczuła jak głodna jest.
- Zadowolony? - zapytała
- Tak - odparł pewnie sam kończąc kolejny kawałek.
Nie chciała tego przyznać, ale Jay miał rację. Była głodna i spragniona. Przez ostanie dwa tygodnie nie zjadła niczego porządnego. Piła tylko kranówkę. Zdarzyło jej się kilka razy zemdleć, ale tego też nie może przyznać. Po prostu, ważniejsze stało się dojścia do prawdy niż ona sama.Jay przeciągnął się na swoim krześle czując zmęczenie. Spojrzał na Joylin, która robiła co mogła by nie zasnąć. Była uparta, zawzięta i cholernie piękna, nawet jako zombie. W głębi duszy zranione ego Halstead powoli lizało rany, a do głosu doszedł tak zwany rozsądek. Uświadomił sobie, że jest nie ważne jak, ważne, że znów ma Joy przy sobie. Cieszyła go myśl o codziennym spędzaniu i nią ośmiu godzin w pracy. Przynajmniej na razie tylko w pracy.
- Na dziś wystarczy - oznajmił. - Odwiozę cię do domu.
- Przyjechałam autem, jak chcesz możesz iść, ja zostanę jeszcze - odpowiedziała notując coś na kartce.
- To nie było zaproszenie, a rozkaz - odparł stając przy jej biurku. Znów mu się sprzeciwiała, chcąc sobie zaszkodzić. Nie pozwoli na to.
- Nie przyjmuje rozkazów - zadarła głowę by na niego spojrzeć. Jej sińce pod oczami stawały się co raz ciemniejsze. Twarz, mimo iż dziewczyna jadła i piła, wciąż była blada. Detektyw zerknął na dłoń, na której zwykle była rękawiczka. Blizna przez bladość skóry stała się jeszcze bardziej widoczna. Brzegi zaleczonej rany wyglądały jakby nie mogły się do końca zregenerować. Nagle przypomniał sobie co powiedział Klaus. Jak opisał co zrobiła jej matka. Miał ochotę wziąć odwet na tej kobiecie i wtedy zrozumiał. Skoro ta jedna rana z przed lat tak działa na niego, to dlaczego dziwi go, że Joy nie chce odpuścić. Złamała swoje wszystkie zasady, by dopaść mordercę swojego brata. Przykucnął obok opierając się o fotel.
- Jeśli chcesz tu zostać, zostanę z tobą - powiedział spokojnie. - Chociaż wolałbym, byś odpoczęła w domu i wróciła tu jutro z nowymi siłami - dodał. Joy spojrzała na niego widząc troskę w jego oczach. Była pewna, że powinna zostać i dalej pracować, tyle że naprawdę nie miała na to siły. Była wyczerpana.
- Muszę... - zaczęła, ale nie mogła powiedzieć tego co myśli. - Odwieziesz mnie?
Naprawiamy Joy! XD
Zostaw po sobie ślad!
Miłej niedzieli ❤❤🧡🧡❤❤
CZYTASZ
Rekrut - CHICAGO PD (FF)
FanfictionNajważniejsza sprawa od lat zaczyna robić ostatnie okrążenie w mieście Chicago, dlatego wywiad wymaga udziału w akcji wszystkich dostępnych sił. Także rekrutów ostatniego roku szkoły policyjnej. Nim dochodzi do tragicznych wydarzeń, Jay zostaje zaci...