8.

57 7 26
                                    


Zajechał pod swoje mieszkanie czując zmęczenie. Od opuszczenia baru nie mógł przestać myśleć o Joy i Klausie. Ta rodzina była pokaleczona. Nie tylko w duchowym znaczeniu. Tyle razy chciał zobaczyć ranę Joy, dziewczyna nie pozwalała tłumacząc, że wygląda obrzydliwie. Potem odwracała jego uwagę pocałunkiem czy po prostu zmieniała temat. Mógł domyślić się, że to nie tylko głupi wypadek. Siedział w aucie zastanawiając się, czy to dobry pomysł by zapytać Joy o sprawę matki? Nie chciał znów zobaczyć jej bez uśmiechu na twarzy. Nie, nie był gotów by grzebać w jej przeszłości. Klaus powiedział mu prawdę. Tyle mu wystarczyło. Potrzebował jakiegoś wytchnienia nie kolejnych godzin spędzonych na wzajemnym pocieszaniu. Miasto pogrążone było w chaosie, jego życie zaczynało być spowijane ciemnymi chmurami. Marzył by ktoś czekał na niego w domu. By mógł, choć na moment, zapomnieć o Bożym świecie. Wysiadając z auta zobaczył kontem oka, zaparkowany na drugiej stronie ulicy czarny Chevrolet. Uśmiechnął się na jego widok. Całe zmęczenie wyparowało, wbiegł pod schody mając nadzieję, że nie wydaje mu się i to było auto barmanki.

Siedziała przy drzwiach jego mieszkania ubrana w zielone spodenki, szary szeroki top i luźno opadającymi włosami na twarzy. Obok niej leżała niewielka sportowa torba, a sama ona ze zwiększoną głową wkładała kolczyki do ucha. Gdy zauważyła ruch spojrzała na niego radośnie unosząc kąciki ust. 
- Chyba nie byłby to głupi pomysł, gdybyś w końcu dał mi klucze - oznajmiła. - Przygotowałabym kolację. A tak musiałam wstąpić do Taco. - Pokazała mu torbę z jedzeniem. Jay nie był głodny, przynajmniej nie w sensie żywieniowym. Gdy tylko ją zobaczył u swoich drzwi serce przyspieszyło rytm, a cała krew powędrowała w jedno miejsce. Jego ukojenie czekało kilka metrów od niego.
- A mówiłem ci, że powinnaś mieć moje klucze? - podał jej dłoń by wstała. - Ale nie chciałaś słuchać - dodał wkładając klucz do zamka. Joy oparta o drzwi czuła, że chyba z kolacji nici. Z Jaya aż kipiało pożądanie. 
- Oj tam - szepnęła zarzucając mu ramię na ramiona. - Dasz mi je teraz. - Nie potrafił sobie poradzić z zamkiem przez jej dotyk. Gdyby nie resztki samokontroli nie kłopotałby się z wejściem do mieszkania, po prostu wziąłby ją przed drzwiami. Obecność Joy rozpraszała go. Oboje chichotali z sytuacji. Kiedy otworzył w końcu drzwi wpadli do środka razem, ledwo utrzymując się na nogach. Wybuchli śmiechem. Jay już chciał zabrać się za całowanie swojej ukochanej, ale przerwała mu. - Torba! - przypomniała sobie. 
- Co w niej jest? - zapytał sięgając po nią na korytarz.
- Moje rzeczy - odparła. Posłał jej pytające spojrzenie. - W końcu nie mogę spać u ciebie co dziennie i wychodzić w tych samych ciuchach, w których przyszłam. Marnuje czas na jazdę do domu, przebieranie się i transport do pracy. Poza tym to mało higieniczne. - Jej wyjaśnienie przekonało detektywa.
- Fakt, powinniśmy częściej brać prysznice - odparł zdejmując kurtkę.
- O Boże. A ty tylko o jednym - westchnęła udając znudzoną. Szybko jednak wróciła do swojej miny flirtującego niewiniątka. - Nie czekałam tyle przed drzwiami, żeby od razu lecieć pod prysznic. Łóżko jest wygodniejsze - szepnęła wskakując na niego jak małpka.

Jay nie ogarniał co dzieje się w jego życiu. Nigdy wcześniej nie był aż tak szczęśliwy. Nigdy wcześniej też tak naturalnie i bez dziwnej atmosfery, żadna dziewczyna nie "wprowadziła się" do jego mieszkania. Każdy krok w swoich związkach miał przemyślany. No może z wyjątkiem rychłego pierwszego ślubu. Zawsze uważał, że wspólne mieszkanie czy nazywanie relacji związkiem to coś ważnego. Może się mylił, przywiązywał zbyt dużą wagę do tego i to było powodem niepowodzeń? A może potrzebował u swojego boku, kogoś kto nie zwraca uwagi na niuanse, po prostu cieszy się życiem? Joylin właśnie taka jest. Ona jest inna niż wszystkie jego dotychczasowe partnerki i dlatego tak dobrze się z nią czuł. 

Siedzieli owinięci pościelą zajadając tacos, które przyniosła Joy. Było dobrze po drugiej w nocy. Nim zdążyli się sobą nacieszyć i zmęczyć na tyle by odpuścić sobie kolejne pieszczoty minęło trochę czasu. Detektyw czuł się tak zmęczony gdy wrócił do domu, teraz myśli tylko o tym by nabrać siły, bo przy nim siedziała najpiękniejsza półnagi istota tego świata.

Rekrut - CHICAGO PD (FF)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz